PS Plus dwa lata po zmianach. Sony nie skosiło konkurencji, ale nie musiało

PS Plus dwa lata po zmianach. Jest lepiej czy Sony się wyłożyło?
PG Exclusive Publicystyka

Sony dwa lata temu zmieniło swoją flagową subskrypcję PS Plus. Minęło więc na tyle dużo czasu, że bez ogródek można ocenić, czy dziś firma nadąża za konkurencją. I również bez ogródek można stwierdzić, że „tak, ale…”. I tutaj zaczyna się wyliczanka.

PlayStation Plus w zasadzie od samego początku było dla graczy nie tle propozycją, ile koniecznością. Szczególnie dla tych, którzy uwielbiają grać po sieci czy nie bać się tego, że po jakiejkolwiek awarii ich zapisy pójdą się… no, wiecie. Sony też wie, dlatego przez lata nakłaniało swoich graczy, aby ci kupowali usługę nawet nie po to, aby grać w comiesięczne gry w ofercie, a żeby po prostu móc w pełni wykorzystać potencjał konsoli. Zresztą, to dla graczy na takim sprzęcie nic nowego.

Dlatego też powoli stając się posiadaczem multiplatformy, zostawiając za sobą erę #PCMasterRace myślałem sobie w duchu „Jezu, i Wy to tak żyjecie?!”. No bo praktycznie wszystko, za co trzeba płacić na konsolach, na kompie mam za darmo. Albo tanio, jak np. Amazon Prime Gaming z comiesięcznymi grami. To taka delikatna dygresja, bo po prostu w PS Plusa po prostu wypadało zainwestować (po latach rozłąki z PS3 i przesiadce na PS5). Od premiery „nowego” oblicza abonamentu  minęły dwa lata, okupione regularnymi wątpliwościami i kilkoma… zaskoczeniami.

PS Plus to nie Xbox Game Pass i każdy powinien o tym wiedzieć

Praktycznie każdy (szczególnie na Reddicie czy Twitterze) po ogłoszeniu sprzed dwóch lat twierdził, że Sony robi to, aby nadążyć za Microsoftem, równając się z Xbox Game Pass. Po części to jest prawda, bo bez zmian abonament ten po prostu mógłby nie przetrwać, ale z drugiej strony porównywanie tych dwóch usług jest trochę bez sensu. W końcu chodzi w nich o nieco inne korzyści, nawet teraz, po tak wielkich zmianach.

Bowiem XGP to czołowa usługa dla graczy, ale też dla… Microsoftu. Firma postanowiła jako jedna z pierwszych „z kopyta” wjechać w ten segment, w tamtym momencie nieszczególnie zajmowany przez innych gigantów. Oferują mnóstwo nowych gier, w tym największe hity AAA, świeżutkie premiery, cenione indyki czy po prostu świetnie przyjęte pozycje sprzed lat. Tym samym pokazują, że to oni rządzą i nawet jeśli do tej pory średnio im się ten cały biznes zwraca, nie mają sobie równych.

Bo Sony to Sony. Japońska korporacja od początku mówiła, że nie zamierza dorzucać do PS Plusa – nawet po zmianach – nowych gier AAA first-party, no bo… po co? Przecież sprzedają się świetnie, a dodanie ich do subskrypcji potencjalnie mogłoby bardzo mocno i bardzo negatywnie wpłynąć na ich sprzedaż. I mają w tym rację. Patrząc jednak, jak inni ochoczo wchodzą w usługi, również musieli zadbać o nowości, aby choć trochę obronić się przed XGP i coraz większą liczbą innych konkurencji. Warto było?

PS Plus
Xbox Game Pass kontra PS Plus

PS Plus Essential, czyli zostaje (prawie) po staremu

Najtańsza wersja PlayStation Plus to wariant Essential, który po części powstał głównie dla tych graczy, chcących subskrybować usługę dla multiplayera, zapisów w chmurze i być może okazjonalnych obniżek. Jasne, są tu dodawane co miesiąc nowe gry „na zawsze”, ale wydaje mi się, że ich jakość znacząco spadła. Niegdyś gracze dostawali sporo wartych uwagi pozycji, z co najmniej jednym hiciorem, czasami grą first-party lub innym „skarbem”. Po części nadal tak jest, lecz… no, gorzej. A przynajmniej tak sądzi też wiele osób w sieci, więc być może nie są to tylko moje złudzenia.

Niemniej nietrudno odnieść wrażenie, że ta wersja abonamentu, która nie oferuje praktycznie żadnych „nowości” powstała tylko i wyłącznie z myślą o fanach sieciowych potyczek. Gdybym miał subskrybować PS Plus Essential dla comiesięcznych gier, raczej nie byłbym ukontentowany. Nadal to koszt 37 zł miesięcznie, także zasadniczo wcale nie taki mały.

Mimo wszystko opcja Essential od samego początku średnio do mnie przemawiała, bo jednak chciałem wykorzystać potencjał usługi. Zabawa zaczyna się dopiero od kolejnego planu, a potem… jest nieco gorzej. Jak to tak? Najdroższy plan wcale nie jest taki fajny? Jest, ale dla konkretnego odbiorcy, którym z racji wiecznego braku czasu nie jestem. O tym jednak zaraz za chwilę, bo przecież po drodze jest „złoto” po zmianach, czyli PS Plus Extra.

PlayStation-Studios-PS-Plus
PlayStation Studios i PS Plus

PlayStation Plus Extra dla graczy, którzy chcą czegoś więcej

W nomenklaturze Sony wyrażenie „Extra” najpewniej oznacza „o dwa więcej”. Bo zgodnie z wyliczeniami, właśnie tyle plusów więcej oferuje droższa wersja abonamentu. Koszt początkowo może wydawać się nieproporcjonalny, mówimy wszak o cenie rzędu 58 złotych za miesiąc subskrypcji. Do podstawowych korzyści trzeba jednak doliczyć możliwość korzystania z katalogu Ubisoft+ Classics oraz z katalogu gier. I tu tkwi całe sedno.

Bowiem jak na razie katalog gier dostępnych w ramach abonamentu PS Plus Extra to nadal najlepsza i najbardziej wartościowa opcja, dla której warto w ogóle skusić się na usługę. Mówię tu oczywiście o osobach, którym nie zależy tylko na multi i nie czują niepokoju ze względu na brak przechowywania zapisów w chmurze. Katalog gier od Sony nie jest tak rozpasany jak Xbox Game Pass, trzeba to przyznać. Ale i tak jest do tej pory najbardziej jawną odpowiedzią firmy na konkurencję Microsoftu.

Początkowo, czyli jakieś dwa lata temu, katalog tytułów w PlayStation Plus nie był szczególnie szałowy, choć dało się w nim znaleźć sporo gier po prostu wartych uwagi. Z czasem dorzucono do niego sporo atrakcji, w tym największe hity i gry, które mnie osobiście ominęły, jak choćby Assassin’s Creed Valhalla – tak wielkie, że nawet czterokrotne podejście nic nie dało. Nie jest to więc może dobry przykład, ale po prostu próbowałem ostatnio po raz kolejny i nie wyszło…

PlayStation PS Plus i Ubisoft
Gry Ubisoftu w PS Plus

Kopalnia skarbów

W planie Extra znajdziemy zatrzęsienie gier, w tym tytułów first-party, które wydają się niemal stworzone dla takiej subskrypcji. Genialne Ratchet & Clank: Rift Apart to stosunkowo długa przygoda, lecz bez problemu da się ją skończyć w kilka wieczornych sesji. Returnal jest bardzo udaną pozycją – może nie dla każdego, ale tutaj przynajmniej na spokojnie da się sprawdzić, czy trafi w nasze gusta. Nie wiem, czy zdecydowałem się w najbliższym czasie na nadrobienie Ghost of Tsushima, gdyby nie abonament. Dzięki niemu wsiąknąłem w ten świat i od razu zrozumiałem, skąd te zachwyty.

No i jest jeszcze multum wspaniałych pozycji niezależnych. Nie wiem jak Wy, ale ja akurat przyznać muszę, że subskrypcje są po prostu świetne dla indyków. Przeglądając katalog dostępnych gier zawsze da się znaleźć coś pominiętego, co później może okazać się kolejnym „uzależniaczem”. Hollow Knight, Outer Wilds, Abzu czy Celeste to flagowe przykłady drobiu tak dobrego, że aż lepszego od wielu współcześnie wypuszczanych tytułów AAA. Jakkolwiek mój ogólny stosunek do usług abonamentowych by nie był, za to akurat je kocham. I PS Plus może nie oferuje ich „zatrzęsienia”, ale wielu graczy może liczyć na zabawę na długie… no dobra, zaryzykuję – nawet i miesiące.

Po dwóch latach i dość mieszanym stosunku do zmian na początku, muszę stwierdzić, że obecnie katalog PS Plus Extra rozwinął się na tyle, że jest po prostu tego wart. Jeśli nie kupujecie regularnie nowych premier lub przygodę z PlayStation zaczęliście ostatnio, nie ma lepszej opcji na nadrobienie zaległości. Dla „starych wyjadaczy” są tu co prawda nowe indyki, ale z większych premier raczej ciężko znaleźć coś, w co „seryjny gracz” by nie zagrał. Wiecie, tu w końcu nie ma świeżych premier, tak jak w Xbox Game Pass.

PS Plus Premium ma jeden plus?

Nie jestem wielkim fanem powracania do starszych gier (potem psują się tylko piękne wspomnienia), ale raz na jakiś czas znajdę chwilę, aby ponownie usiąść do klasycznych odsłon Silent Hill czy kultowych części Zeldy (tak, wiem, to nie ten adres). Mimo wszystko nie wyobrażam sobie siebie samego, spędzającego tak zresztą cenny czas przed grami z PS2, PSP czy PSX, w końcu w wiele z nich już grałem. Ja w ogóle rzadko kiedy wracam do czegoś, co już oglądałem/czytałem/grałem, bo po prostu nie jara mnie to drugi raz. I może dlatego mój stosunek do PS Plus Premium jest, jaki jest.

Bo tu po prostu nic się nie dzieje. Jeśli komuś tak bardzo zależy na graniu w starsze gry, w tym wiele wspaniałości z poprzednich generacji PlayStation, plan Premium wydaje się stworzony dla niego. Tylko i tak większości gier nie uruchomicie natywnie, a z niektórymi bywają problemy. Grono odbiorców jest więc dość jasne. Szkoda jednak, że za tę przyjemność trzeba płacić aż 70 złotych miesięcznie. Ja i tak nie mam aż tyle czasu, by nadrabiać wszystkie nowości, także tym bardziej nie znajdę go, aby przechodzić ponownie klasykę.

Dema za kasę?

Także dla mnie Plus Premium broni się głównie trialami gier. I tutaj też mam z tym problem. No bo przecież czuję się trochę jak idiota, chwaląc firmę za coś, co powinno być zawsze za darmo. Nie mówię o trialach na kilka godzin, ale raczej o demach – drobnych wycinkach gier, dzięki którym sprawdzimy, czy warto ją kupować. Triale to takie dłuższe demo, choć idea pozostaje ta sama.

Dziś nowe tytuły AAA kosztują krocie, a każdemu zdarzy się na czymś wyłożyć. Dzięki PlayStation Plus Premium mogę przynajmniej sprawdzić, czy nie trafię na kolejną Valhallę. I to chyba największa atrakcja, choć nie wyobrażam sobie uiszczać za tę przyjemność aż takich pieniędzy co miesiąc. Przez te dwa lata stosunkowo niewiele triali trafiło do usługi, także to też jest sporym minusem.

PS-Plus-logu-uslugi-gry
Logo PlayStation Plus

Sony ma pomysł, ale nie dla każdego

Finalnie sprawdzając każdą możliwą opcję, stawiam na Extra, które po prostu ma w sobie absolutne minimum tego, co taka oferta powinna zawierać. Jest katalog gier, z regularnymi nowościami, wszystko z poprzedniego planu, a dla tych, którzy czasami lubią odpalić sobie nieco klasyki sprawdzić powinno się nawet to nieszczęsne Ubisoft+ Classic. Nawet jeśli w domyśle grono odbiorców jest dość wąskie.

Najtańsza opcja to i tak „mus” dla wielu graczy. Mimo tego, że przez tyle lat już chyba każdy przyzwyczaił się do tego, jak wyzyskują nas wielkie korporacje, nadal będę przeciwny konieczności płacenia za tryb multiplayer w grach, które kupiliśmy. No bo je… kupiliśmy. Nic z tym jednak nie zrobię, bo nie zamierzam iść pikietować pod największe gamingowe korporacje, zamiast tego po prostu wybierając opcję nieco większej płatności, otrzymując w zamian dostęp do pokaźnej listy gier. Bez tego Sony nie miałoby dziś szans. W końcu prawie każdy ma własny abonament, a Plus sprzed dwóch lat na tle tego całego natłoku ofert byłby jak zapomniany, zakopany i pożegnany Xbox Live Gold.

Xbox Game Pass lepsze?

Wielkie kłótnie o wyższości Xbox Game Pass nie są tu zasadne, bo to oczywiste, że jest po prostu lepszą ofertą. Nie chwalę tu Microsoftu, nie obieram stron. Jednak po dodaniu do oferty gier Blizzarda (jak na razie choćby Diablo IV) i zapowiedzi nowego Call of Duty: Black Ops 6 w dniu premiery, nikt nie może równać się z takim podejściem. Włodarze Sony zapewne przecierali okulary z zaskoczenia, co ich konkurencja wyczynia, samemu idąc nieco pod prąd, oferując więcej niż przedtem, ale z rozsądkiem… dla nich samych.

Czy finalnie jednak ma to jakiś sens? Gracze PlayStation autentycznie nie mają wyboru. Sony ma monopol na swoją konsolę. Zauważa to coraz więcej osób, niegrzecznie pozywając firmę za to, że oferuje wszystko po swojemu w PlayStation Store, bez alternatyw. No, po części różne opcje są jednak dostępne, bo przecież mamy trzy warianty abonamentu do wyboru. To zawsze coś, nawet jeśli piszę to przepełniony ironią.

Wieczne kłótnie o to, czy nowa oferta Plusa jest godna pieniędzy klientów, oczekiwanie na nowości w abonamencie, a także redditowe zgadywanki, co będzie następne – gracze mają przynajmniej co robić, licząc na to, że „a może w kolejnym miesiącu się uda!”. Niezależnie od wybranego wariantu, po dwóch latach od wprowadzenia zmian, Plus został po prostu dostosowany do oczekiwań klientów i obecnych warunków w branży. Nie mogę stwierdzić, że to zmiany na lepsze, bo bez nich raczej mało kogo obchodziłoby Sony i ten „bieda-abonament”, jak zapewne byłby współcześnie przezywany. Dla graczy szukających po prostu czegoś fajnego – jak znalazł. Dla weteranów gamingu czekających na same nowości pozostają jednak co najwyżej triale lub… przesiadka na Xbox Game Pass.

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie