Recenzja Call of Duty: Modern Warfare II. Czy warto wydać 350 zł na kolejny odcinek serialu?
Witam w kolejnej odsłonie poradnika zakupowego pod tytułem „Czy Call of Duty już się skończyło?”. Tym razem odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka łatwa. Infinity Ward postarało się, aby wydać nie tylko „kolejnego CoD-a”, co bardziej „nowego CoD-a”. Tylko ile w tym nowości, a ile zręcznie poupychanych detali z doklejoną next-genową ceną? To chyba zależy, jak wielkimi fanami serii jesteście.
Gdybym miał pisać poradniki zakupowe dotyczące cyklu Call of Duty, przez wiele lat kopiowałbym praktycznie ten sam tekst. Wiem, to słabe, ale poszedłbym po linii najmniejszego oporu – tak jak twórcy kolejnych CoD-ów. Grałem w niemal każdą część, ale „na pełnej” wróciłem za sprawą Black Ops Cold War. I… jako wieloletni fan serii przeżywałem istny dysonans poznawczy. Z jednej strony Treyarch kompletnie olał wiele świetnych pomysłów z wcześniejszego Modern Warfare, ale z drugiej dostałem bardzo udany tryb multiplayer dla fanów arcade’owej klasyki. Późniejszy Vanguard zniesmaczył mnie jednak jak niegdyś abominacja w postaci Ghosts, a teraz znów przyszła pora na Infinity Ward. Mistrzowie CoD-a wracają, ale najwyraźniej skończyły im się tytuły.
Call of Duty: Modern Warfare II. Albo 2. Albo jakoś tak.
Nawet nie zamierzam się wgłębiać w kretynizm samego podtytułu. Być może ktoś stwierdził, że „Modern Warfare” to marka sama w sobie i nie można jej ot tak porzucić, a należy jej się kolejna podseria reebotów. Głupie to i pozornie niepotrzebne, ale gra w kampanii korzysta jednak z postaci, niektórych wydarzeń oraz zarysu „poprzedniego” MW2. Szkoda tylko, że tym razem twórcy chyba chcieli trochę za bardzo. Dochodzą do abstrakcyjnego poziomu, w którym kompletnie niedorzeczna fabuła przeplata się z misjami mogącymi nierzadko wywołać zachwyt u fanów współczesnych militariów. CoD jeszcze chyba nigdy nie był tak nierealistycznie realistyczny, jak teraz.
W niniejszym tekście, mimo jego „recenzenckiego” jestestwa, skupiam się na rzeczy, która najbardziej niepokoi graczy – stosunku jakości do ceny. W końcu trzeba jednak wyjść ze swojej redaktorskiej perspektywy i po prostu spojrzeć na całą sytuację jak gracz. Taki, który nie wie, czy kolejne wcielenie „FPS-owej FIFY” jest warte swojej ceny. W końcu tym razem za MWII trzeba zapłacić około 350 złotych (oczywiście da się taniej, ale biorę pod uwagę oficjalną cenę na Steam, a nie pośredników – w sklepach ceny zaczynają się od 319 zł). Activision chyba nie myśli aż tak, że ich klienci to same jelenie i dadzą się nabrać na kolejny zestaw bliźniaczych misji podszyty jak zwykle dobrym multiplayerem, ale tym razem za jeszcze więcej kasy.
W końcu to trochę nie ma sensu z perspektywy graczy, którzy wielkimi fanami CoD-a nie są. Wszak niebawem premiera Warzone 2, które zapewne jak poprzednia część, okaże się olbrzymimi hitem i przyciągnie przed ekrany miliony graczy. Ponownie będzie za darmo i zapewne znów uraczy nas wszelkimi dobrodziejstwami z podstawowej wersji gry. Oczywiście w konwencji battle royale. No i skoro to potencjalny gwarant setek godzin darmowej rozgrywki, to po co wydawać 350 złotych na MWII? Dla singla?
350 złotych za parę godzin zabawy?
Jeżeli znów zastanawiacie się, czy warto wydawać tyle pieniędzy na samego singla – absolutnie nie. Co nie znaczy, że fani rozgrywki jednoosobowej nie mają tu czego szukać. Kampania wystarczy na jakieś 6 godzin, ale jest to przynajmniej naprawdę dobre i bardzo wciągające 6 godzin. Jasne, fabuła to żart – Infinity Ward skończyły się chyba pomysły na „wielkie zagrożenie dla świata”, więc wrzucili wszystkich, którzy mogą być niebezpieczni do jednego wora. I taki miks jest niewyobrażalnie wręcz żałosny, gdy klasyczny dla serii patos skrapla się na czole scenarzysty, który już dawno temu się „wyprztykał”. Niemniej same misje to pierwsza klasa. Modern Warfare II naprawdę wchodzi na nowy poziom i daje nam swobodę w paru miejscach, która czasami może nawet kojarzyć się z Hitmanem w dość casualowej (ale jednak!) wersji.
Poza paroma sprytnie otwartymi poziomami, mamy coroczny zestaw skradania się, kampienia ze snajperką, wbijania do domów w poszukiwaniu ważnego celu i utrzymywania naszej pozycji do przybycia posiłków. Podobnie jak ostatnio (tj. w poprzednim MW), znalazło się miejsce dla paru większych „nowości”.
Pojawiły się bardziej spokojne misje skupiające się na „szpiegowskich” działaniach czy podkreślaniu abstrakcyjnej fabuły. Mamy nawet iście survivalowy level, który sam w sobie jest dość idiotyczny, ale gra się w niego naprawdę przyjemnie. Choć to wszystko sprawiło mi wybitnie dużo frajdy, boję się o przyszłość. Infinity Ward nawet nie ukrywa, że nie stara się przebić legend w postaci misji w Czarnobylu z pierwszego Modern Warfare. Zamiast tego jawnie do tego nawiązuje, co miejscami przypomina wręczanie sobie samemu medalu za zasługi. No, brawo.
Tylko strzelanie
Sporą zaletą tytułu jest też nieziemska miejscami grafika. Call of Duty: Modern Warfare II wygląda kozacko i to nie tylko pod względem projektu poziomów. Tym razem nawet postacie zyskały głębię za sprawą świetnej mimiki i oszałamiającego odwzorowania sprzętu żołnierzy. To chyba pierwszy raz, gdy w pełni mogę zachwycać się grafiką w serii! Ba, nawet nie czuję się z tego powodu głupio. To po prostu trzeba zobaczyć. O ile oczywiście interesuje Was multiplayer, bo dla samego singla – no cóż.
W multiku pojawiło się trochę nowości, w tym tryb z ratowaniem zakładników, który dostarcza sporo frajdy. A przynajmniej zazwyczaj, bo jeżeli główny cel to „uratuj zakładników ALBO wybij przeciwników”, to wszyscy i tak wybiorą tę drugą opcję. Jak w klasycznym Search & Destroy, zazwyczaj nie ma sensu skupiać się na niczym innym niż strzelaniu do wrogów. To przynajmniej zostało zrealizowane najlepiej z dotychczasowych odsłon Call of Duty.
Wojna na jeszcze więcej graczy
W zasadzie dalej stoję murem za moją opinią dotyczącą ogrywania bety MWII. Nie będę tutaj powtarzał tego wszystkiego – po prostu zajrzycie do wciąż aktualnego tekstu – ale wielkie brawa należą się dźwiękowcom. Udźwiękowienie zakrawa tutaj o „taśmy wojny” z Battlefielda, dzięki czemu nie tylko każda pukawka ma odpowiednią moc, ale każdy headshot, trafienie, zestrzelenie pojazdu czy cokolwiek innego podkreślone jest dziko satysfakcjonującym sygnałem. No i w końcu da się poczuć, że gdzieś tam w tle map toczy się jakaś batalia. Nie jest to wyłącznie wycięty kawałek z wrzuconymi paroma żołnierzami, którzy jak idioci wyskakują zza każdego winkla z pre-fire’em. Nikogo nie obrażam, sam robię tak samo – jakoś trzeba sobie radzić.
Cała „skala” jest tu jednak przede wszystkim widoczna w głównej nowości, która jest zarazem jednym z największych powodów, aby w ogóle zainteresować się grą. Dzięki trybowi dla 64 graczy „wojna” w wykonaniu Activision nabiera nowego znaczenia. Znów powtórzę mój wspomniany już tekst, ale „nowe Call of Duty to najlepszy Battlefield od wielu lat”. Nie bijcie mnie, mówię prawdę.
Jeżeli jesteście fanami Battlefielda i odsłona z 2042 roku Was zawiodła – Call of Duty: Modern Warfare II może trochę pomóc otrzeć łzy. Dwie olbrzymie drużyny rywalizują na dużym (ale nie za dużym) terenie, mając do dyspozycji pojazdy, w tym latający transportowiec. Może nie jest to aż tak wielka skala, jak w BF, ale wciąż da się poczuć udział w naprawdę dużej operacji. Świetne mapy pozwalające na sporo swobody i możliwość wchodzenia w praktycznie każdy kąt tylko podkreślają ten klimat. Klimat, dodajmy, którego nie czułem od wielu lat – faktycznej współczesnej potyczki zbrojnej.
Odblokuj to jeszcze raz
Aby nie było tak nudno – trzeba też odblokowywać uzbrojenie i dodatki do niego. Broni jest całkiem sporo i tym razem trzeba je zdobyć nie tyle awansowaniem do wyższej rangi, ile zabawą z poszczególnymi rodzinami pukawek. Jeżeli wystarczająco dużo korzystać będziemy z M4, z czasem dostaniemy nowe „body” broni, czyli de facto zupełnie nowe uzbrojenie w postaci np. karabinu wyborowego czy lekkiego SMG. Fajne to, ale wybitnie mocno zmusza do grindowania. Nierzadko łapałem się na tym, że nie gram z karabinem dostosowanym do sytuacji czy mapy, a bardziej z obowiązku – trzeba w końcu odblokować tę lepszą snajperkę. To jednak nie jest zarzut, bo w zasadzie tyczy się większości tego typu sieciowych strzelanek.
Do tego wszystkiego parę skórek operatorów (oczywiście każdy biega jako Ghost z kampanii, zdumiewające), pierdoły do naszego profilu oraz „ciekawsze” wersje uzbrojenia oraz skórek do niego. Ba, są nawet skiny na poszczególne części dla większości broni. W ogóle jest tego absolutnie przytłaczająca ilość, co nie znaczy jednak, że wszystko jest równie ciekawe.
Najbardziej użyteczne kolimatory czy celowniki są albo na samym początku, albo na końcu elementów do odblokowania, więc po drodze trzeba odblokować sporo nikomu niepotrzebnego barachła. Ilość nie znaczy zawsze jakość. Fani customizacji i tak mogą się czuć, jakby grali w „strzelankowego Need for Speeda” pod kątem tuningu broni.
Paczka dobroci od Activision
Problemem są zdarzające się tu i ówdzie bugi, ale nie jest to poziom Black Ops Cold War. Czasami postać gracza potrafi się dosłownie “zawiesić” i przez krótki moment nie da się wykonać żadnej czynności. W kampanii to jeszcze przejdzie, ale w multi nierzadko powoduje zgon. W paru meczach doświadczyłem katastrofalnych w skutkach problemów z opóźnieniem, ale nie mówię tu o lagach. Ot, moja postać postanowiła wykonać polecenie otwarcia ognia z sekundowym opóźnieniem. Czasami miały miejsce dziwne “zacięcia” przy zmianie broni. Kolejnym problemem jest też podnoszenie towarzyszy w trybach wspierających tę mechanikę. Gdy na ziemi leży parę gratów (np. broń) albo, co gorsze, zakładnik, nie liczcie, że bez problemu uda Wam się szybko wskrzesić kompana.
Z kronikarskiego obowiązku muszę dopisać jeszcze istnienie trybów kooperacji. Te nie są jednak zbyt zbalansowane i raczej sprawiają wrażenie doczepionych na samym końcu. Mimo wszystko to całkiem miły dodatek, w który jednak nie chciało mi się za bardzo grać (może w zespole ze znajomymi?). Do tego mają nadejść tajemnicze „raidy” w stylu Destiny 2, o których na razie za wiele nie wiadomo.
Brzmi jak parę gier w jednej, prawda? Trochę tak jest, ale CoD w zasadzie nas do takiej zawartości przyzwyczaił. Teraz oprawa jest jednak next-genowa, a sama rozgrywka zwolniła nieco tempa. Mimo to nadal szczuje się nas wszechobecnym chaosem, ale odnajdą się tutaj także wielbiciele taktyki, nawet jeżeli tylko w paru trybach. No ale wiecie… 350 złotych. Za… to samo? No, niezupełnie.
Modern Warfare II to nie Modern Warfare 2, ale trochę Modern Modern Warfare
Cały ten zestaw brzmi na papierze raczej dobrze i nie chcę skłamać, że nie bawiłem się wyśmienicie. W Call of Duty: Modern Warfare II czekało na mnie sporo frajdy. Być może też dlatego, że w ostatnich latach grywałem głównie w Black Ops Cold War? Tytuł zupełnie inny od wcześniejszego Modern Warfare, które jakoś niespecjalnie mnie przekonało (chyba po prostu nie miałem wtedy czasu) i po ogrywaniu bety nie wydałem na produkcję ani grosza. Grywałem za to sporo w Warzone. Jeżeli też głównym obiektem Waszych zainteresowań jest Warzone 2 – czekajcie po prostu na premierę tej gry. O ile Infinity Ward wyposaży tytuł we wszystkie nowości z „podstawki”, raczej czeka nas sporo dobrego.
A jeżeli jednak ktoś jest fanem marki, ale waha się, czy warto wyłożyć na stół taką kasę? Z pewnością nie żałowałbym, gdyby zrobił to w mojej obecnej sytuacji. To znaczy – po wieloletniej nieobecności, rozczarowującym Black Ops Cold War i jeszcze gorszym Vanguard. Czuję tutaj nie tylko ducha całego cyklu, ale też przejaw „wychodzenia przed szereg” i faktycznego stosowania nowości. „Nowi” gracze, część fanów BF-a i po prostu entuzjaści multiplayerowego strzelania również znajdą tu sporo dobrego, nawet za taką cenę.
Fani nowości czy stagnacji?
Inaczej może być jednak u osób zmęczonych formułą CoD-a, które szukają istotnych i wielkich zmian. Nie jestem pewien czy naprawdę dobra, ale zaledwie 6-godzinna kampania, rewelacyjny nowy tryb à la BF w multi oraz zestaw kooperacyjnych misji usprawiedliwiają taką cenę. Szczególnie jeżeli chyba największym sukcesem marki ostatnich lat jest przyciągający tabuny graczy Warzone, którego nowa iteracja ukaże się już niebawem. I to za darmo.
Call of Duty słynie raczej ze stałej ceny przez wiele lat. Być może z czasem okaże się, że Infinity Ward nie porzuci tytułu i zamierza go wspierać naprawdę długo? Jeżeli faktycznie Activision planuje przerwę dla cyklu, MWII stanie się komercyjnym sukcesem, istnieje spora szansa, że to pierwszy taki CoD, który może przetrwać co najmniej dwa lata, otrzymując regularnie nową zawartość. Samo to stanowi pewnego rodzaju usprawiedliwienie wysokiej ceny. Z pewnością gra jest w stanie dostarczyć mnóstwo godzin dobrej zabawy, o ile nie planujecie wyłącznie polować na terrorystów w trybie dla pojedynczego gracza.
Poniższa ocena może wydawać się wysoka (sorry, dobrze się bawiłem!), ale tyczy się gry stricte, jako samodzielnego produktu bez uwzględnienia ceny. Jeżeli interesuje Was stosunek jakości do ceny, dałbym 3/5. Fani marki zmęczeni formułą otrzymali produkt wart 2/5, ale jeżeli od wielu lat w CoD’a nie grywaliście – lepszej okazji do powrotu możecie przez najbliższe lata nie mieć.
Call of Duty: Modern Warfare II
Pół-next-genowe Call of Duty w next-genowej cenie
Niby więcej tego samego, co znamy, ale za to w odświeżonym wydaniu. Regularnie powracający fani nie mają tu czego szukać pod kątem rewolucji. Wszystkie elementy współgrają jednak ze sobą tak dobrze, że nowe Call of Duty jest po prostu wyjątkowo udanym shooterem. Z drugiej jednak strony za 350 złotych mogliśmy spodziewać się bardziej zauważalnych zmian.
Plusy:
- Świetna kampania wypełniona ciekawymi misjami
- Tryb dla 64 graczy!
- Naprawdę fantastyczna grafika
- Genialne udźwiękowienie
- Sporo sprzętu i dodatków do odblokowania
- Nowy system levelowania wyposażenia w multi
Minusy:
- Miejscami idiotyczna fabuła
- Spora część przedmiotów do odblokowania to barachło
- Okazjonalne bugi
- Doczepiony na siłę tryb kooperacji (jeżeli kogoś interesuje)