Mortal Kombat 2021 – tak dobry, że obejrzałem dwa razy

Mortal Kombat 2021 recenzja
Publicystyka

Flaki, krew i brutalne finiszery wylewają się z ekranu niczym ścieki do Wisły. Towarzyszy temu smród, chaos i kicz, ale Mortal Kombat 2021 to film, na który czekałem i czekam na więcej.

Zasłużona seria bijatyk po blisko 24 latach powróciła na wielki ekran, by spełnić mokre sny najbardziej oddanych fanów. Gdzieś tam, na samym końcu w kolejce, również ja z ciekawością zerkałem na to, co zaoferuje najnowszy film Mortal Kombat 2021. Czy będzie kolejnym gniotem na modłę wielu nieudanych adaptacji gier, czy jednak stanie obok kasowych przebojów letniego boxoffice’u? Niewielki budżet – jak na hollywoodzkie produkcje – wpłynął na duże uproszczenia w efektach specjalnych i doborze obsady. Nie było więc mowy o dziele wielkim. I chyba dzięki mniejszym oczekiwaniom reżyser wraz z całą ekipą nie ponieśli klęski. Otrzymaliśmy produkt, który według mnie zrealizował najważniejsze postulaty graczy.

Mortal Kombat wreszcie tylko dla dorosłych

Fani na pewno pamiętają jeszcze pierwsze odsłony kinowego „mortalika” z lat ’90. O drugiej części raczej nie ma co opowiadać, natomiast pierwsza do dziś uchodzi za jedną z najlepszych prób przeniesienia realiów gry do filmu. Świetna muzyka, dobry casting, i zrozumienie materiału źródłowego przez reżysera. Mimo odrobiny kiczu, protoplasta nawet nieźle poradził sobie w obrębie gatunku kina przygodowego/akcji. Film odpowiadał ówczesnym standardom wizualnym i korelacji z serią gier. Brakowało mu tylko jednej cechy, by wiernie odwzorować MK, a mianowicie wysokiego poziomu brutalności. To był znak rozpoznawczy bijatyki. W tym kontekście twórcy nowego filmu nie bali się wykonać tego kroku. Popatrzyli na MK 11 i poszli na całość.

Mortal Kombat 2021 recenzja

Jest krew, są flaki i sceny przy których kobiety zamykają oczy. I cieszę się z tego niezmiernie. To było wręcz konieczne, bowiem z biegiem czasu przyszła rewolucja w uniwersum MK. Od części 9. coraz większy akcent nakładano na ukazanie przesadnej brutalności w walkach między zawodnikami. Łamanie kręgosłupa, wyrywanie rąk, rozbijanie orzechów, czy zdzieranie skóry z twarzy to aktualnie obrazy podkręcające atrakcyjność rozgrywki MK 11. A że film był robiony dla współczesnych fanów, grzeczniejsze wersje starć nie wchodziły w grę. Jeśli należycie do tej grupy, to powiem, że dla samych fatalów warto rozpocząć seans.

Przyczepić można się do długości walk. Nie da się ukryć, są to krótkie epizody (pomijając ostatnią finałową) mające na celu przedstawić popularne ciosy z gry i różny styl walki bohaterów. Można nad tym ubolewać. Z drugiej strony trwają dosłownie tyle co podczas gry i są bardzo satysfakcjonujące. Właśnie, może dlatego, że choreografia kompresuje to, co najlepsze, dynamika walki cały czas trzyma poziom aż do krwawej puenty.

Nowa generacja bohaterów Mortal Kombat

Bałem się straszelnie o obsadę filmu. Wydatki na gaże dla aktorów musiały zmieścić się w łącznym budżecie 55 mln dolarów. Można więc było pomarzyć o głośnych nazwiskach i pewnym warsztacie aktorskim. A jednak osobom odpowiedzialnym za casting udało się rozdzielić role z całkiem przyzwoitym efektem (z kilkoma wyjątkami).

Mortal Kombat 2021 recenzja

Jak dla mnie numerem jeden jest Kano grany przez Jasha Lawsona. Świetnie uzewnętrznił jego sposób bycia, ukazując dzikość, zarozumiałość, wulgarne odzywki, pewność siebie i nieprzyzwoity humor. Wyraźnie poczuł bluesa i wypadł bardzo przekonująco. Ze swojej roli wywiązali się także Scorpion i Sub-Zero. Czuć od tych postaci mitologiczny rys, motywacje, a także charyzmę. Poniekąd ich wspólne sceny walki kradną show, bo m.in. przenoszą wiele charakterystycznych ciosów z gry do filmu. To swoiste starcie ognia z lodem, co odnosi się do rysu psychologicznego postaci i władanych arkan mocy. Sub-Zero (Bi-Han) jest oziębły i chłodny w swoich przemowach, zaś Scorpion (Hanzo Hasashi) płonie od chęci zemsty. Ja to kupuje.

Nie najgorzej wypadli Jax, Liu-Kang, Kung Lao oraz Sonya. Aparycja ich słuszna, charakter w sumie też, choć ta ostatnia nie do końca uchwyciła zadziorność bohaterki. Doceniam jednak, że ludzie od castingu nie poszli na łatwiznę i nie wybrali seksownej laleczki z bujnym biustem. Dzięki temu nie skupia na sobie uwagi, a my możemy ogarnąć wzrokiem cały plan. Obok nich postać niewystępująca dotychczas w uniwersum – Cole Young. Niektórzy zarzucą mu wtórność i generyczny styl, a częsta obecność w filmie raczej mu nie pomaga. Aczkolwiek mam nieco inne zdanie w tym temacie. Jest tam po to, by stanowić przeciwwagę dla charakterniejszych wojowników. Gdyby było ich za dużo, to poczulibyśmy przesyt treści. Z resztą on jeszcze ma czas na rozwinięcie skrzydeł w kolejnych częściach filmu i to jego rodzinne, przyjazne usposobienie może się następnym razem zmienić.

Mortal Kombat 2021 recenzja

W każdej beczce miodu jest łyżka dziegciu, prawda?  W tym przypadku mam spore wątpliwości wobec Shang-Tshunga i lorda Raidena. W starym filmie trafili w punkt z Tagawą i Lambertem – ta poprzeczka byłaby za wysoka nawet i z budżetem na kilkaset milionów dolarów. To byli aktorzy urodzeni do tych ról. Kadra z nowej odsłony nie tylko nie pasuje wyglądem, ale też zachowaniem. Zbyt poważnie podeszli do prezentacji postaci, odgrywając jakby sceny w teatrze. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że swój tekst czytają z kartki, na scenie przed widownią. Zakłóca to trochę wiarygodność wydarzeń, kreśląc komiksowe linie zamiast filmową głębię.

O pozostałych bohaterach nie będę się rozpisywać, bo i ciężko o jakąś ocenę, gdyż bardzo mało czasu poświęcono im w filmie. Szybko pożegnamy się z widokiem np. Kabala, Mileeny, generała Reiko. Kostiumy i charakteryzację mają przyzwoitą. Niestety, są tam tylko po to, by zginąć w efektownym stylu.

Film, który nie przypomina pierwowzoru

Uliczne, prowokowane walki zamiast zaplanowanego turnieju? Ortodoksyjni wyznawcy będą zawiedzeni takim podejściem do tematu. W Mortal Kombat zawsze chodziło o rywalizację czempionów ziemskich z czempionami Outworld, na wymyślnych arenach. W tym przypadku walka dobra ze złem rozgrywa się jeszcze przed X ostatecznym turniejem.

Mortal Kombat 2021 recenzja

W przeciwieństwie do oryginału mamy inny background. Scenarzysta filmu postawił na genezę kilku postaci (Cole’a, Scorpiona i Sub-Zero). Losy tej trójki splatają się w ostatnich minutach, domykając sens wprowadzenia do historii nowego bohatera. Jest to robione niechlujnie, bo z dużymi dziurami w fabule. Aczkolwiek musimy pamiętać o jednej sprawie. W 1,5-godzinnym filmie bardzo trudno przedstawić wszystko ze szczegółami, nie mówiąc już o całej plejadzie bohaterów czekających na swoje 5 minut. Dlatego jest w tym trochę chaosu i dziwnych cięć. Jednoczesne walki zawodników, skakanie od jednego fatala do drugiego wydają się nieuniknione przez długość filmu.

Wiecie co, można przymknąć na to oko. Od samego początku widać, że nowy MK powstawał z myślą o stworzeniu kontynuacji lub nawet kilku części. Myślę, że to, co najlepsze, jest dopiero przed nami. Twórcy zasiali ziarno, które wypuści kilka owoców, a wśród nich finał z pompatycznym turniejem. Patrzcie więc przez pryzmat drogi, pierwszego rozdziału, który miał szybko streścić konflikt między światami, wyjaśnić pochodzenie mocy bohaterów. a przede wszystkim uwieść nas brutalną formą walk, co chyba się udało. W moim przypadku, tuż po pierwszym obejrzeniu miałem ochotę na więcej i film odpaliłem jeszcze raz.

Puszczanie oczka do fanów gry

2 razy pod rząd zrobiłem sobie seans również dlatego, by móc odszukać jak najwięcej nawiązań do serii gier. I uwierzcie na słowo, jest ich od cholery i jeszcze więcej. Przez film przewijają się zarówno drobne detale (amulet Shinnoka, wachlarz Kitany, chińskie i japońskie pochodzenie postaci przekładające się na używany język) jak i mocne wjazdy w growe uniwersum (popularne komentarze Fatality, Kano Wins, Flawless Victory, lokacja z gry The Pit, klasyczne sceny fatality i znajome ciosy). Te elementy sprawiają, że film naprawdę powstał dla fanów.

Mortal Kombat 2021

Jeśli więc za takowych się uważacie to szykujcie się na premierę w polskich kinach. Czeka Was sentymentalna podróż i dobra zabawa. Jest brutalnie i całkiem widowiskowo jak w grze. A co do niezadowolonych, nie wiem czego mogliście się spodziewać po adaptacji gry z tak sztampową historią. To tytuł, który wpasowuje się w znaną koncepcję bijatyk i robi to bardzo dobrze. Sam z niecierpliwością czekam na kolejne brutalne finiszery w przyszłych częściach.

Grzegorz Rosa
O autorze

Grzegorz Rosa

Redaktor
Ekspert w dziedzinie "kombinatoryki" w grach i zarazem człowiek, który wybrał drogę antagonisty. Nie boi się pisać treści niewygodnych dla innych. Specjalizuje się w publicystyce wszelakiej, krytykowaniu słabych gier, filmów, a nawet ludzi. Jako jedyny na świecie grał już w Wiedźmina 4...
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie