Nowym grom brakuje uroku. Wolę Metal Gear Solid 2 niż Cyberpunka
Najnowsze produkcje zaczęły mnie nudzić. Ostatnio wolę ogrywać archaiczne starocie niż czyścić mapę w genialnym Cyberpunk.
Żyjemy w pięknych czasach dla gamingu. Na rynku pojawia się rocznie przynajmniej kilkanaście wysokobudżetowych i przy tym dobrych produkcji, a do tego mamy jeszcze ogromny segment indyków. Teoretycznie każdy gracz znajdzie coś dla siebie.
Niestety, o ile potrafię docenić dobrą grę, tak ostatnio mam gigantyczny kłopot z dłuższymi sesjami. Nowe gry najzwyczajniej w świecie szybko mnie nudzą. Brakuje im “tego czegoś”.
Za przykład niech posłuży tutaj świeżutki Cyberpunk 2077. Gra bardzo mi się podobała i skończyłem ją w tydzień. Postawiłem sobie za cel wyczyszczenie mapy i… poległem. Podobnie było z paroma innymi, nowymi produkcjami, które niedawno zacząłem ogrywać.
Cyberpunk to tylko wierzchołek góry lodowej
Tak jak wspominałem, Cyberpunk to tylko jedna z gier, które sprawiły mi ostatnio problem. Boski Hades, świetne Super Mario Odyssey i równie dobre Control po prostu mnie męczą. To skrajnie inne produkcje i zdecydowanie nie jest to kwestia źle dobranych do mojego gustu gatunków.
Znalazłem sposób na odpoczęcie od największych hitów ostatnich lat i nieporzucanie swojego ulubionego hobby. Jeśli cierpicie w tej chwili na podobną przypadłość, to być może sprawdzi się on i u Was.
Na ratunek przybyło mi PlayStation 2, a raczej jego emulator. Dla jasności zaznaczę, że jakiś czas temu kupiłem swój egzemplarz konsoli i kilka gier, które szczególnie mocno mnie interesowały. Oczywiście jeśli dało się je zgarnąć w akceptowalnej cenie. Emulatora używam z czystej wygody.
Tak się składa, że spóźniłem się na pociąg sygnowany logiem drugiej konsoli Sony i postanowiłem nadrobić zaległości. Na PS2 pojawiło się wiele klasyków uwielbianego przeze mnie survival horroru i masa innych wybitnych produkcji. Przepadłem na długie godziny.
Przy drugiej odsłonie Metal Gear Solid spędziłem pół dnia i nie odczuwałem zmęczenia. Podobnie było z pierwszym Fatal Frame i drugim Silent Hillem. Te gry mają w sobie coś, czego brakuje najnowszym hitom.
Nowe gry może i są lepsze pod względem skali i ogólnego funu, ale są też przy okazji strasznie rozwleczone. Masa treści, możliwości zabawy i szpanowanie zaawansowaną technologią są super. Problem w tym, że gdzieś w tym wszystkim zanika poczucie dostarczenia graczowi po prostu dobrej, spójnej i zapadającej w pamięć przygody. Oczywiście istnieją wśród dzisiejszych gier wyjątki, jak chociażby The Last of Us Part 2 czy nawet nierówne The Medium, które swoją strukturą przypomina właśnie takie starsze produkcje.
Mimo to, problem w moim przypadku nadal istnieje i jest mocno odczuwalny.
Droga ku zatraceniu
Ciężko mi w ogóle określić w czym dokładnie leży kłopot. Czysto praktycznie taki MGS 2 jest już bardzo nieprzystępny dla dzisiejszego gracza. Toporne sterowanie, problematyczna walka i archaiczna oprawa mnie odrzucają, ale i tak mam ochotę w to grać.
Oczywiście w tym przypadku to głównie wybitna fabuła trzyma mnie przy ekranie. Jest jednak jeden problem – historie opowiadane w dziele CD PROJEKT RED podobają mi się nawet bardziej i mam ich jeszcze całą masę do odkrycia. Mimo to nie mogę się zebrać, aby powrócić do Night City i dokończyć sprawy mojej V.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie chcę kończyć z ogrywaniem staroci i nie mam ochoty na sięganie po nowsze tytuły, jeśli akurat nie piszę ich recenzji lub nie czekam na nie całymi latami. Sporo świetnych gier cierpliwie czeka na mojej kupce wstydu i najpewniej poleżą tam jeszcze przez kilka miesięcy.
Na domiar złego, 2021 rok nie zapowiada się wybitnie dobrze pod względem interesujących premier, na które bym czekał. Resident Evil Village to wyjątek od reguły, God of War Ragnarok najpewniej zostanie przesunięte, a Battlefield 6 ukaże się dopiero zimą. Cała nadzieja w Total War Warhammer III, które również nie trafi w ręce graczy w ciągu najbliższych paru miesięcy.
Rozwiązaniem mojego kłopotu może być oczywiście kupienie PlayStation 5, na które zamierzam polować w przyszłym miesiącu. Słynna nowa generacja ma szansę zachęcić mnie do nadrobienia kilku produkcji w ulepszonej formie i ze wszystkimi game changerami DualSense. Przynajmniej taką mam nadzieję – skromną, ale zawsze jakąś.
Mimo wszystko trochę się martwię, że jestem skazany na starocie. Może to dobrze, może i źle, ale na pewno nie będę się nudził. W kolejce czekają na mnie kolejne przygody Snake’a i spółki, a do drzwi zaczyna dobijać się Piramidogłowy dzierżąc w dłoni nieskończony sznur z przywleczonymi klasykami do nadrobienia.
Jeśli macie dość gromko zapowiadanych i wtórnych produkcji, to po prostu dajcie szansę klasykom. Większość z nich do dziś potrafi bawić.