Ubisoft to schorowana kura, którą może uratować rycerz na białym koniu. Na ciebie patrzę, Microsoft
Ubisoft sugeruje, że firma jest gotowa na przejęcie. No, tak przynajmniej wynika z czytania między wierszami, bo jeden z największych wydawców wolałby jednak pozostać niezależny. A ja wolałbym, żeby ktoś ich jednak kupił. Czy ponownie Microsoft mógłby przyjąć rolę rycerza na białym koniu i uratować firmę od wewnętrznych problemów?
To, co ostatnio dzieje się w branży, powoli wydaje się powstawaniem nowego, monopolistycznego trendu. Oto bowiem Sony i Microsoft, dwóch konkurujących ze sobą tytanów, wykupują na potęgę inne, wielkie firmy. Portfolio studiów pod ich skrzydłami rozrasta się, a gracze w zasadzie nie wiedzą, co czuć w związku z tą całą sytuacją. Prezesi innych firm chyba jednak zdają sobie sprawę, że jest to świetny moment na wywieszenie banera „na sprzedaż” i oczekiwania na spływające oferty. Ubisoft jest jedną z takich firm, a słowa o „niezależności” należy raczej traktować jako ewentualność, a nie zapewnienie. Tym bardziej że na Ubi kąsek może mieć wielu.
Ubisoft nie chce, ale w sumie to chce
Yves Guillemot, prezes francuskiego giganta, w trakcie niedawnej konferencji stwierdził, że Ubisoft ma wszystko, czego potrzebuje, aby pozostać niezależne. Czy na pewno?
Zawsze podejmowaliśmy decyzje w interesie naszych interesariuszy, którymi są nasi pracownicy, gracze i akcjonariusze. Ubisoft może pozostać niezależne: mamy talent, skalę finansową i duże portfolio oryginalnych marek. Gdyby jednak pojawiła się oferta kupna naszej firmy, zarząd oczywiście przeanalizowałby ją w interesie wszystkich interesariuszy.
– powiedział prezes Ubisoftu, Yves Guillemot
Dobra, dobra, panie Guillemot, wszyscy wiemy, że tak naprawdę po prostu głupio się czujecie z faktu, iż nikt jeszcze nie złożył oferty, która mogłaby Was usatysfakcjonować. Z wypowiedzi prezesa wyłania się obraz podekscytowanej ewentualnym przejęciem firmy. Należy to poniekąd traktować także jako zaproszenie do rozmów. Być może jakiś gigant zainteresuje się bogatym portfolio Ubisoftu, rzuci kasę na stół i krzyknie „uno” i przyklepie deala?
No bo przecież jest czym się interesować! Ubi jest jednym z największych niezależnych wydawców na świecie, z bogatym portfolio IP wszelkiego rodzaju. Mają zarówno gry sportowe, pozycje VR, olbrzymie marki z otwartym światem pokroju serii Assassin’s Creed czy Far Cry oraz sieciowe tytuły jak choćby Rainbow Six Siege. Do tego to kolejny już specjalista od gier-usług, no bo potrafią przecież skłaniać graczy do wyrzucania hajsu nawet w tytułach singleplayer i to przez długi czas po premierze. Inwestując w Ubi, potencjalny nabywca zainwestowałby praktycznie w każdą sferę gamingu, rozszerzając swój udział w każdym segmencie rynku gier wideo. I tego chyba najbardziej potrzebuje właśnie Microsoft.
A może Nintendo?
Microsoft mógłby bez problemu zainteresować się francuskim gigantem. Jedną z największych korzyści stałoby się swobodne zarządzanie ich markami i wcielenie ich do Xbox Game Passa. Ubi w XGP byłoby kolejnym, olbrzymim ciosem dla Sony. Tym bardziej że MS wcale nie ma aż tylu tytułów z otwartym światem, z których znane jest właśnie Ubisoft. Poza tym – te franczyzy! Assassin’s Creed, Far Cry, wszystko sygnowane nazwiskiem świętej pamięci Toma Clancy’ego czy nawet mniejsze pozycje pokroju Raymana stanowią jedne z najlepiej rozpoznawalnych gier na rynku.
Z tego samego powodu ewentualnym przyjęciem mogłoby zainteresować się także i Sony. Problem w tym, że obydwu tych gigantów najpewniej nie ma już aż tyle kasy, aby wrzucić Ubisoft do koszyka. Sony samo niedawno przyznało, że pozostało im około 10 mld dolarów. Kasa musi jednak wystarczyć na wiele więcej, niż same tylko zakupy. Sytuacja z Microsoftem może być nieco bardziej swobodna, ale po niedawnych inwestycjach ciężko mi wyobrazić sobie kolejną, tak dużą bombę. Inną kwestią pozostaje też – na ile Ubi się ceni?
Pozostaje też podejrzane koleżeństwo z Nintendo… Firma sama stwierdziła, że nie włączy do siebie nikogo bez „DNA Nintendo”, a Ubi takowe raczej posiada. To chyba najbliżej związany z japońskim gigantem tak duży wydawca. Problem w tym, że o ile Microsoft i Sony nie mają problemu z grami na każdą platformę, o tyle Big N postawiłoby na ekskluzywność. Pominę już fakt, że Ubi + Nintendo to połączenie, które brzmi na tyle kuriozalnie, iż raczej nie powinniśmy się go nigdy spodziewać. No, ale byłoby to całkiem ciekawe.
Schorowana kura znosząca złote jajka
Tylko dlaczego dobrze by było, gdyby francuski wydawca i producent został wykupiony? Nie życzę im źle, ale ostatnio sytuacja w firmie nie wydaje się aż taka różowa. Może nie jest to poziom uginającego się od oskarżeń i hejtu Activision Blizzard, ale faktem jest masowy eksodus pracowników. Ubi czasami samo wydaje się wyrzucać pieniądze w błoto, m.in. rozwijając przez lata Beyond Good & Evil 2, które ostatecznie może skończyć w koszu. Niedawne problemy z odbiorem NFT również nie pomogły. Do tego doliczmy także negatywny odzew graczy, dla których „formuła otwartego świata” firmy zdążyła się już przejeść tak z miliard razy, a wiele popularnych i uwielbianych marek rozmienianych jest na drobne. W pewien sposób przypomina to problemy Activision, które (być może!) zostało uratowane przez Microsoft.
Dlatego właśnie Ubi przypomina złote, ale robaczywe jabłko lub też schorowaną kurę, która wciąż znosi złote jajka. Patrząc na to z dystansu, uważam, iż ewentualne przejęcie firmy mogłoby się opłacić graczom, nabywcy i samym pracownikom. A to właśnie Microsoft ma doświadczenie we wcielaniu się w rycerza na białym koniu…
Zdjęcie główne: Ubisoft/ Pixabay