Drugi sezon The Last of Us będzie lepszy od gry, czyli jak nie wkurzyć fanów ponownie

The Last of Us wraca z 2. sezonem. Będzie lepszy od gry
PG Exclusive Publicystyka

The Last of Us Part II to chyba jedna z najbardziej kontrowersyjnych gier wideo w historii. I teraz czekamy na jej ekranizację. Tym razem raczej nie ma co spodziewać się powtórki z rozrywki, i to nie tylko dlatego, że wszyscy już wiemy, co się wydarzy.

No bo przecież nie będzie już zaskoczenia, nagłego zwrotu akcji, którego tak naprawdę spodziewał się niemal każdy, bo TLoU Part II wyciekło przed premierą, skutecznie gasząc zapał sporej części graczy, którzy nie mogli doczekać się premiery. Fani z miejsca stali się antyfanami, a od tamtej pory Naughty Dog zostało chyba najbardziej kontrowersyjnym studiem PlayStation Studios. Wątpię jednak, aby mieli oni wpaść drugi raz do tej samej rzeki, choć z pewnością dawne emocje odżyją na nowo.

Jak zniszczyć marzenia

Jeśli czegoś miało nauczyć nas Naughty Dog na swoim przykładzie, to z pewnością tego, iż fani uważają, że ich ulubiona marka należy do nich. Wiecie, jest twórca (w tym wypadku – twórcy), który uznaje swoje dzieło za coś na kształt kreatywnego dziecka, skrzętnie tworzonego przez wiele lat. Włożył on w to sporo energii, czasu i generalnie nierzadko poświęcił się temu w pełni. Potem wydaje produkt na świat, a jedyne, co słyszy, to „nie, nie miałeś prawa tak tego zrobić”.

Jeśli jednak dana marka jest czyjąś własnością, to fani nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Jasne, mogą się obrażać, denerwować czy przenieść na „drugą stronę barykady”. Ale finalnie trzeba pamiętać, że nie da się odebrać twórcom prawa do dowolnego gospodarowania stworzonymi przez siebie światami. I ja mówię o oryginalnych twórcach, czyli w tym wypadku studiu Naughty Dog. To nie Paramount, które kupiło licencję na serial Halo i już w pierwszym odcinku pogrzebało marzenia fanów na godne reprezentowanie ich marki.

Naughty Dog w swojej grze mogło robić, co chciało i tak też uczyniło. Czy twórcy wiedzieli, co wyczyniają? Czy zdawali sobie sprawę z tego, iż w przyszłości staną się flagowym przykładem gamingowych kontrowersji? Szczerze… nie sądzę. Bo przecież mało kto, pracując nad czymś myśli, że efekt może dosłownie zniszczyć marzenia tak wielkiej części fandomu. A ten, w odwecie, zacznie dosłownie grozić twórcom śmiercią.

Zamiast The Last of Us Part III będzie nowe IP | Newsy - PlanetaGracza

The Last of Us jako dosłownie „ostatni z nas”

Głównym punktem zapalnym całej tej dramy był sprytny zabieg scenariuszowy, którego chyba spodziewać się mógł każdy, kto widział pierwszy teaser produkcji. Joel zginął. I to nie w jakiś heroiczny sposób, ale jak pies pozbawiony godności i możliwości walki, na oczach swojej przybranej córki, zabity przez jeden wybór, który w poprzedniej części podjął każdy gracz, bo tak naprawdę nie miał wyjścia. Nie obrażam tu tej postaci, ale te dość mocne słowa chyba dość nieźle obrazują skalę sytuacji, gdy fani dostali przecieki z gry.

Także przed premierą na Naughty Dog spadła tak kolosalna lawina hejtu, że aż dziw bierze, iż w ostatnim momencie nie anulowano produkcji. Żartuję oczywiście, bo kto by się tam przejmował hejterami, ale było źle. Wiele osób siedzących na forach gamingowych uważało, że te przecieki są podstawione, bo „przecież Naughty Dog nie może być tak głupie”. Wedle poprzedniej części śmierć czyha na każdego, także gracze mogli spodziewać się śmierci Joela. Ale stało się to na bardzo wczesnym etapie przygody, a później… gracze sami musieli przez wiele godzin siedzieć w skórze jego oprawczyni.

Nie lubię Abby. Przyznam się tu szczerze – uważam, że to postać całkiem zgrabnie skonstruowana, ale zarazem w ten sposób, że ciężko pałać do niej sympatią. Rozumiem żądze zemsty, lecz przedstawienie nowej grywalnej bohaterki w świetle bestialskiego mordu na poprzednim herosie, nie usprawiedliwia jej wcale. Ale szanuję ND za podjęcie ryzyka, bo jednak mało kto zdecydowały się na taki krok. Dlatego też niektóre pomysły scenariuszowe studia powinny być obiektem studiów filmowych z dziedziny tworzenia historii – to jest po prostu bezbłędnie przemyślane. Ale… kontrowersyjne.

Intertekstualność w czasach grzybni

Tak samo kontrowersyjna okazała się sama postać „kulturystyki” Abby, napakowanej chodzącej wendetty silniejszej od chyba każdego faceta w tym uniwersum. Spoko, nie mam z tym problemu, ale inni mieli. Tak samo jak z innymi pomysłami twórców – Ellie jest lesbijką. Wow, co za zaskoczenie… Każdy to wiedział od dawna, ale jakimś cudem dopiero po premierze „dwójki” hejt powrócił ze zdwojoną siłą. Był też Lev – dla mnie absolutnie fenomenalna postać, której historia… powiedzmy delikatnie, iż nie spodobała się sporej części graczy o poglądach na prawo.

Gdy nawet już nowi antyfani studia byli blisko napisów końcowych, stała się rzecz jeszcze gorsza. Ellie nie zabija Abby. Choć przez całą grę właśnie do tego prowadziliśmy, ponowna zemsta nie została dopełniona. To wyżyny moralnego roztrząsania całej tej historii, lecz równie kontrowersyjne, jak wszystko inne. Naughty Dog początkowo chciało dać możliwość ubicia „wrednej” baby, lecz zdecydowali, że Ellie musi przejść przemianę. W ten sposób dostaliśmy jedno z najbardziej przygnębiających zakończeń w historii gier wideo.

I teraz to wszystko powraca… za sprawą drugiego sezonu serialu The Last of Us od Max. Kontynuacja ma zadebiutować na streamingu w 2025 roku, ale jak na razie wszyscy się tym cieszą. Pierwszy sezon był absolutnie boski (dla niektórych nie do końca, przez „truskawkowe” kontrowersje), także taki hype nie dziwi. I jakim cudem jeszcze hejterzy nie oburzyli się masowo, że Naughty Dog znowu robi to samo?

Serial The Last of Us - 2. sezon w 2025 roku, pierwszy teaser

Serial The Last of Us miał lepszy start

Przede wszystkim twórcy serialu już pokazali, na co ich stać. Pierwszy sezon nauczył nas, że niezwykle wiernie podchodzą do historii z gier, więc jestem pewien, iż wszystko w kontynuacji pozostanie niemal identyczne. Pozostaje kwestia tego, czy historia faktycznie zostanie podzielona na dwa sezony, jak wcześniej ukradkiem wspominali o tym producenci. Zapewne fabuła skupiona na Ellie to właśnie 2. sezon, a Abby stanie się główną bohaterką 3. sezonu.

Mimo wszystko Abby będzie miała o wiele lepiej. Aktorka głosowa może zazdrościć Kaitlyn Dever, która przede wszystkim wciela się w postać już znaną, na którą wylano hektolitry pomyj, więc mało kto ma siłę, aby hejtować ją nadal. Dla wielu graczy to jednak kwestia fizjonomii. Może i znana z serialu „Niewiarygodne” czy horroru „Nie Ocali Cię Nikt” aktorka przypakuje, ale to raczej niemożliwe, aby nagle stała się podobnym kolosem. Dla części antyfanów to już samo w sobie poprawia doświadczenie z oglądania tej postaci na ekranie. I nie wyrażam tu swojej opinii, a po prostu… przepowiadam przyszłość.

Kolejnym „plusem” drugiego sezonu w „uspokajaniu” fanów będzie też zdecydowanie fakt, że to… serial. Czym innym jest oglądanie, a czym innego aktywne granie. Nikt nie będzie „zmuszany” do tego, aby dokonać wszelkich tych niecnych czynów, a także w ogóle zobowiązany do przejścia przez dwudziesto-parogodzinną przygodę. Tak – takie opinie też pojawiały się w sieci. Niektórzy narzekali, że zapłacili za długą grę, którą chcieli przejść, aby nie zmarnować pieniędzy, ale od połowy zbierało im się na wymioty. No cóż – tu tego problemu nie będzie.

Naughty Dog nie ma już kogo wkurzać

Łatwiej ma przede wszystkim samo Naughty Dog, które już raz „zabłysnęło” (dla jednych bardziej, dla drugich mniej) i postawiło na swoją, odważną wizję. Wszystko, co mieli pokazać, pokazali, a teraz tylko doczekamy się powtórki. Ci, którzy oswoili się ze wszystkimi decyzjami twórców, raczej nie mają po co narzekać, a reszta może po prostu nie oglądać serialu.

Wszelkie wybory castingowe przyjęto w sieci raczej pozytywnie (choć Ellie nadal wywołuje burzę), co dziwi, szczególnie że mówimy o aktorach wcielających się w niektóre postacie, które nie zostały w grach przyjęte szczególnie dobrze. Może dla najbardziej sfrustrowanych antyfanów po prostu „facet ma wyglądać jak facet” a „kobieta jak kobieta”, żeby wszystko było cacy? Doprawdy, nie rozumiem takiego rozumowania, ale przynajmniej udało się uniknąć masowego hejtu na dyrektorów castingu.

Na logikę możemy założyć, że będą zmiany i być może wręcz duże. Zapewne nie te dotyczące stricte historii, a szczegółów czy postaci. Być może pojawi się dodatkowy wątek w stylu Billa i Franka czy coś o podobnej skali. Nikła jest jednak szansa, aby cokolwiek, co twórcy planują, wyciekło przed premierą. Fandom skupiony na Reddicie przyjął przecieki z gry negatywnie, bo „w jedności siła”. Gdyby dopiero po doświadczeniu tego w grze wymieniali się spostrzeżeniami, zapewne do niczego o takiej skali by nie doszło.

The Last of Us powróci w glorii i chwale

Twórcy serialu mają więc zdecydowanie ułatwione zadanie, w przeciwieństwie do kreatorów oryginalnej historii, którym fani próbowali odebrać ich własną markę, zmieszać z błotem za reprezentowane przez nią tematy i w sumie to robić wszystko to, co toksyczni ludzie robią w internecie gdy im się nudzi. A chyba nudzi im się zawsze.

Na szczęście w kwestii drugiego sezonu serialu The Last of Us sytuacja już jest opanowana, bo wszystko się po prostu wydarzyło. Jeśli ktoś jakimś cudem nie wie, czemu cała gamingowa społeczność zawrzała przed laty, to czeka go zapewne potężne zderzenie ze smutną rzeczywistością, ale potencjalnie w mniej kontrowersyjnej odsłonie. Główny problem pozostaje nadal ten sam – Joel po prostu nie potrafi grać w golfa.

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie