Solidaryzuję się z Włochami. Lepszy kiepski dubbing niż nic
Niedawna sytuacja z Włochami i Dying Light 2 pokazała, że niektórzy tak mocno potrzebują pełnej lokalizacji gier, iż posuwają się niemal do szowinizmu narodowego. Czy jednak dubbing jest aż tak potrzebny i istotny dla samego odbioru gry?
Włosi postanowili wyrazić swój sprzeciw wobec braku pełnej lokalizacji DL2 w ich języku. I jest to sprzeciw, który dość mocno odbił się echem w branży. Absolutnie mógłbym zrozumieć całą sytuację, a nawet wesprzeć włoskich graczy, gdyby nie część komentujących domagająca się… usunięcia języka polskiego. Ale zaraz, chwila! Po co to robić? To może najlepiej od razu niech wszyscy producenci i wydawcy gier wideo podpiszą międzynarodową klauzulę zmuszającą ich do dubbingowania gier wyłącznie w simlish, a napisy niech będą po łacinie. Każdy finalnie będzie czuł się poszkodowany w ten sam sposób.
Dubbing? Fuj
Cała sytuacja jest dla mnie o tyle przewrotna, że sam chciałbym… odwrotnie. Wystarczyło mi spędzić parę chwil w Dying Light 2, aby poczuć, że niemożność ustawienia angielskich głosów i polskich napisów dość mocno odbija się na „wczuciu się” w grę. Nie mogę przecież dostosować lokalizacji w taki sposób, aby nie poczuć „cringe’u” przechodząc między NPC i słuchając ich apokaliptycznego small talku. No, tylko że w moim przypadku wystarczy jedna aktualizacja umożliwiająca wybór głosów i napisów osobno. Dodanie dubbingu to kwestia czasu, aktorów, tłumaczenia i ogólnie rzecz biorąc wszystkiego tego, co wymaga sporych nakładów pieniędzy.
Muszę jednak zaznaczyć, że nie jestem fanem pełnej lokalizacji gier. Zdecydowana większość produkcji oferująca wybór kończy z klasycznym zestawem angielskich głosów i polskich napisów. Istnieją jednak wyjątki. Dubbingi gier na PlayStation pokroju God of War czy Uncharted zostały zrealizowane niemal tak samo dobrze, jak oryginały. Wiedźmin, z kolei, to koronny przykład perfekcyjnej polskiej lokalizacji.
Uważam, że aktorzy głosowi są bardzo ważnym czynnikiem kształtującym klimat gry. O ile taki Wiedźmin, powstały na bazie polskiej serii fantasy, stworzony przez polskiego autora i dotykający uniwersalnych, ale w dużej mierze typowo „polskich” problemów wydaje się wręcz wskazany do odpalenia w naszym języku, o tyle z Cyberpunk 2077 sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Night City to amerykańskie miasto, z amerykańskimi mieszkańcami i typowym klimatem spalonej słońcem Kalifornii, choć w nieco neonowym wydaniu. I jak mam w pełni „wczuć się” w historię i rozgrywkę, gdy widzę Keanu Reevesa, a słyszę Michała Żebrowskiego?
Bardzo często polski dubbing zrobiony jest „na jedno kopyto”, bez polotu i jakichkolwiek emocji. Przez ostatnie lata jakość naszych lokalizacji stosunkowo się poprawiła, szczególnie w wydaniu PlayStation. No ale i tak zdarzają się dość kuriozalne przykłady żenady. Kto słuchał dzienników w Killzone: Shadow Fall (“cześć, kochanie auuugrrhuu”) w cyrku się nie śmieje…
Może i często „fuj”, ale dawajcie go więcej
Choć zapewne spora część polskich graczy już mierzy we mnie pomidorami, muszę Was zaskoczyć. Uważam, że każda duża gra AAA wydana w naszym kraju powinna oferować pełną dowolność językową. Może i aktorzy grają tak, jakby recytowali piosenkę hip-hopową na konkursie Juliana Tuwima, ale i tak dla wielu graczy dubbing jest szalenie ważną kwestią. Sam znam parę osób, które zwyczajnie nie chodzą do kina, bo nie nadążają z czytaniem napisów. Tylko że tu chodzi o filmy, a gry rządzą się swoimi prawami.
Pamiętajmy również, że część społeczeństwa nie zna języka angielskiego w stopniu pozwalającym na swobodne zrozumienie wypowiadanych słów. Jeżeli ktoś pominie jakąś kwestię – nie zdąży przeczytać napisów czy zgubi się w natłoku informacji – kaplica. Czasami o przedstawionej historii decydują pojedyncze zdania, a gry nie mają funkcji przewijania i weź człowieku ogarnij, o co tu w ogóle chodzi.
Zgodnie z tegoroczną analizą polskich graczy Forbesa – średnia wieku to około 31 lat, a aż 61 proc. z nich ma stałą pracę. Oznacza to zobowiązania i, zazwyczaj, nie aż tak wiele czasu na granie. Jeżeli ktoś ma w domu rodzinę albo jest w stanie po pracy wykrzesać dosłownie godzinę na rozegranie kolejnej misji w ulubionej produkcji, napisy wymagają niestety nieco większego skupienia. I tutaj na ratunek przychodzi… dubbing właśnie.
Polaku, czy ci nie żal?
Najważniejszą kwestią w tej całej problematyce jest możliwość wyboru. Tak, wiem, że w Polsce w ostatnim czasie to dość popularny temat dyskusji. Można go odnieść także i do prozaicznej z pozoru kwestii lokalizowania gier wideo. Wydawcy tytułów AAA powinni oferować wszelkie opcje dostosowania wersji językowej tak, aby każdy gracz mógł wybrać to, co pasuje mu najbardziej.
Tylko że wymaga to wspomnianych już przeze mnie nakładów pieniędzy, a te nie biorą się znikąd. Gry w ostatnim czasie podrożały, ale w zasadzie wszystko drożeje. Czy więc przeciętny polski gracz byłby chętny zapłacić za dany tytuł jeszcze więcej, aby dostać pełen dubbing? Nie wydaje mi się. Sytuacja dokładnie tak samo może wyglądać w przypadku włoskich graczy, którzy niekoniecznie zdają sobie do końca z tego sprawę, a zwyczajnie przywykli do dubbingowania praktyczne każdego filmu czy gry wideo. Mimo wszystko rozumiem ich frustrację, dlatego też w ramach „solidarności” z ich narodem położę na dzisiejszą pizzę parę plasterków ananasa.