W rolach głównych: Spadek Płynności, Mr. Bug oraz Przedwczesna Premiera. Gościnnie - Wielki Sorry i Pan Nieświeży.
Powoli żegnamy rok 2014, który przyniósł nam sporo naprawdę ciekawych tytułów oraz… godziny nerwów i rzucania klawiaturą/padem. Jeszcze raz okazało się, że niektórzy deweloperzy nie wyleczyli się do końca z symptomu przedwczesnej premiery, co objawiało się babolami pokroju Assassin’s Creed: Unity. Pierwsze chwile obcowania z grą – zwłaszcza na blaszakach - przypominały tanią komedię. Te wymowne twarze bohaterów, lewitacja i inne pełzające bugi… Tylko dlaczego nikt się nie śmiał?
Może za dużo kasy poszło na reklamę, a za mało na testowanie Unity przed wypuszczeniem gry na rynek? Producenci mają jednak receptę na wszystko – patch! Nieszczęsne Unity dostało już cztery aktualizacje, lecz nawet przy tym nie obyło się bez wpadki. Łatka ważąca 40 GB? Może zgłosimy to do Księgi Rekordów Guinnessa?
Zamiast się denerwować ściągamy łatkę i cieszymy się, że w końcu możemy pograć i mamy super płynność, czyli stabilne 30 fps-ów. Szok! Kupując PS4 czy Xboksa One liczyliśmy chyba na więcej? Niestety nowa generacja konsol, pod względem płynności, nie spełniła jeszcze naszych oczekiwań. Piszę jeszcze w nadziei, że deweloperzy w końcu odkryją tajniki nowego sprzętu i 60 fps-ów stanie się standardem. Jednak czy za kadencji ósmej generacji?
[caption id="attachment_16046" align="alignright" width="368"] GTA Online czeka obecnie na dodatek z napadami. Tymczasem mamy w Los Santos prawdziwe święta.[/caption]
Najbardziej gorące tytuły 2014 roku posiadacze nowych konsol oglądali przecież w 30 ramkach. GTA V – stabilna trzydziestka, Far Cry 4 – 30 klateczek, AC: Unity, Obcy: Izolacja, DriveClub, Sunset Overdrive, The Evil Within – wszędzie 30 fps-ów.
Nawet Techland mówi o 30 klatkach w nadchodzącym Dying Light, choć początkowo celował w magiczną sześćdziesiątkę. Tłumaczenie polskiego studia jest jednak całkiem sensowne i na pewno bardziej przekonywujące niż wynurzenia Ubisoftu. Pamiętacie słynne zdanie, że 60 klatek nie wygląda zbyt prawdziwie, a dzięki 30 gra jest bardziej kinowa? Sam bym tego lepiej nie wymyślił.
Nintendowcy pocinali tymczasem w Mario Kart 8 w 60 fps-ach oraz Bayonettę 2, która średnio wyciska 40 klatek na sekundę. No, ale niższa rozdzielczość, nie było 1080p – ktoś powie. No, ale Wii U jest o wiele słabszym sprzętem – odpowiedzą inni.
Posiadacze pecetów przyglądali się konsolowej wojnie na klatki z lekkim uśmiechem, choć czasem i oni oberwali rykoszetem. The Evil Within na blaszakach pojawiło się przecież z blokadą płynności na poziomie 30 klatek i dopiero dwa tygodnie po premierze pojawił się oficjalny patch, pozwalający bez zbędnych kombinacji przeskoczyć na 60 fps-ów.
Za dużo ode mnie wymagasz
Pecetowcy mieli jednak o wiele twardszy orzech do zgryzienia niż klatki na sekundę. Tych sypnięto im pod dostatkiem, lecz jakim kosztem! Rozumiem, że wymagania sprzętowe idą w górę, lecz to, co zobaczyliśmy w tym roku...
[caption id="attachment_8156" align="alignleft" width="369"] Geralt, oszczędź nam bugów![/caption]
Niejeden gracz dostał palpitacji serca, kiedy zerknął na rekomendowany sprzęt, który odpali AC: Unity w maksymalnych detalach. Wymagania Far Cry 4 już tak nie bolały, lecz trzeba przyznać, że i tak mogły być trochę niższe. Wystarczy przecież najzwyklejszy program do poprawy optymalizacji, by wycisnąć z gry jeszcze więcej soków. Jednak zgrozą zawiało dopiero wtedy, gdy światło dzienne ujrzały wymagania do polskiego Dying Light. 16 GB RAM-u?! Na szczęście okazało się, że to zwykła pomyłka i wymaganą pamięć ścięto o połowę, podobnie jak wspomniane klateczki na sekundę.
Dobrze, że CD Projekt RED woli w tej sytuacji dopieścić trzeciego Wiedźmina. Bo chyba bym nie zdzierżył widoku Geralta fikającego koziołki na wzór Arno z AC: Unity. Zresztą większość graczy przyjęła wiadomość o przesunięciu Dzikiego Gonu ze stoickim spokojem wychodząc z założenia, że lepiej dostać dopracowany i zoptymalizowany tytuł niż przedwczesną premierę, nawet, jeśli by chodziła w 100 klatkach na sekundę.
Niestety odnoszę wrażenie, że problem z optymalizacją był jedną z większych bolączek 2014 roku. To nie nasze pecety są za słabe, tylko chęci deweloperów do napisania porządnego kodu. Tylko po co? Gracze i tak kupią, wyłożą kasę. Na reaktywację Secret Service też wyłożyli i wiadomo, jak się to skończyło. Tym na górze wydaje się czasem, że nasze portfele są bez dna, a zaufanie bezgraniczne. Jak zaliczą wpadkę, wypuszczą bubla, to patch i sorry. Ot, taka filozofia, którą zgłębiliśmy najbardziej przy okazji nieszczęsnych serwerów DriveClub.
Bez sieci jak bez nogi...
Tak, to był tytuł, który miał wstrząsnąć światem wraz z pojawieniem się na rynku PlayStation 4. Ostatecznie, po ponad rocznej obsuwie gra zawitała w europejskim PS Store. Pamiętny dzień nastąpił 8 października. Posiadacze nowej generacji od Sony chyba szybko nie zapomną tej daty. To fakt - Evolution Studios wykonało kawał dobrej roboty, lecz (o zgrozo!) komuś musiało wylecieć z głowy, że istnieje coś takiego, jak serwery, co jest raczej ważne przy gierkach stricte sieciowych.
[caption id="attachment_15609" align="alignright" width="367"] Darmowa wersja DriveClub nadal nie trafiła do PS Plus. W końcu się doczekamy...[/caption]
Zamiast siedzieć w fotelu z padem w dłoniach i ścigać się ze znajomymi, musieliśmy czytać kolejne sorry od Evo, które regularnie były publikowane na Facebooku. Robimy wszystko co w naszej mocy - ile razy to słyszeliśmy?
Podobną wtopę z niestabilnymi serwerami zaliczyła zresztą konkurencja. Jeśli macie Xboksa One i Halo: The Master Chief Collection, wiecie o czym myślę. Po premierze tej odgrzanej zresztą składanki (kotlet!) połączenie z serwerami trwało nawet kilka godzin. - Nie zapewniliśmy wrażeń z rozgrywki, na jakie zasługujecie – podkreślała Bonnie Ross, szefowa 343 Industries. No, ja się z nią zgadzam w stu procentach.
Doskonałym przykładem, że można wydać grę sieciową i przy okazji nie sknocić, było oczywiście Destiny. A jednak można! Nie dość, że dostaliśmy nowe IP, których uraczyliśmy jak na lekarstwo w tym roku, to jeszcze w miarę grywalne (choć zdarzają się zdania odmienne).
Gdzieś to już widziałem
Poczułem niesmak od nadmiaru odgrzewanych kotletów. Dobra - GTA V na konsole nowej generacji jest rewelacyjne, The Last of Us Remastered niesamowite, wspomniana składanka Halo również grywalna, miło było pograć w odświeżone Metro 2033 i Metro: Last Light. Boję się jednak, że wkrótce nie będziemy kupować nic innego, jak tylko podgrzane starocie w złotej klatce. No i czasem dostaniemy coś nowego, na przekładkę.
Szczytem wszystkiego jest Resident Evil HD, w które zagramy w przyszłym roku. Powrót do korzeni, piszczą twórcy, lecz przecież to najzwyklejszy remaster remastera. Doszło więc do tego, że deweloperzy odświeżają odświeżone. Jak tak dalej pójdzie, zamiast pracować nad nowymi grami, będą w pocie czoła remasterować, remasterować, remasterować...
Wspomina gaming lat 90. z wielkim sentymentem. Ekspert w dziedzinie retro sprzętu oraz starych konsol. Oprócz duszy kolekcjonera, fan współczesnych gier singleplayer, głównie tych na PlayStation. Specjalista w treściach dotyczących PS Plus oraz promocji. Poza pracą, fan seriali w klimacie postapokaliptycznym, koszenia trawy, rąbania drewna i zajmowania się wszystkim, by tylko nie siedzieć w miejscu.