Najlepsza darmowa gra od dawna. Przez ten tytuł zapomniałem o wszystkich innych
Oczekiwań wobec Marvel Rivals nie miałem absolutnie żadnych. Dostrzegając jednak podobieństwo z choćby Overwatch, nie omieszkałem spróbować i… wsiąknąłem. Spośród wszystkich ostatnich dużych premier free-to-play to właśnie ta gra za darmo zdobyła najwięcej mojej uwagi. I tak, zasługuje również na Waszą.
Nie zamieszam tu reklamować dzieła NetEase. Z drugiej strony nie sposób zaprzeczyć, że dobrym rzeczom po prostu należy się poświęcenie troszkę uwagi. Patrząc na ostatni renesans większych, ambitnych tytułów free-to-play, gracze chcący oszczędzić na nowościach mają co najmniej kilka powodów do świętowania.
Wielkie gry za darmo w grudniu
Pierwszym ze wspomnianych powodów jest akurat Delta Force. Hype’owana przez bardzo długi czas produkcja stanowiąca wielki powrót uwielbianej marki w końcu trafiła na Steam i… no cóż, nie jest źle. Pisząc to, mam jednak świadomość, że dla wielu graczy jest wręcz katastrofalnie. Do tego z winy samych twórców. Tępienie cheaterów zasługuje na najwyższy wyraz uznania, ale czemu trzeba to robić takimi metodami?
System anti-cheat na poziomie jądra systemu nigdy nie będzie dobrze odbierany przez społeczność, która niejako musi cierpieć z winy de facto cheaterów. Czy to działa lepiej niż spora konkurencja na rynku takich rozwiązań? W zasadzie – i tak i nie. Niemniej kontrowersyjne metody, problematyczne mikropłatności czy może nie do końca spełnienie wizji konkurencji Battlefielda dość szybko mnie zniechęciły. Zresztą, może to i dobrze, bo dzięki temu sięgnąłem po Marvel Rivals.
Zanim jednak grę odpaliłem, było kilka innych dużych premier free-to-play. 30 milionów chętnych jeszcze przed premierą Infinity Nikki brzmiały jak mokry sen każdego dewelopera i mimo że gra zdobyła zadziwiająco solidne noty, nie będę nikogo oszukiwał, że rozgrywka opierająca się na przebieraniu średnio do mnie przemawia. I być może – gdyby nie sporo innych gier na kupce wstydu – jeszcze bym spróbował.
Powiększająca się kupka gier
Do tego wszystkiego doszły jeszcze premiery, które wypadałoby nadrobić (tak, dopiero zacząłem God of War Ragnarok, już o Indiana Jonesie nie wspomnę) czy bogata oferta Amazon Prime Gaming. Zasada jest prosta – większość rozdawanych za darmo gier tak naprawdę nam po nic. Ot, przypisujemy je do konta, ale raczej nie będziemy w nie grać. Z grudniowym zestawiem Prime’a chciałem postąpić inaczej, bo jednak to kilka udanych gier Warhammer. Miałem je na liście od bardzo, bardzo dawna.
I w tym całym zamieszaniu mój przyjaciel powiedział “zagrałem w Marvel Rivals“. Dodał później, że “jest niezłe”, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Przede wszystkim mówimy o człowieku, który średnio trawi kino superbohaterskie i raczej mało obchodzi go uniwersum Marvela. Ponadto nie jest też wielkim fanem hero shooterów. Potem sam zacząłem dostrzegać podobieństwa do Overwatch. I te dwie rzeczy naraz przekonały mnie. Od razu.
Overwatch (i ta nieszczęsna “dwójka”) to akurat gra, w której przegrałem chyba najwięcej godzin w ogóle. Oczywiście, zbyt wiele czasu pochłania CS czy Call of Duty, ale w dzieło Blizzarda grałem w większości sam i to szalenie namiętnie. Było też Paladins, kilka innych konkurencyjnych projektów, ale żaden inny hero shooter aż tak mnie nie wciągnął. No więc dałem Marvel Rivals szansę, bo od jakiegoś czasu OW2 może co najwyżej wywoływać napady senności, a nie emocje towarzyszące tej grze od początku jej istnienia. Albo po prostu mi się to przejadło, sam nie wiem.
Marvel Rivals jest dobre i to nie tylko dla fanów Marvela
Choć zaintrygowany nową grą NetEase czułem się od dawna, to jednak cała ta marvelowska otoczka skutecznie mnie zniechęcała. Lubię superbohaterskie kino, ale Disney kompletnie pogubił się w swoich próbach zdobycia pieniędzy od fanów komiksów. Raz na jakiś czas zachęci mnie jakiś nowy serial czy film, ale z racji tego, że do jego pełnego zrozumienia potrzeba obejrzeć poprzednie 7 filmów czy 3 seriale, to trochę mi to zbrzydło. Zakładałem, że i od gry się odbiję, skoro licencja Marvela ewidentnie nie została wycelowana we mnie.
A jakże się myliłem! Jeśli czytają to jacyś “nie-fani” Marvela, a jednak lubujący się w dobrych grach multiplayer, entuzjaści oszczędzania (w końcu to gra za darmo) albo po prostu ci, którzy mnóstwo godzin spędzili w hero shooterach – spróbujcie. Nie żartuję, bo ta gra z jednej strony przypomni Wam, czemu kiedyś było lepiej u Blizzarda, a z drugiej być może ostudzi negatywne emocje towarzyszące wszystkim, co związane z superbohaterami. To zupełnie odwrotny case niż w przypadku Once Human. Tamta gra wydawała się idealna dla mnie, ale jednak to nie to. Marvel Rivals wydaje się czymś zgoła innym od tego, czego mógłbym oczekiwać, a mimo to wciągnęło i to na długo.
Bowiem mamy do czynienia z fantastycznie zaprojektowanym hero shooterem opartym chyba na najbardziej bezpiecznym rozwiązaniu w historii – znanej marce. Siłą tego gatunku są przecież właśnie bohaterowie. Mają być ciekawi, mieć własną osobowość, dysponować różniącymi się umiejętnościami mogącymi wpłynąć na kształt całego pola bitwy. Overwatch zrobił to dobrze. Concord zrobił to źle. Marvel Rivals zrobił to w oczywisty sposób. No bo jak można skiepścić Spider-Mana, Star Lorda, Thora czy Iron Mana?
Czy warto zagrać w Marvel Rivals?
Tutaj mamy tych bohaterów aż 33 na starcie! Jest podział na tanka, support i atak, z czego ten ostatni zdobywa klasycznie największe uznanie wśród graczy. Kultowe postacie wprost z filmów Marvela (do tego z aktorami dubbingowymi brzmiącymi podobnie do ich kinowych odpowiedników), ze swoimi klasycznymi osobowościami. Może i niewykorzystanymi do końca, ale jednak wprowadzającymi nieco świeżości. Fajnie jest zniszczyć całą drużynę wroga ultem Iron Mana albo ochronić od niego “swoich” jako Spider-Man. To po prostu nie mogło się nie udać.
Żeby nie było, że tylko chwalę, bo są również problemy. I to natury dość oczywistej, bo związane z balansem. Niestety, ale tak duża liczba postaci na starcie rodzi niezbalansowanie drużyn, o ile tylko choćby jeden z graczy uprze się na danego bohatera. Zaskoczenie? Nie do końca. Jako przykład – Wolverine. Rosomak powinien być w stanie zniszczyć całe zaplecze leczenia wroga, ale zamiast tego wymachuje swoimi widelcami, gilgocząc wszystkich wokół. Do tego ma dość słabe ataki i rzadko kiedy się przydaje. Iron Man z kolei jest w stanie dwoma lub trzema celnymi strzałami zdjąć z niebo kilku wrogów jednocześnie.
Nie wszystko jest więc idealne, ale to problemy natury wczesnych miesięcy żywotu gry-usługi. Kusi za to system mikropłatności. Marvel Rivals nie chce wyłudzać od graczy pieniędzy, oferując praktycznie tylko i wyłącznie skórki czy inne cyfrowe duperele. Jasne, można też zdobyć kilka fantów za darmo, lecz w większości są… dość mało atrakcyjne. Niestety, coś za coś. Wolę i tak to niż zmuszanie do płacenia za boostery czy coś w tym rodzaju.
Gra Marvela, która się udała?
To też ciekawy przypadek potencjalnego hitu w postaci nowej gry-usługi. Ostatnio zdarza się to rzadko, ale być może NetEase wpadło na żyłę złota. Nieskomplikowane zasady i niski próg wejścia łączą się tu z mnóstwem godzin, jakie można poświęcić na doskonalenie umiejętności w zakresie tych kilku ulubionych postaci. Kolorowa grafika w komiksowym stylu akurat mnie nie przekonuje, ale przynajmniej gra działa dobrze (nie licząc dziwnych “zacięć” myszki). Do tego twórcy dorzucają własne koncepcje – można niszczyć niektóre elementy otoczenia. Zawaliliście kiedyś most na wroga w Overwatch? No właśnie!
Poza tym mówimy o produkcji, która niedługo po premierze może pochwalić się 20 milionami graczy. Na starcie jest tu już system rankingowy i kilka ciekawych map, choć samych trybów niestety nie znajdziemy wiele. Mimo wszystko zainteresowanie jest olbrzymie. Oczywiście teraz tylko w rękach deweloperów leżą dalsze jej losy, aby kolejna dobrze zapowiadająca się usługa nie podzieliła losów choćby XDefiant.
Poza tym to Marvel! Dla fanów już tyle wystarczy. W końcu do tej pory nie dostaliśmy zbyt wielu udanych gier z kuźni komiksów, a poprzednia gra-usługa w postaci Marvel’s Avengers po prostu umarła. Jest świetny Spider-Man od Insomniac i… no dobra, Strażnicy Galaktyki są naprawdę dobrą przygodą. Serio, polecam ograć! A tak to pustka. Szczególnie na polu tytułów nieopierających się wcale na rozgrywce singleplayer.
Marvel Rivals ma potencjał, ale co dalej?
Jakj przy każdej nowej grze-usłudze, kluczowe są kolejne miesiące. Od nich właśnie zależy, czy NetEase może mówić o długofalowym sukcesie, czy tylko chwilowym boomie. Wiele tego typu tytułów upadło, nawet mimo dołączonej do nich metki “free-to-play”. Jeśli twórcy opiją sukces za mocno i potem zapomną o dodawaniu nowości, to i gracze to zauważą, po czym zrezygnują. I nawet jeśli Overwatch 2 jest regularnie hejtowane i atakowane, to jednak Blizzard wie, jak wzbudzać zainteresowanie. A czy twórcy Marvel Rivals też to wiedzą?
Tak czy inaczej, mówimy o zaskakująco dobrze zaprojektowanym hero shooterze. Rewolucji w nim nie ma, bo jednak to gra oparta na szalenie popularnej licencji, będąca efektem zmieszania ze sobą wielu różnych pomysłów z innych tytułów. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że bawię się wyśmienicie. I nawet jeśli czasami wdaje się zbyt duża powtarzalność, wystarczy wymienić postać czy w ogóle rolę i już jest lepiej. Jeśli przecieki się sprawdzą i twórcy faktycznie szykują co najmniej kilku nowych bohaterów, chyba śmiało możecie grać i nie bać się, że wkrótce gra podzieli los XDefiant na wysypisku nieudanych, acz ciekawych koncepcji.