Zagrajmy w to jeszcze raz, czyli 6 najlepszych remasterów obecnej generacji
Obecnie słysząc słowo „remaster”, graczom od razu toruje się myśl związana z erą stałego dostępu do łącza internetowego, masy DLC i wysokiej rozdzielczości obrazu w grach. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że już w latach 70. i 80. praktykowano ulepszanie istniejących produkcji. W 1975 roku Midway wydał GunFight – zachodnią wersję Western Gun z japońskich automatów, która posiadała ładniejszą grafikę i płynniejszą animację. Pac-Man na Atari 2600 – wydany dwa lata po automatowym oryginale, też różnił się od swojego pierwowzoru. Nawet Nintendo potajemnie zremasterowało Super Mario Bros. 2, zawierając ten gruntownie odświeżony klasyk w składance Super Mario All-Stars na SNES-a z 1993 roku. Takich przykładów można by mnożyć w nieskończoność. W zamierzchłych czasach deweloperzy w komunikacji z graczami, która swoją drogą była bardzo ograniczona, nie używali słowa„remaster”, pisząc po prostu wersję tej samej gry na nowy sprzęt.
Wracając do obecnej generacji konsol nie sposób nie spotkać się z „odgrzewanym kotletem”. Apogeum odświeżanych gier przypadające na okres panowania PS4, XO i nieodłącznego w tym gronie PC pozwala przebierać w wielu tytułach, które dostały drugie życie. Praktyka modernizacji starych, a czasem kilkuletnich gier jest powszechnie znana i polega przede wszystkim na dostosowaniu oprawy audio-wizualnej do współczesnych standardów. Deweloperzy przeważnie niskim nakładem sił po raz kolejny sprzedają dobrze znane gry, które zawsze znajdują chętnych. W końcu nostalgia, czy też zwykła ciekawość silnie wpływają na decyzje zakupowe. Nie można również zapomnieć o graczach, którzy z jakiegoś powodu nie zapoznali się wcześniej z danym tytułem i chcą nadrobić zaległości. Remastery w takim wypadku są dla nich zbawienne.
Główny zarzut dla zjawiska „odgrzewanych kotletów” ma swoje podłoże w powszechnej jakości ich wykonania. Obiektywnie oceniając – większość z nich wygląda przeciętnie i sporo kosztuje, a gracze są wyczuleni na takie zagrywki. Remastery w oczach wielu sympatyków wirtualnej rozrywki są również znienawidzone z prostego powodu – deweloperzy zamiast tworzyć nowe tytuły, odświeżają starocie. Taki Resident Evil 4 może pochwalić się szeroką gamą sprzętów, na jakich się pojawił – od Game Cube’a po PlayStation 4! W masie hurtowo wydawanych edycji z dopiskami HD czy Remastered można jednak znaleźć kilka tytułów, do których producenci gier podeszli z dużą uwagą i dbałością o szczegóły.
The Last of Us: Remastered
Pierwszy nasuwający się przykład dobrego, choć dla niektórych niekoniecznie potrzebnego remastera, to The Last of Us. Tytuł przez wielu uważany za najlepszą produkcję nie tylko PlayStation 3, ale całej siódmej generacji, został wydany rok po premierze na następcę „peestrójki”. Produkcja Naught Dog wyciskająca ostatnie soki z PS3 wygląda na PS4 zdecydowanie lepiej. Wygładzone tekstury dzięki wyższej rozdzielczość (1080p przy 720p z pierwowzoru) i 60 klatek/s dodają grze całkiem nowej jakości. Szczególnie ten drugi aspekt bezsprzecznie wpływa na komfort rozgrywki, gdzie na PS3, przy większej intensywności naszych poczynań, zdarzają się spadki animacji. Choć wersja na PlayStation 3 i tak imponuje wykonaniem, tak na PlayStation 4 jest dziełem kompletnym. Sony doskonale wiedziało, że wykorzystując remastera przy promocji nowej konsoli, trzeba wybrać świetną grę i odświeżyć ją w najmniejszych detalach. The Last of Us: Remastered wykonało ten plan celująco.