Oto dlaczego warto sięgnąć po Resident Evil Village, nawet jeśli nie lubisz horrorów

Resident Evil Village warto kupić
PG Exclusive Publicystyka

Strach powstrzymuję Cię przed odpaleniem Resident Evil Village? Nie obawiaj się, bowiem to nie jest klasyczny horror.

Graczom, z dużym bagażem doświadczeń, seria Resident Evil od samego początku kojarzyła się z mrocznym, gęstym klimatem, od którego jeżyły się włosy. Zombie i inne zmutowane stwory były kluczem do wywołania ciarek czy krzyku. Dlatego niektórzy w trosce o własne nerwy odpuszczali sobie Residenta, aby nie śnić o zjadanym mózgu czy odgryzanej ręce. Jednak w przypadku Resident Evil Village możecie śmiało zrobić wyjątek. Wyjść z bezpiecznej strefy kolorowych platformówek, młodzieżowych seriali Netflixa lub unikania gier rozgrywających się w nocy. Tak, najnowsza odsłona to towar tak gorący i jednocześnie dobry, że musicie go spróbować.

ZAMÓW – Resident Evil Village

Resident Evil Village nie taki straszny

Może najpierw wyjaśnijmy kwestię tego, czy w Village trzeba grać w pampersach z osobą towarzyszącą. Otóż nie. W porównaniu do poprzednich odsłon, ta wydaje się najmniej podnosząca ciśnienie. Poczujemy czasami dreszcze przechadzając się po komnatach Lady Dimitrescu, szukając wyjścia z poziomu sutenerów. Niepokój wzbudzą też córy wampirze, które myślą tylko o wyssaniu z nas krwi. Mimo wszystko bliskie spotkania z potworami nie są tak straszne, jak myślicie. To nawet nie stało obok Obcego: Izolacji czy Silent Hill. Capcom stworzył część przeciwników nad wyraz dualistycznych – mogą zabić, ale wyglądają przy tym ponętnie, co łagodzi wrażenie walki o przetrwanie. Zamiast od nich uciekać niektórzy będą szukać okazji do konfrontacji. Przypomina to motyw statystów w Słonecznym Patrolu, gdzie topili się po to, by złapać cielesny kontakt z Pamelą Anderson lub Carmen Electrą.

Przeczytaj naszą recenzję Resident Evil Village i sprawdź, czy warto zagrać w najnowszą produkcję Capcomu.

Resident Evil Village

Skoro wspomniałem o walce, Village bardziej stawia na akcję niż survival. Rozgrywka odrobinę przypomina Call of Duty w świecie wilkołaków i wampirów. Choć potrafią niespodziewanie wyskoczyć zza winkla, z zaskoczenia dobrać się do szyi i zatopić w niej kły. To jednak nie są to momenty przerażające, bowiem nie wymagają od nas ucieczki. Broni i amunicji wystarczyłoby dla całej armii bohaterów (zarówno na easy i normalu). Pozostaje tylko przymierzyć i z natchnieniem opróżniać magazynki. A to w żaden sposób nie psuje nastroju, wyłącznie dodaje animuszu w sytuacjach kryzysowych i w trakcie odkrywania nieznanych lokacji. Te ostatnie to prawdziwy popis kunsztu projektantów i grafików. Rumunia w grach nigdy nie była taka urokliwa!

Piękne scenografie w nowym Residencie jak z widokówki

Z przyjemnością zwiedza się zamek Dimitrescu, nacechowany wiktoriańskim przepychem z naleciałościami architektury starożytnej. Z dbałością o detale przedstawiono ogromne wnętrza jak i ciasne korytarze niższych kondygnacji. Wszędzie coś się błyszczy, jak nie wypolerowane na kryształ wyposażenie, to światło odbijane w tafli krwi. Kontrastem dla zamku jest okoliczna wieś, swojska ze zwierzątkami, pozwalająca rozprostować nogi wśród zimowej scenerii i wilkołaków. Takie miejsca nadają się wprost do katalogu turystycznego. To ogromna różnica w stosunku do prowincjonalnego charakteru RE7, gdzie był tylko brud, smród i trwoga.

Resident Evil Village

Co przemówi na pewno do wielu graczy zafiksowanych na punkcie grafiki – Village pod względem realistycznej oprawy przegania wiele nowości. Zaprojektowane obiekty i ich tekstury wyglądają bardzo naturalnie, wiernie przedstawiając fakturę i głębię obrazu. W otwartych przestrzeniach raczej tego nie docenimy, lecz wewnątrz zamku robi to wrażenie, wręcz zachęca do dogłębnej eksploracji. Choćby w mało przytulnych lochach poczujemy się jak na klasowej wycieczce, tylko że z nabitą bronią w ręku.    

Jest więc do czego postrzelać, i na co popatrzeć, ale powodów do zagrania jest znacznie więcej. Choćby dlatego, że nowy Resident Evil całkiem śmiało balansuje między różnymi gatunkami gier. Bo jest w nim tyle samo FPS-a co przygodówki z elementami logicznymi. Korzysta z elementów zarezerwowanych dla survivalu (crafting), ale przy tym nie narzuca zbierania wszystkiego co popadnie. Kto będzie chciał spędzi godziny na odblokowaniu przedmiotów, oględzinach każdego zakamarka, ten znajdzie coś dla siebie. Jest to format przyjazny nawet dla osób zainteresowanych tylko linią fabularną. A trzeba przyznać, że na tle wszystkich Residentów, także gier o podobnej tematyce, Village ma świetny punkt wyjścia dla historii. Bo nie ma tu klasycznej rozwałki z zombie, a jest przygoda z nutką tajemniczości.

Resident Evil Village

Fabuła z głębią i ciekawszymi przeciwnikami

Bez wdawania się w szczegóły, twórcy proponują nam swoistą przejażdżkę rollercoasterem wzdłuż legend i podań o potworach głęboko zakorzenionych w popkulturze. W grze jest wiele analogii do filmowego Drakuli czy Wilkołaka, ale z przerobionymi motywami na potrzeby nowej historii. Jest i intryga zawoalowana z przeszłością głównego bohatera i osób występujących na drugim planie. Co warto uwzględnić, zrozumienie scenariusza nie wymaga znajomości wcześniejszych gier. Jest to kontynuacja, która rozwija stare wątki w osi wydarzeń, acz otwiera jednocześnie rozdział niczym z innej książki. Mówimy więc o materiale spełniającym oczekiwania weteranów oraz graczy nieznających uniwersum.

ZAMÓW – Resident Evil Village

Poprzez wspominane zalety i atrakcje chciałem rozpruć łatkę horroru, jaka przylega do serii Resident Evil, i tym samym namówić Was do testów. Aczkolwiek to nie jest tak, że w najnowszej części gry w ogóle nie odczujemy zgrozy. Ona tam jest, siedzi w ciemnych pomieszczeniach, czekając na to, aż wyskoczy na twarz. Czym byłby Resident bez dreszczyku emocji? Nawet nie chcę o tym myśleć. Ale to horror niższej kategorii, z tych mniej straszniejszych, bowiem walka o życie przebiega z większą pewnością siebie (naszego bohatera). Rozgrywka jest o wiele lżejsza dzięki przerwom między starciami a zwiedzaniem, antagonistom zaklętym w ciała seksownych kobiet, czy historii, która uderza w tony mitologiczne. To chyba o wiele mniej stresująca walka dobra ze złem, kiedy uświadomimy sobie, że niemal od samego początku mamy przy sobie pełną torbę amunicji oraz za arcywrogów odrealnione bestie z dużą pupą i odsłoniętym dekoltem.

Resident Evil village

Nie wiem czy dla samej Lady Dimitrescu warto kupić grę, jednak dla fabuły, dynamicznej akcji i wycieczki po Rumunii na pewno. Tym bardziej, że gra nie ma wielkich wymagań sprzętowych i działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Capcom postarał się o doskonałą optymalizację, a to sprawia, że „pójdzie” choćby bez dedykowanej karty graficznej. Z kolei na konsolach wygląda równie dobrze co na pecetach za 10K, więc jeśli macie ochotę, to szykujcie się na grańsko bez kompromisów, na jakimkolwiek sprzęcie.

Źródło: Tekst powstał we współpracy z Media Expert.

Grzegorz Rosa
O autorze

Grzegorz Rosa

Redaktor
Ekspert w dziedzinie "kombinatoryki" w grach i zarazem człowiek, który wybrał drogę antagonisty. Nie boi się pisać treści niewygodnych dla innych. Specjalizuje się w publicystyce wszelakiej, krytykowaniu słabych gier, filmów, a nawet ludzi. Jako jedyny na świecie grał już w Wiedźmina 4...
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie