Kiedyś to były wersje gier. Do dziś pamiętam Baldur’s Gate

Baldur's Gate - grafika
Felieton PG Exclusive

Dawno nie kupiłem gry w wersji kolekcjonerskiej i raczej długo tak pozostanie.

Mam wrażenie, że w ostatnich latach gry robią się coraz bardziej bezduszne. Albo to ja straciłem do nich zapał? Przyznam, że od wielu miesięcy nie kupiłem żadnej w wersji pudełkowej, a co dopiero kolekcjonerskiej. Dlatego temat specjalnej wersji The Last of Us Part 1 bardziej mnie ziębi niż grzeje.

Zacząłem się zastanawiać, z czego to wynika? Myślę, że po pierwsze kupowanie gier przestało być dla mnie rytuałem. Nie chodzę już do sklepu stacjonarnego, żeby stać się posiadaczem gry. Zero wysiłku. Obecnie wystarczy kilka kliknięć i dana produkcja ląduje na dysku, czy jako wersja digital, czy ewentualnie kupiona przez internet pudełkowa. Z racji tej, że nie muszę w ogóle się postarać, aby mieć grę, ma ona dla mnie znacznie mniejszą wartość. 

Dodatkowo tę wartość zabijają wszelkiego rodzaju subskrypcje, dzięki którym cierpię wręcz na przesyt gier. Ten kto ma Xbox Game Pass lub PS Plus Premium, wie o czym mowa. Jednocześnie przestałem szanować gry ze względu na ich nadmiar. Często bywa tak, że coś zainstaluję, sprawdzę przez 4-5 godzin i niestety nie ukończę. Bo po co, skoro w kolejce czekają kolejne?

Przez to, że gry stały się jeszcze bardziej cyfrowym tworem, bo nie kupuję pudełek, tracą dla mnie duszę. Czara goryczy przelała się siedem lat temu, kiedy Konami postanowiło w wersji pudełkowej gry Metal Gear Solid Phantom Pain, nie dać płyty a jedynie wydrukowany kod. Kupować grę w pudełku dla samego pudełka? To bez sensu.

Tęsknię za końcówką lat 90., kiedy pojawiały się takie hity jak Baldur’s Gate, Icewind Dale czy Planescape Torrment. Gry same w sobie wybitne, a do tego wydane w wersjach podstawowych lepiej, niż wiele współczesnych edycji kolekcjonerskich. Dzisiejsze EK nie dorastają im do pięt, a jedyne czym biją na głowę to wysoką ceną, niewspółmierną do badziewia, które otrzymujemy w środku. Plastikowe figurki, breloczki i jeszcze bardziej bezduszne DLC.

Baldur's Gate - wydanie pudełkowe

A gdzie książki osadzone w świecie gry, czy mapa? To ostatnie wspominam bardzo dobrze, bo nie dość, że w przypadku Baldur’s Gate było ładnie wykonane, co też praktyczne. A z kolei „Morze piasków” pamiętam do dzisiaj i uważam za jedną z fajniejszych książek fantasy jakie czytałem. Po zgaszeniu monitora, pozwalała mi mocno wczuć się w klimat samej gry.

Szczerze to chciałbym, aby czasy, w których gry w pudełkach były maksymalnie dopieszczone, wróciły. Może wtedy zacząłbym znowu je kupować, a nie tylko wypożyczać w ramach subskrypcji? Obawiam się jednak, że taki scenariusz nie jest możliwy. Prawdziwi pasjonaci gier za kilka lat staną się wymarłym gatunkiem, jak kolekcjonerzy starych aut czy zegarków. Zamknięci w swoich piwnicach będą okazjonalnie wystawiać Planscape Torrment na zlotach dla podobnych do siebie fanów. Czekajcie. Może to wcale nie jest taki zły obraz przyszłości?

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie