Wiedźmin w 2024 roku. Czy nadal warto zagrać w pierwszą odsłonę serii?
Pierwszy Wiedźmin pojawił się na rynku 26 paździenrika 2007 roku. W świecie gier wideo to niemal jak prehistoria, bo od premiery przed 14 laty mogliśmy nie tylko przeczytać nowy tom opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, ale również zagrać w dwie kolejne odsłony trylogii. Czy mimo wszystko warto wrócić do growego protoplasty? Sprawdźmy, jak zestarzała się debiutancka gra CD Projekt RED.
Wiedźmin, czyli historia polskich gier wideo
Ostatnio postanowiłem przypomnieć sobie kultowy już materiał autorstwa Arhn.eu na temat produkcji pierwszego Wiedźmina. Gra, choć na papierze zapowiadała się jako istny samograj, nie miała wcale łatwo. Dość powiedzieć, że początkowo za grową adaptację polskiej serii książek fantasy miało odpowiadać zupełnie inne studio. Prace rozpoczęła ekipa pod dowództwem Adriana Chmielarza, jednak ostatecznie porzuciła projekt. Ten był trudny, wymagał dużych zasobów i zaangażowania, na które w tamtym czasie twórcy nie mogli sobie pozwolić.
Finalnie projekt trafił w ręce CD Projekt RED, które nie bez trudności doprowadziło go do końca. Droga była długa i pełna trudności. Te wynikały z małego doświadczenia zespołu, skromnych sił osobowych i ograniczeń finansowych. Z jednej strony pomocny okazał się silnik gry, czyli Aurora od studia BioWare. Z drugiej strony, jak przyznali twórcy z Polski, był on kompletnie niedostosowany do licencjonowania. Przed stworzeniem własnej gry, deweloperzy spędzili masę czasu na szlifowaniu silnika tak, aby nadawał się do przygotowania RPG akcji w nowym wydaniu.
Więcej na temat procesu produkcyjnego możecie zobaczyć na poniższym materiale. Jest długi i zdecydowanie warto poświęcić mu czas:
Zobacz też: Test laptopa Dream Machines RG4070-17PL31. Gamingowa maszyna do zadań specjalnych
14 lat od premiery – to ogrom czasu
Dziś wielu z nas patrzy na grę Wiedźmin z dużym sentymentem, ale niekoniecznie do niej wraca. Po drodze od premiery mieliśmy już przecież okazję poznać drugą odsłonę, w której mierzyliśmy się z Zabójcą Królów, a także zmierzyć się z Dzikim Gonem w trzeciej, finałowej dla trylogii części. Przeskok technologiczny pomiędzy grami był gigantyczny — niejedna seria gier chciałaby dostarczać graczom tak wyczekiwanego rozwoju, jak zrobili to Polscy deweloperzy. Czy jednak nie oznacza to przypadkiem, że w pierwszego Wieśka trudno jest dziś grać?
Postanowiłem to sprawdzić. Zainstalowałem na dysk pierwszą odsłonę serii i zaopatrzony w dobre chęci wyruszyłem na przygodę. Odpaliłem pierwszą grę z Wiedźminem i… Ojej. To nie było proste.
Klimat jest genialny! Ale sterowanie już nie
Pierwsze chwile z grą pozwoliły mi zwrócić uwagę na dwie szalenie istotne rzeczy – pierwsza z nich to pozytyw. Chodzi oczywiście o klimat, bo świat (najpierw Kaer Morhen, później inne lokacje), przedstawiono niemal dokładnie tak, jak podpowiadała mi to wyobraźnia podczas czytania książek. Nie jest to kolorowy świat fantasy, po którym biegają wróżki, elfy, a leśne skrzaty przygrywają na harmoniach gdzieś w tle. Jest szaro, brudno, ponuro, a za rogiem czai się zaraza, potwór, lub jedno i drugie — choćby ludzie. Bo w grze nie ma miejsca na jednoznaczne dobro czy zło, wszystko jest subiektywne, nieoczywiste. Andrzej Sapkowski w swoich dziełach wielokrotnie zaznaczał te odcienie szarości, rezygnując ze sztampowego podziału na jasną i ciemną stronę mocy. To też z ekranu bije od samego początku.
Niestety, zupełnie odmienne wrażenie towarzyszyło mi za każdym razem, gdy sterowałem swoją postacią — czyli umówmy się, dość często. Powiedzieć, że pierwszy Wiedźmin jest toporny, to jak uznać Leszego za postrach grzybiarzy. No, spore niedopowiedzenie. Po latach odbieram to jako dziwną mieszankę gry w stylu hack’n’slash, ale starającą się proponować nam widok z perspektywy trzecioosobowej. Zmiana rzutu na izometryczny niewiele pomaga. Geraltowi generowane są różne prędkości poruszania się, łatwo zblokować się na elementach otoczenia i nijak nie jest to płynne czy intuicyjne. Pierwszych kilka godzin było dla mnie istną męczarnią.
System walki, czyli Wiedźmin i jego słabe strony
Niewiele dobrego mam też do powiedzenia na temat systemu walki. Ten bodaj nawet na premierę był przez niektórych uznawany za dziwaczny. Oto bowiem mamy do dyspozycji 3 style — silny, szybki i grupowy. Dobieramy je zależnie od przeciwników i ich liczby. To brzmi super, a nawet współczesne gry oferują czasem podobne rozwiązania, choćby Ghost of Tsushima. Sęk w tym, że sama walka bardziej przypomina rytmiczne sekwencje QTE, nie zaś sieczkę pełną akcji.
Klikamy na przeciwnika, Geralt rozpoczyna sekwencję. Ta będzie trwać kilka uderzeń, podczas których musimy w odpowiednich momentach klikać myszką. Sukces oznacza kontynuowanie sekwencji i zadawanie dodatkowych obrażeń, ale zrobienie tego za szybko lub za późno przerwie atak. To dość… nietypowe, przynajmniej jak na grę, która z czasem ewoluowała w typowe RPG akcji ze standardowym systemem walki. Wielokrotnie lepszym.
Historia to standard — najwyższej próby
Wspominałem o intrydze i faktycznie, ta jest motorem napędowym fabuły pierwszego Wiedźmina. Najpierw Geralt ledwie uchodzi z życiem, a rannego towarzysza dwójka wiedźminów transportuje do ich górskiej twierdzy. Po jakimś czasie padają tam ofiarą napadu zorganizowanego przez bandę Salamandry. Główny antagonista, czyli Magister przy pomocy magów wykrada tajemnicze wiedźmińskie mutageny. Celem historii jest odnalezienie ich i rozprawienie się z przeciwnikiem.
Podczas rozgrywki spotykamy masę bohaterów, których do tej pory kojarzyliśmy z książek. Już na samym początku u naszego boku stoi Triss Merigold czy Vesemir, a także inni Wiedźmini. Później nasze ścieżki krzyżują się m.in. z Shani, toteż fani książek mogą czuć się wniebowzięci. Odwiedzimy Wyzimę, bagna, wioski — wszystko to niby żywcem wyjęte z kart powieści Sapkowskiego.
Remake potrzebny na wczoraj!
To sprawia, że zapowiedziany już jakiś czas temu remake pierwszego Wiedźmina jest graczom szalenie potrzebny. Tytuł wszędzie tam, gdzie nie musiał się zestarzeć, nadal trzyma wybitną formę. Gra oferuje nam świetny klimat, ciekawą historię z intrygą w tle i zestaw uwielbianych postaci znanych z książkowej sagi i nie tylko. To wręcz idealny materiał na przygotowanie gry rodem z trzeciej dekady XXI wieku. No ale właśnie – wymaga ogromu prac pod względem technologii.
Gra jest bowiem tytułem, który od dawna nie kwalifikuje się na zwykły remaster. Nie dziwi zatem, że CD Projekt RED zdecydował się na stworzenie gry od zera, czyli klasyczny remake. Za produkcję odpowiada zewnętrzne studio i pozostaje nam trzymać kciuki, aby ze swojego zadania twórcy wywiązali się jak najlepiej. Nie jest ono proste, ale szalenie istotne. Ponowne przeżycie pierwszej growej przygody Białego Wilka to coś, o czym miliony graczy zwyczajnie marzy.
Źródło: Opracowanie własne