Jako stary fan PlayStation, czuję się mym bóstwem zawiedziony

PlayStation 5
Felieton

Piąta dziecina japońskiej rodziny zwana po prostu PlayStation 5, żeby łatwo było kolejnych potomków odróżnić, wprawiła w zadumę pewnego skrybę. Nie kruszy on kopi co do jakości plonów i ich ilości. Rzecz ma się w czymś innym.

Zaprawdę powiadam Wam, dziwów takich skromny mąż “redaktorzyną” zwany dawno nie widział. Bóstwo jego wystawiwszy na próbę, cios w samo serce zadało, którego ów mąż długo nie zapomni. Otóż pamiętnego dnia 12 listopada 2020, przyszło na świat niepokalane piąte już dziecię – Mesjaszem mające być, przed którym wszystkie konsolowe narody klękać będą.

Niestety Mesjasz ten, zanim zacznie świat podbijać ze swoimi jedynie słusznymi grami, musi dojrzeć. Redaktorzyna bowiem zawiedzony teraz się czuje, bo owoce pracy młodego nie spełniają marzeń o Wybrańcu. Ów Wybraniec, grzecznie, aczkolwiek czasami troszkę głośno, pohukuje pod telewizorem, raczej służąc jako ozdoba.

Mąż zastanawia się w myślach, bo nie raczy głośno tego powiedzieć, wszak bóstwu narazić się nie chce i klątw na całą rodzinę redakcyjną zesłać sobie nie wyobraża, czy kiedyś wrócą te stare dobre czasy? Ze łzą w oku, lekko już zmarszczonym czołem, wspomina wspólne zabawy w mordoklepki typu Tekken, zjazdy po białym puchu z przyjacielem SSX-em, zabawy w chowanego z druhen Snakiem, czy wyścigi “kto pierwszy do bazy” z cuchnącym prawdziwą benzyną Gran Turismo. Tak, to były piękne lata młodości owego męża.

Skąd jednak tak apokaliptyczne i złe myśli redaktorzynę naszły? Otóż wieść gminna niesie, że takie GT ma być powrotem do przeszłości. Czasy się jednak zmieniły i mąż sądzi, iż tutaj potrzebne jest tchnięcie nowego ducha w skostniałą serię. Tak samo jak dowiedział się od przelatującego gołębia, całkiem przypadkiem, że na drugą część “rimejku” Final Fantasy VII, poczekać będzie musiał nie wiadomo jak długo. Próby tej czasu wytrzymać może nie zdołać, bowiem czas szybko płynie i jest go coraz mniej. Nie chce ujrzeć najlepszych owoców Mesjasza u schyłku swojego żywota.

Niezbadane są jednak losy bóstwa i zawiedziony ów mąż się czuje. Wierny przez lata może chcieć zmienić wyznanie i ze skuloną głową z amerykańskim szatanem się zbratać. Bo co to za różnica, komu co miesiąc daninę oddawać będzie, skoro wielkie zapowiedzi majaczą w oddali i nie wiadomo kiedy plony przyniosą.

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie