Recenzja Dying Light 2. Zombiaczy list miłosny
Gra: Dying Light 2
Recenowana na: PC
Dying Light 2 miało długą drogę na rynek. Opóźnienia, cisza medialna i niepokojące doniesienia wskazywały, że potrzeba naprawdę dobrych umiejętności parkourowych, aby udało się ten projekt dostarczyć graczom bez szwanku i spełniając przy tym wszystkie obietnice. Z dachu nikt nie spadł, ale Techlandowi parę razy powinęła się noga.
Nie ma co ukrywać, że nadzieje wiązane z nowym projektem polskiego studia były ogromne, podobnie zresztą jak obietnice twórców. Można powiedzieć, że to kolejna rodzima produkcja, której marketing mógł budować nieco nieadekwatny obraz projektu. Szczególnie dobrze widać to w jednym z niegdyś najgłośniej reklamowanych elementów gry – nieliniowej historii.
Dying Light 2 a wybory w fabule
W grze wcielamy się Aidena, który wyrusza do odizolowanego od świata miasta w poszukiwaniu pewnej osoby. Bohater mimowolnie wcina się między walczące frakcje i aby zrealizować swój cel musi dokonać paru trudnych wyborów. Ale czy będą to wybory mające faktyczny wpływ na przebieg historii?
Można tak powiedzieć. Wybrane decyzje faktycznie potrafią zadecydować o losach postaci, miejsc i paru innych szczegółach. Parę decyzji sprawiło nawet, że musiałem chwilę się zastanowić. Szkoda tylko, że całość sprawia wrażenie jedynie pozorów. Dawana graczom swoboda momentami wyparowuje i w kilku ważniejszych dla fabuły momentach po prostu musimy podążać po wytyczonej przez twórców ścieżce, która aż prosiła się o jakieś interesujące rozwidlenie. Z jednej strony przeraźliwie trudno byłoby zrobić aż tak złożoną grę pozwalającą na setki wyborów, a z drugiej cały system decyzji sprawia wrażenie przygotowanego nieco wybiórczo.
Na szczęście wybory nie ograniczają się tylko do głównej fabuły, bo możemy też rozdysponować pewne odbite poza głównym wątkiem miejscówki między frakcjami, co nagrodzi nas specjalnymi nagrodami, na przykład rozstawieniem w mieście pułapek. Mała rzecz, a cieszy.
Sama fabuła niestety wypada dość blado. Motywacje głównego bohatera z czasem tracą na mocy, a cele obecnych w grze frakcji są… po prostu są – i łatwo o nich zapomnieć. W chwili pisania tej recenzji jestem kilkadziesiąt godzin po ukończeniu gry, a pamiętam imiona trzech, może czterech postaci, które towarzyszyły mi przez prawie cały czas rozgrywki. Sprawy głównej historii nie ratuje w moim mniemaniu niesatysfakcjonujący i zwyczajnie zbyt długi epilog, kiepskie dialogi oraz liczne głupoty fabularne, na które nietrudno natknąć się w wątku głównym. Na szczęście w questach pobocznych trudniej znaleźć rażące nieścisłości.
Pierwsze Dying Light absolutnie nie stało mocną fabułą, więc i dwójce można wybaczyć problemy z historią. Zresztą, pomimo swojej przeciętności scenariusz DL2 i tak jest moim zdaniem nieporównywalnie ciekawszy względem swojego poprzednika. No i gra wynagradza brak specjalnie porywającej historii innymi elementami.
Biegać, skakać, bić się, pływać
Rozgrywka to bez wątpienia peak performance Techlandu i DL2 robi w gruncie rzeczy to samo co poprzednia produkcja studia, ale lepiej i na dużo większą skalę. To nadal gra akcji z otwartym światem, zombiakami i parkourem, ale tym razem Techland skręcił trochę bardziej w kierunku gry RPG – choć moim zdaniem Dying Light 2 absolutnie nią nie jest. Jak już wspominałem, naprawdę znaczących wyborów nie ma tu przesadnie wiele, a i o tworzeniu skomplikowanych buildów postaci nie ma mowy.
Niemniej jakikolwiek wpływ na rozwój postaci mamy i nie chodzi tu tylko o rozdawanie kolejnych punktów w drzewkach rozwoju. W grze zbieramy też ekwipunek przypisany do różnych “klas”, a każdy zdobyty przedmiot ma też odpowiedni stopień rzadkości i statystyki. Tak, to kolejna polska gra po Cyberpunku 2077, która nie wiedzieć czemu sili się na takie rozwiązanie ekwipunku. Nie wiem jak Wy, ale ja już mam trochę dość gromadzenia oraz porównywania dziesiątek mieczyków i innego badziewia tylko po to, aby większość ekwipunku i tak powędrowała do handlarzy.
To, co jednak bez wątpienia poprawiono, to parkour i złożoność świata. Po zaprezentowanych lokacjach biega się szalenie przyjemnie już od początku gry. Ulepszanie umiejętności Aidena i zdobywanie kolejnych gadżetów sprawia, że system poruszania się w Dying Light 2 jest jednym z najprzyjemniejszych, jakie znajdziemy w grach wideo. Spider-Man od Insomniac ma tu godnego konkurenta.
Obecne w grze miasto to nie tylko świetna piaskownica dla parkourowych zmagań Aidena, ale też bardzo przyjemnie zaprojektowany świat. Choć omawiany Viledor nie może równać się z fenomenalnym Night City, jest moim zdaniem na tyle dobry, na ile pozwala wybrany przez Techland setting. Lokacje zwiedza się z przyjemnością i bez większej nudy. Mogę się tylko przyczepić do tego, jak często gra pakuje Aidena na początku historii do ciemnych tuneli, gdzie nieco nieudolnie próbuje go nastraszyć. To moim zdaniem najnudniejsze momenty w DL2.
Walka również przeszła parę zmian na lepsze. Starcia stały się bardziej taktyczne i machanie byle jak gazrurką nie będzie skuteczną strategią w przypadku walki z ludzkimi przeciwnikami oraz z potężniejszymi Zarażonymi.
Dying Cry i inne komplikacje
Choć gameplay Dying Light 2 nie pozostawia wiele do życzenia, muszę zwrócić uwagę na coś, co dla wielu graczy będzie problemem. Dodanie tony nowych aktywności i znaczne rozbudowa świata sprawiły, że DL2 jest podobne pod pewnymi względami do sandboxów Ubisoftu. Są nawet specjalne wiatraki, które mocno przypominają wieże z Far Cry 3! Na nich jednak podobieństwa do ubigierek się nie kończą. Wiele innych aktywności, jak na przykład odbijanie wrogich obozów, do bólu przypomina podobne rozrywki z Assassin’s Creed czy wspomnianego już Far Cry. Takich właśnie mało konkretnych aktywności jest w grze więcej, choć mi niespecjalnie przeszkadzają. Powyższe naleciałości z gier Ubi to niejedyne elementy DL2, które mogą wpłynąć negatywnie na doświadczenie niektórych graczy.
Gra ma też problemy z optymalizacją na PC. Choć przez większość czasu mój komputer trzymał stałą liczbę klatek, czasem po przejściu do nowych lokacji licznik fps stawał się niestabilny i spadał nawet do 10 klatek. A skoro już przy działaniu gry jesteśmy to przyznam, że choć DL2 nie wygląda źle, moim zdaniem ma mocno nieadekwatne do swojej oprawy wymagania sprzętowe. Viledor prezentuje się naprawdę ładnie, ale modele postaci i niektóre miejscówki, jak na przykład Bazar lub tak znienawidzone przeze mnie podziemia, prezentują się niczym wyjęte z gry sprzed paru lat.
Dying Light 2 kocha fanów, ale nie każdy odwzajemni miłość
Pierwsze, o czym pomyślałem po skończeniu DL2 i obejrzeniu napisów końcowych to to, że Techland stworzył ten tytuł z myślą o fanach poprzedniej gry, a nie po to, aby koniecznie dotrzeć do jak największej liczby graczy. To liścik miłosny dla fanów marki. Czuć tu serce włożone w proces tworzenia, czuć tu miłość do świata gry i czuć tu chęć dalszego rozwoju. W takie produkcje, nawet jeśli nie pod każdym względem się nam podobają, gra się najprzyjemniej. Pomimo wymienionych przeze mnie wcześniej problemów, Dying Light 2 to jeden z lepszych tytułów, jakie ograłem w ciągu ostatnich miesięcy.
Dying Light 2 to dobra gra. Nie przełomowa, nie wybitna – po prostu dobra i warta poświęcenia jej tych kilkudziesięciu godzin. Dla jednych będzie to wystarczająca rekomendacja, aby pobiec do sklepu i zatopić się w świecie DL2 nawet na setki godzin, a dla innych będzie to tytuł, który spokojnie można pominąć, bo zwyczajnie niczym nie zachwyca. Ja jednak dałbym nowej produkcji Techlandu szansę.
Dying Light 2
Gratka dla fanów. U reszty może być różnie
Jesteście fanami pierwszego Dying Light? Jeśli tak, biegnijcie do sklepu po "dwójeczkę". To bardzo udana kontynuacja, która wprowadza do serii parę nowości i pozwala na podjęcie kilku bardzo trudnych decyzji. Szkoda tylko, że fabuła pozostawia trochę do życzenia.
Plusy:
- Parkour, parkour, parkour!
- Przyjemny model walki
- Świetnie zaprojektowane miasto
- W większości dobre zadania główne i poboczne
- Ładna (z paroma wyjątkami) oprawa
- Ilość zawartości w chwili premiery
Minusy:
- Znaczących wyborów mogłoby być troszkę więcej
- Fabuła i dialogi wypadają przeciętnie
- Problemy z optymalizacją na PC
- Przeciągnięty, niesatysfakcjonujący finał