TOP 10 serii gier, które potrzebują zmian. I to od zaraz!
Ewolucja gry czy bezpieczne kopiowanie pomysłów? W przypadku tworzenia serii gier nie ma łatwych odpowiedzi, ale dla niektórych to czas na duże zmiany.
Obserwując rozwój popularnych serii gier można dojść do wniosku, że oferują coraz mniej oryginalnej treści albo zbaczają w kierunku dlań nieodpowiednim (zanikają ich najlepsze cechy). Często problemem okazuje się nadinterpretacja materiału źródłowego, wywołana przekazywaniem marki z rąk do rąk.
Kopiowanie mechanik gry, pomysłów na scenariusz, radykalne zmiany… O złe decyzje jest naprawdę nietrudno w procesie tworzenia. W konsekwencji tych działań bardzo łatwo przekroczyć fanom emocjonalną granicę między miłością a niepokojem wobec ulubionej serii. Tych przykładów jest całkiem sporo, więc postanowiłem wybrać 10 według mnie najbardziej wymagających zmian. To te gry muszą wrócić na właściwą ścieżkę, aby krytyka wobec nich była mniejsza od zachwytów.
1. Sherlock Holmes
Próbowałem znaleźć odpowiednie słowo, przyimek określający wkład gier z serii Sherlock Holmes w podwaliny gatunku współczesnych przygodówek, acz żadne nie odda w pełni ich dokonań. To tolkienowski mithrill, który przekazywany z pokolenia na pokolenie deweloperów, długo chronił point & click przed zgubą. Piszę w czasie przeszłym, gdyż wielki symbol nie jest już tym, czym dawniej zwykł być. Odmładzanie bohatera nie wyszło serii na dobre, tak jak i ujęcie śledztwa w ramy hollywoodzkiego scenariusza. Najnowsze części uchodzą za dobre gry akcji z zagadkami, które w międzyczasie niweczą pierwotny klimat. Nie zwrócilibyśmy uwagi, gdyby za Sherlocka w tytule wstawić inne imię detektywa. W sumie to nie wina twórców, że Sherlock stracił staroszkolny urok. W dawnej formie byłby grywalny tylko dla weteranów, stąd zmiany drastyczne i odrzucające tożsamość serii.
2. Need for Speed
W głowie nuta Get Low, w sercu nitro, a w rękach niebezpiecznie szybkie auta, w których mimo wszystko hamulec naciska się najrzadziej – w ten sposób zapamiętałem serię NFS. Niegdyś królowa gatunku wyścigów, niedościgniona gameplayem i widokami, urzeczywistniająca nieczyste myśli o grzebaniu w samochodach… Dlaczego to już minęło, się pytam? A bo wiecie, EA – challenge everything. Strasznie popłynęli w tych wyzwaniach finansowych, psując prostą koncepcję gry. Oni zwyczajnie zapomnieli, czym dla fanów jest Need for Speed. Dla mnie to dobra muza, przyjemny model jazdy i tuning – chyba trudno te 3 rzeczy skompilować w jedną grę. Most Wanted i Underground pokochałem za bezbłędne ukazanie nielegalnych wyścigów, za klimat rodem z Fast & Furious, techniczną warstwę gry i muzykę. Te nowe znienawidziłem, nie mogąc odnaleźć ulicznego stylu gry. Liczę na to, że twórcy wrócą niegdyś do korzeni i przestaną robić casualowe wyścigi, bo takich jest pod dostatkiem.
3. FIFA
Nie będziecie chyba zaskoczeni, jeśli zdradzę, że od kilku lat gry piłkarskie od EA Sports cieszą się niesłabnącą krytyką fanów. Gdzieś na pewnym etapie seria FIFA się zatrzymała, acz zdania są mocno podzielone, od której części rozpoczęła się jej słabsza forma. Niemniej zarzuty wobec twórców są całkiem podobne – brak znaczących zmian w rozgrywce, graficzny impas, błędy, problemy z silnikiem fizyki. A teraz dochodzi do tego nowy dramat, czyli nierówne traktowanie graczy. Po pierwsze mikrotransakcje, a po drugie next-genowe wydanie gry FIFA 22 otrzymają tylko konsole, co wcale nie wybiela wizerunku serii ani tym bardziej EA. Wiem, że gry piłkarskiej nie da się stworzyć na nowo. Ma już ustalone zasady sportowe jak i graficznie – ciężko o nagły przeskok. Aczkolwiek nie dotyczy to jakości warstwy technicznej, dopracowania animacji ruchu czy nowych trybów gry, które mogłyby testować umiejętności graczy w różnych scenariuszach. A co na pewno powinno się zmienić, to format fabuły w karierze – ten aktualny jest żenujący.
4. Call of Duty
Dziś w gatunku wojennych FPS-ów liczą się tylko 2 marki: Battlefield oraz Call of Duty. O ile twórców tej pierwszej można pochwalić za odważne (i czasami nietrafione) zmiany, tak seria COD prześlizguje się przez kolejne generacje sprzętu bez jakiegokolwiek ryzyka, często kopiując pomysły od konkurencji lub z poprzednich części. W kontekście kampanii singleplayer wciąż otrzymujemy kilkugodzinną zabawę bez polotu. W multi co chwila wyskakują nowe sezony i DLC, które przekraczają wartość gry. Jak w wielu innych produkcjach MMO, także Call of Duty cierpi przez hakerów, cheaterów i społeczność graczy, będącą kolebką rasizmu czy seksizmu. Tylko czy trzeba się temu przyglądać? Nie można podjąć rękawic i bardziej efektywnie izolować niechcianych graczy, np. poprzez dodatkowe algorytmy śledzące zachowanie?
5. Sniper Ghost Warrior
Historia Sniper Ghost Warrior zaczęła się od otwartego świata, a skończyła na zleceniach w zamkniętych lokacjach. W pewnych kategoriach zabawy była to zmiana na plus, ale czy odmieniła serię nie do poznania? Skądże, nawet dobrze przyjęty Contract 2 ma dwie twarze. Kiepskie AI, powtarzalne misje skradankowe, nierówną oprawę graficzną, glitche, sztywne animacje i brak ręcznego zapisu gry mocno zachęcają do zwrotu na Steam. Z drugiej strony mamy misje “dalekiego zasięgu”, ciekawe wyzwania, intuicyjny system strzelania, gadżety jak z opowieści Jamesa Bonda. Gdyby zważyć plusy i minusy otrzymalibyśmy co najwyżej przeciętny symulator snajpera, o którym dość szybko można zapomnieć. Dobrze by było, gdyby polskie studio pochyliło się nad koncepcją gry oraz ograniczeniem błędów. Zdaje się, że to, co w niej najlepsze, to bycie snajperem i testowanie umiejętności strzeleckich, więc niech to stanowi jej główny rdzeń.
6. Postal
Z kontrowersyjnymi grami jest jak z dodawaniem ananasa do pizzy – dla jednych smaczne dla drugich obrzydliwe. Seria Postal jest tego synonimem. Na przestrzeni 4 odsłon nic a nic się nie zmieniła, oferując rozgrywkę prymitywną i złą do szpiku kości. Bo czy używanie kota jako tłumika do broni jest oznaką pragmatyzmu czy idiotyzmu? Bezsensowne zabijanie ludzi w najbardziej brutalny sposób to pewnie też format gry wpisujący się w nurt tytułów niedocenianych, dających wiele radości. Serio, kto tego potrzebuje? Pozwolę sobie zacytować zdanie z recenzji Computer Gaming World: dopóki nikt nie zacznie sprzedawać kiły w pudełkach, dopóty Postal będzie najgorszym produktem dla konsumentów. Nie wiem czy można dodać do gry prostackiej cel, ale może warto spróbować i stworzyć choćby interesujący scenariusz oraz bohatera. Bo jak na razie nic z tych rzeczy nie ma.
7. Alone in the Dark
To nie jest tak, że Alone in the Dark nie zasługuje na naszą uwagę. W swoich złotych czasach były to najlepsze survival-horrory, na których wzorowali się m.in. twórcy Resident Evil. Jej obecność na liście jest uwarunkowana aktualnym stanem zainteresowania tym uniwersum. Klasyka gatunku odeszła w tzw. limbo przez przytoczone wcześniej RE i ryzykowne eksperymenty. W 2008 mogliśmy zobaczyć ogromną metamorfozę cyklu: tryb FPP, więcej akcji, eksploracja półotwartego świata, zaawansowany silnik fizyki powiązany z łamigłówkami… 5. część była czarnym koniem, którego niestety podkuto bugami, problematycznym sterowaniem i marną optymalizacją. Jednak przygody Edwarda Carnbey’ego zapomnieliśmy na amen przez kooperacyjny niewypał Illumination z 2015. To był istny horror dla graczy i tym samym ostatni w dziejach serii.
8. Far Cry
Można było się spodziewać, że gry Ubisoftu prędzej czy później wyskoczą w tym niesławnym zestawieniu, ale większość pewnie obstawiała Assassin’s. A tu ci niespodzianka… Subiektywnie pisząc, Far Cry zmienił się w “gamingową wyspę płaczu” tuż po 3. części. Twórcy w swoich pomysłach zacięli się jak winyl w gramofonie, oferując niemal bliźniaczą rozrywkę. Jest sobie wyspa, na której grasuje szaleniec/dyktator, a my ganiamy się z jego armią w tę i we w tę, odhaczając pierdyliard aktywności. Czy nie można zaproponować gry bez wspomnianego schematu? Stwierdzam, że zmienia się tylko setting oraz poziom downgrade’u. Ta seria wyraźnie potrzebuje otwartej krytyki i krótkiej przerwy. Chciałbym się mylić, że “Szóstka” będzie copypastą Far Cry’a, z większym światem i luźnym podejściem do patriotyzmu…
9. Splinter Cell
Przygody, a raczej misje niemożliwe Sama Fishera, to kwintesencja gier szpiegowskich. Jako skradanka realizowała najważniejsze postulaty graczy: ciemność i noktowizor być musi, a rozgrywka balansująca na granicy strategii i szybkiego działania. Choć trzeba zaznaczyć, że funkcjonowało to tylko do czasu wypuszczenia Double Agent. Wówczas seria dosłownie wyszła z cienia i straciła dreszczyk emocji. Infiltrowanie bazy wroga, podsłuchiwanie rozmów czy podglądanie zachowania NPC w ostatnich częściach jakby były wyprane z pociągającego Fisher-style. A brak Ironside’a w obsadzie vioce-aktorów to już swoiste bezczeszczenie wspaniałej marki, którą przez niepożądane zmiany trudno już się jarać.
10. Crysis
Pożeracz najlepszych zestawów komputerowych, postrach konsol od Tokio aż po Redmond. Tak, tylko jednej grze udała się ta sztuka… Aczkolwiek odkładając na bok wysokie wymagania i piękną grafikę, Crysis był też bardzo dobrym shooterem, z historią rodem z klasycznego kina dla dużych chłopców (wiecie, Predator, Rambo i te sprawy). Za pierwszym razem, kolokwialnie mówiąc, pykło. Więc Crytek myślał, że to świetny materiał na kontynuacje i tak sobie dumam, że grubo przecenili potencjał marki. Nic dwa razy się nie zdarza, a w tym przypadku nie było już tak wielkiego zaskoczenia, czarowania grafiką i możliwościami kombinezonu. Dynamiczny i efektowny FPS stał się tylko ładną, dobrze wykonaną strzelanką, którą na śniadanie połykał BF 3 czy COD:MW 3. Crysis był światu potrzebny, ale żeby zaraz skopiować pomysły do całej serii, a później wydać remastery z oślepiającą wodą? Co to, to NIE! Już nawet miłą odmianą byłby tryb kooperacji, możliwość wcielenia się w jednostkę po drugiej stronie barykady lub kolejny krok w kierunku graficznego przepychu.
Wiem, nie każdy podzieli moje zdanie co do wytykanej wtórności i złego zarządzania marką. Jeśli tak jest, to łapcie za klawiaturę i piszcie!