TOP 10 gier, których twórcy powinni się wstydzić
Premierze nowych gier towarzyszy wyjątkowy klimat. Przecieki, liczne trailery i masa zapewnień bez przerwy docierają do nas, podsycając ekscytację i kreując ślepe przekonanie, że właśnie ten tytuł będzie wyjątkowy. W końcu długo wyczekiwana gra ląduje na sklepowej półce, możemy ją kupić i sprawdzić na własne oczy, czy rzeczywiście deweloperzy spisali się na medal, czy konkretnie minęli się z prawdą. Niestety, często doświadczamy uczucia zawodu, a pierwsze, najważniejsze wrażenie, zostaje zaprzepaszczone.
Wielu deweloperów przecenia swoje możliwości, lub po prostu z braku czasu i środków na dalsze prace, świadomie tworzy gry niedopracowane, które w wielu przypadkach w ogóle nie powinny pojawić się w sprzedaży! Niektórzy twórcy wykazują chęć pomocy w naprawie takich gier, inni zaś robią dobrą minę do złej gry. Wszystkich łączy jedno – powinni się choćby trochę wstydzić z produkcji, o których przeczytacie poniżej.
10. Call of Duty: Black Ops Declassified (Nihilistic Software Inc., 2012)
Na fali niesłabnącej popularność Call of Duty, Activision próbowało kilka razy odcinać kupony od serii, m.in. dzięki wersjom na konsole przenośne. Niestety przeważnie okazywały się one półproduktami, które z właściwymi odsłonami miały tylko wspólną nazwę. Począwszy od Call of Duty na Nokię N-Gage ze skandalicznie bliskim draw distance i niskim frame rate’em, przez kilka niezłych, jak na możliwości sprzętowe odsłon na Nintendo DS, jednak z oczywistych względów wciąż dalekich od wersji na stacjonarne sprzęty, a kończąc na spin-offie Black Ops II na PlayStation Vitę, który miał największy potencjał na przedstawienie wojennych zmagań w stylu, do jakiego przyzwyczaił nas amerykański deweloper.
Call of Duty: Black Ops Declassified, bo tak brzmiał oficjalny tytuł pierwszej (i póki co ostatniej) odsłony serii na Vitę, mógł działać na wyobraźnię. Popularny shooter na mocarnej konsolce Sony wydawał się pewniakiem, który pomoże w sprzedaży handhelda. Niestety po premierze entuzjazm fanów mocno ostygł, a wszystko za sprawą podejścia dewelopera do tej wersji. Declassified było jak Kinder Niespodzianka bez… niespodzianki, czyli filmowych zwrotów akcji i dramaturgii trzymającej w napięciu. Gra raziła przaśnością, za sprawą kiepskiej SI przeciwników i kompanów, małej swobody na planszach, czy wykonaniem niegodnym tak zaawansowanego sprzętu, jakim jest PlayStation Vita. Żeby tego było mało, tytuł nie posiadał auto-zapisów w trakcie rozgrywki, co w razie niepowodzenia skutkowało rozpoczynaniem misji od nowa. Wisienką na tym niesmacznym torcie była sama kampania dla jednego gracza, a dokładnie jej długość, zamykająca się w 3-5 godzinach rozgrywki! Szkoda takiego zaprzepaszczenia potencjału idealnej, wydawałoby się gry dla handhelda Sony. Trudno się jednak dziwić na „jakość” Call of Duty: Black Ops Declassified – w końcu stworzyło go małe, a dziś już nie istniejące studio, które wedle przecieków w internecie, miało na to jedynie pół roku czasu. To stosunkowo mało, nawet jak na grę mobilną.