Twórcy chcą zakazać, a gracze oszczędzać. Tanie klucze są legalne?
Tanie klucze do gier w niektórych kręgach uchodzą za skrajnie kontrowersyjne. Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy to bezpieczny sposób na zdobycie gier.
Wydać 250 zł na grę w sklepie producenta czy tylko 150 zł w keyshopie? Dla typowego gracza to pytanie czysto retoryczne. Jednak ta decyzja odzwierciedla się w późniejszych konsekwencjach, o których nie myślimy w chwili zakupu. A powinniśmy, bo chcąc zaoszczędzić pieniądze na cyfrowych wersjach gier czasem możemy zaszkodzić sobie i innym. Pewnie zastanawiacie się jak?
Na pewno poruszyła Was kwestia braku polskiej wersji językowej w Resident Evil Village. Od 14 lat zawsze dorzucano dla nas napisy i nagle bęc! Dlaczego tak się stało? Możemy upierać się, że to bzdury, ale winę ponoszą polscy gracze.
Brak ojczystej lokalizacji jest spowodowany m.in. kupowaniem przez Polaków kluczyków gier (w tym poprzednich części RE) w tzw. keyshopach. Są to sklepy internetowe, które nie należą do oficjalnej sieci dystrybucji, a co za tym idzie sprzedaż gier nie podlega tu pod rejestr producenta ani wydawcy. Sprzedawcą w keyshopie nie jest więc twórca gry a zewnętrza firma.
Tanie klucze do gier – jak działają keyshopy?
Nie kupujemy w keyshopach kluczyków, by zrobić na złość twórcom lub zmniejszyć szansę na otrzymanie polonizacji. Ich atrakcyjność dla graczy wynika z tego, że promocje są tu po prostu częstsze i lepsze. Skąd zatem biorą się klucze w popularnych keyshopach i czy są one legalne?
Potwierdzamy klucze po naszej stronie. Jesteśmy surowi w stosunku do sprzedawców – muszą wypełnić formularz dotyczący produktu i sposobu, w jaki stali się jego właścicielem. Jeśli zostaną przez nas przyłapani na kłamstwie, po prostu wyrzucamy ich z naszej strony.
Sprzedawcy, muszą okazać ważne oświadczenie, dokument, skąd mają zapasy kluczy. Osoba, która po prostu powie, że dostała klucze od znajomych, nie zostanie u nas sprzedawcą
– mówi w rozmowie z nami Armando Ashes ze sklepu Eneba
Zatem działalność takich sprzedawców jest weryfikowana. Jednak, jakie jest pochodzenie tych gier? Okazuje się, że klucze są od samych deweloperów, legalnych firm, a także takich, które są powiązane z wydawcami gier. Pojawia się jednak inny problem, czyli roszczenia twórców dotyczące odsprzedaży.
Większość sprzedawców deklaruje, że otrzymują klucze od deweloperów lub wydawców, więc jesteśmy po tej samej stronie. Choć bardzo rzadko bywają wyjątki. Raz mieliśmy przypadek z utratą pieniędzy, ale sprawa została rozwiązana i konkretny sprzedawca musiał zwrócić pieniądze za wszystkie produkty
– dodaje Ashes
Keyshopy monitorują sprzedaż na swoich platformach, ale jak widać czasem trafi się zgniłe jajo. Jak wspomina Armando Ashes, pewnego razu zainterweniował sklep GOG, który został poinformowany o wprowadzeniu do sprzedaży fałszywych kluczy.
GOG.com zaoferował zwrot pieniędzy za wszystkie fałszywe klucze. To również uwzględniało nasz udział, więc musieliśmy działać szybko i zwrócić pieniądze osobom, które były zaangażowane w ten incydent.
– opowiada przedstawiciel Eneby
Czy w keyshopach możemy bez obaw kupować?
Wśród tych, które cieszą się obecnie największym zaufaniem, możemy wymienić Enebę, CDKeys oraz Instant Gaming. Nie mam zamiaru jawnie nawoływać do porzucenia tradycyjnego kupowania z oficjalnych sklepów i zakupu tanich kluczy do gier. Wciąż oficjalna dystrybucja powinna stać na pierwszym miejscu! Chciałbym tylko pokazać Wam, że dobry keyshop nie jest zły, ponieważ jak się okazuje, obie strony na tym zarabiają.
Co odróżnia nikczemną platformę od tej bezpiecznej? Ano weryfikacja kluczy i klientów. Sprawdzanie dokumentów i źródła gier jest całkiem słusznym sposobem na walkę z nieuczciwymi sprzedawcami, co by nie powiedzieć przestępcami.
Jeśli macie więc robić zakupy poza oficjalną siecią sprzedaży, to otwierajcie właściwe drzwi, gdzie zaoszczędzicie pieniądze i nie zaszkodzicie twórcom i wydawcom.
Tanie klucze do gier – czy sprzedaż w keyshopach jest legalna w Polsce?
Temat ten nadal stanowi pewien dyskurs wśród prawników i twórców gier. Z jednej strony prawo polskie mówi (nie dosłownie), że odsprzedawanie produktów cyfrowych narusza własność intelektualną deweloperów. Tłumaczy się sprawę tym, że odbiorca nie kupuje towaru tylko formę zabezpieczenia do towaru – jego licencję. Zaś po drugiej stronie mamy orzeczenie Trybunału Europejskiego z 2012 roku, które podważa roszczenia wydawców i twórców – zgodnie z prawem UE właściciel (czyt. kupujący) licencji ma prawo do swobodnego zarządzania licencją w ramach dalszej sprzedaży lub odstąpienia jej.
Powołując się na prawo UE możemy potwierdzić, że nie ma nic złego w kupowaniu tanich kluczy. Nikt obcy ich sztucznie nie wygenerował, a w znacznej większości zeskanowano je z pudełek gier, pierwotnie zakupione z oficjalnych sklepów. Rozwiewając wszelkie wątpliwości, wszystkie cyfrowe wersje gier w keyshopach są oryginalne i pochodzą od producenta gry. Są jednak pewne wyjątki, które wykluczają legalność ich sprzedaży, a jednym z nich jest sposób, w jaki sprzedawca stał się właścicielem klucza.
Nie każdy keyshop działa legalnie?
Legalność takiego klucza nie wynika z jego poprawnej aktywacji na platformie, a konkretnego pochodzenia. Kiedy sprzedawca nie jest w stanie potwierdzić, czy dany klucz gry pochodzi od wydawcy/deweloperów/oficjalnego sklepu, to wówczas możemy mówić o platformach, które nie do końca gwarantują bezpieczeństwo zakupów. Bez właściwej weryfikacji trudno ocenić, czy skradziono, kupione z trefnych kart bankowych, czyli uzyskane w nieuczciwy sposób. W przeszłości zmagało się z tym G2A, które wówczas uchodziło za platformę niezbyt przyjazną klientom i oczywiście samym wydawcom. Nie bez przyczyny pojawiały się negatywne opinie, nie bez powodu firma G2A zapłaciła 40 tys. dolarów odszkodowania twórcom Factorii.
Czym dokładnie sobie zasłużyła firma G2A na swój los? Umożliwiała sprzedaż kluczy bez weryfikowania swoich sprzedawców (ich towaru), co doprowadziło do wielu transakcji, na których tracili klienci. Zdarzało się, że nieświadomi tego kupujący, po jakimś czasie nie mogli uruchomić swojej gry. Stratne były dwie strony, czyli zarówno gracze jak i samo G2A, pośredniczące w transakcji. – Na platformie G2A nigdy nie dochodziło do zawierania nielegalnych transakcji. Ubolewamy jednak, że w przeszłości zdarzały się sytuacje, w których sprzedawca obracał kluczami nabytymi w nieuczciwy sposób, jednak to w żaden sposób nie sprawiało, że transakcje na G2A były nielegalne w rozumieniu prawa – komentuje dla nas G2A.
Trudno powiedzieć, na ile teraz można wierzyć G2A. W 2016 mówili o wprowadzeniu ścisłej weryfikacji po akcji z firmą Punch Club, a w 2019 wyskoczyła kolejna afera z grą Factorio. Co ciekawe, w tym przypadku nie tylko producent gry był stratny. G2A twierdzi, że również mocno oberwało. – Byliśmy stroną poszkodowaną przez nieuczciwych sprzedawców, którzy błyskawicznie wypłacali środki z platformy. W takich sytuacjach to na nas spoczywa ciężar wyrównania strat naszych klientów. Dodatkowo, operatorzy kart nałożyli na G2A swoje wysokie kary, więc ostatecznie byliśmy podwójnie stratni – komentuje G2A.
Powiedzmy jednak sobie szczerze… nie każda platforma działa tak samo. Są strony, które stosują dyskusyjny program weryfikacji i platformy dbające o bezpieczeństwo zakupów oraz swoich klientów.
Keyshopy to odpowiedź rynku na zbyt wysokie ceny gier?
Poprzednim razem nie wzbraniałem się od wskazania winnych za brak spolszczenia w niektórych grach, jak np. w nadchodzącym Resident Evil Village. Bo to jest wina graczy, że wybierają ścieżkę wiedźmina-kombinatora. Nie boję się jednak powiedzieć, że ich działania są podyktowane także czynnikami zewnętrznymi. Niezrozumiała regionalizacja cen, niemiłe doświadczenia z grami, które wypuszczono zbyt szybko (tak, o Tobie mówię Cyberpunk 2077). Można pomyśleć, że gry są wyjątkowo za drogie w stosunku do tego, co oferują na premierę.
Wydawcy i twórcy windują ceny gier coraz wyżej, tłumacząc, że koszty produkcji są wyższe, więcej osób nad nimi pracuje itd. No i w sumie nie powinno być dla nas problemem zapłacić te kilkadziesiąt złotych więcej, gdyż nasze pensje każdego roku również szybują w górę. Gdyby tylko nie ta inflacja i twórcy dopracowywali swoje gry tak bardzo, jak podnoszą stawki. Gdyby… ehh. Właśnie tak to wygląda od strony gracza. Możemy ugiąć kark i pogodzić się z sytuacją; płacić za gry, które tak naprawdę powstają miesiące po premierze. Oczywiście nie chce generalizować problemu – za niektóre tytuły warto dopłacać!
Innym rozwiązaniem jest mniejsze zło czynione jednak przez graczy. Zakupy w keyshopie to wciąż legalny zakup na tanie klucze do gier, który ma wpływ na przychody twórców i przy okazji dzielnych Januszów. Pieniądze tak czy siak za kluczyki do studiów komputerowych trafiają, tylko pomniejszone o regionalny upust. No chyba że okrada ich własny pracownik, ale to już nie nasza sprawa, by wszystkiego pilnować. Jestem zdania, że kogo stać, ten obowiązkowo powinien omijać promocje, a kto ma mniej wyrobiony kręgosłup moralny niech zajdzie do sprawdzonego keyshopa. Prawa nie złamie a wyłącznie zaoszczędzi kosztem twórców gier. Trzeba tylko pamiętać o jednym. Wybierając tę ścieżkę nie powinniście się później dziwić, że deweloperzy nie są zainteresowani wydaniem polskiej wersji gry.