Mój Geralt, czyli dlaczego nie będę grał drugi raz w Wiedźmina
Posiadacze nowych konsol oraz pecetowcy już niebawem dostaną nową, jeszcze lepszą wersję trzeciego Wiedźmina. To doskonała okazja, aby znowu wsiąknąć w ten wspaniały świat! Ja jednak podziękuję i nie będę w to grał, a moja decyzja nie ma nic wspólnego z zapowiadanymi nowościami. Już dawno ją podjąłem i żaden nowy puder tego nie zmieni.
Tekst zawiera spoilery dotyczące życia mojego Geralta.
Doceniam gry, gdzie są wybory. Wszyscy od Bałtyku po Tatry wiedzą, że jest ich od groma w naszej dumnej narodowej trylogii o przygodach Wieśka. Niektóre dotyczą niemal nic nieznaczących queścików pobocznych, inne dotykają spraw poważnych wpływających na cały fabularny anturaż. Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji, ale zazwyczaj jakoś oddziałują na świat przedstawiony w skali mikro lub makro.
Przyjaciel Rzeźnik z Blaviken
Człowiek, jako istota uczuciowa przywiązuje się do innych. Nawet, jeśli są to jedynie wymyślone postacie z gier. To też na przestrzeni lat i kolejnych części Wiedźmina zdążyłem się bardzo zakolegować z Rzeźnikiem z Blaviken. Dzięki umożliwieniu podejmowania wyborów wydobywałem z niego lubiane przeze mnie cechy i eksponowałem je. Mój Geralt nigdy pochopnie nie wyciągał miecza, starał się rozwiązywać konflikty pokojowo, robił jak najwięcej dobrego, przy czym nie ingerował zbytnio w sprawy innych i nie mieszał w prywatne wojenki. I chociaż minęło już kilka lat od naszego rozstania i bardzo za nim tęsknię, to nie powtórzymy swoich wspólnych przygód. Nie widzę sensu zaczynania gry od nowa (nawet znacznie ładniejszej) i podejmowania tych samych decyzji. Natomiast innych… nie mam ochoty sprawdzać. Tak po prostu. Nie będę dociekał co by było gdyby. Nie będę psuł sobie obrazu wspaniałego przyjaciela. I chociaż wiem, że i tak nigdy nie przekroczyłby pewnych granic, a nawet gdyby wrzucił bezbronne niemowlę do rozżarzonego pieca, to i tak nic strasznego by się nie stało, to wolę go takiego, jakiego go sobie wykreowałem za pierwszym razem. A był to długi proces.
Piękne wspólne chwile
Kiedy po zakończeniu pierwszej części mój Geralt zachował neutralność to nie interesowały mnie inne opcje. Byłem pełen podziwu dla twórców, że docenili, czy też przewidzieli mój trud w dążeniu do tego. Mój Geralt właśnie miał być i taki właśnie jest.
Wspominając o wyborach na myśl przychodzą interakcje typu podać mieczy, czy nie, wybrać taką czy inną opcję dialogową lub opowiedzieć się po którejś ze stron. Ale wyborami są też te mniej oczywiste akcje, wpływające po części na naszego bohatera. Grając w Zabójców Królów przyszedł do mnie przyjaciel (taki prawdziwy z krwi i kości) i zauważył, że mój bohater nosi bardzo słabą zbroję. Kolega zdziwił się bardzo, bo jego Geralt w tym samym miejscu fabularnym posiadał już o wiele lepsze ciuszki. Mojego Geralta natomiast nie było stać na godniejsze wdzianko. Chwilę zastanawialiśmy się dlaczego? W końcu odkryliśmy wstydliwą prawdę. Mój Biały Wilk odwiedził wszystkie kobiety w miejscowym odpowiedniku Passiflory. A rozrywka do tanich nie należała. Cała kasa zamiast na lepszą zbroję poszła na coś zgoła innego.
W trzeciej części mój Wiedźmin kolegował się z Letho. Pamiętamy, jakie wcześniej przez niego miał problemy, a mimo tego nie zamordował go. Napili się razem wódki, wysłuchali swoich racji i rozeszli w pokoju. Taki jest mój Geralt. Kalkulujący, niewyrywny, jeśli ma możliwość nie zabije smutnego wilkołaka, głodnego wampira, czy głupkowatego trolla.
Podobnych historyjek mógłbym pewnie przytoczyć więcej niż jest znaków zapytania w Wieśku trzecim, ale nie o to tu chodzi. Nie chcę sprawdzać, jaki mój Geralt byłby, gdyby podejmował inne decyzje. Co ciekawe pierwszy raz w mojej growej karierze zdarza się taka sytuacja. Zazwyczaj kiedy jakaś produkcja podobała mi się, to po jej ukończeniu jako ten dobry (zawsze jakoś tak wychodzi, że za pierwszym razem mój bohater jest wzorem cnót) z wypiekami na twarzy zasiadam, aby wyzwolić demona zła. Z Wiedźminem tak nie jest. Mój Geralt jest jedyny i taki pozostanie. Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie ze względu na świetną kreację postaci i przywiązania, o którym wspominałem wcześniej.
Nie będę grał w raz ukończonego Wiedźmina i żaden upgrade tego nie zmieni. Wiem, że dużo tracę, wiem, że jest to niepopularne zachowanie, ale tak pozostanie. Kropka.