Gracze, którzy nienawidzą kobiet
Gracze to są jednak najgorsi. Nie ma chyba nic aż tak silnego, jak prawdziwa nienawiść ze strony właśnie gamerów. Bo mikropłatności są wszechobecne. Bo nowa aktualizacja zepsuła balans. Bo postacie są „woke”. Bo kobiety są za brzydkie… zaraz, co?
Ano tak, dziś wielu graczy chyba za bardzo wsiąka w komputerową rozrywkę, interesując się wyglądem kobiecych, wykreowanych komputerowo, wymyślonych przez zespół deweloperów postaci. Trochę się nie dziwię – w końcu, gdy ktoś nie może znaleźć drugiej połówki, to chyba chwyta się każdego możliwego ratunku. Niestety pojawia się pytanie, czy zmasowany atak na tak wiele współczesnych gier AAA za byle pierdołę to całkiem rzeczywisty sprzeciw, sprytny trolling czy może jednak faktycznie aktywność incelskiego ruchu niedorajdów?
Jakby nie było, w pewnym momencie bańka hejtu musiała pęknąć. Internetowi frustraci zjedli już własny ogon, aby tylko krytykować, dla zasady. I nie mają przy tym nawet argumentów. Choć to niejako sugeruje, że kiedykolwiek je mieli. A z tym akurat bywało różnie, bo mimo że wroga aktywność w sieci trwa już od dobrych wielu lat, bardzo rzadko jakikolwiek zdrowo myślący człowiek mógłby zrozumieć, o co ta cała burza.
Krytykować krytyków jest łatwo, zwłaszcza gdy tak pięknie sami się podkładają. Jakby choćby pewien frustrat, który grzmiał na całym Twitterze czy Reddicie, że Aloy z Horizon Forbidden West ma „brodę”. Cóż – to przykre, że nigdy nie widział kobiety z bliska, ale przynajmniej udowodnił, że nawet nie ma pojęcia w temacie, w którym się wypowiada. Ale tak chyba ma każdy internetowy napinacz, chcący pokazać swoją jedyną, słuszną rację… w jego mniemaniu. Ciężko jest mimo wszystko krytykować takich pseudo-graczy, gdy manipulują oni argumentacją w taką stronę, że zaczynają wchodzić na zupełnie inny temat.
Gracze kontra świat
Bo nie chodzi mi tu wcale o całe to „woke”, o którym obecnie jest tak głośno. Jasne, nie miałem problemu z taką zawartością w choćby Dragon Age: The Veilguard, jednocześnie rozumiejąc, że twórcy najwyraźniej w celu ukazania „pozytywnego” świata wyzbyli się narracyjnej, negatywnej strony wydarzeń, spłycając całą warstwę narracyjną. No i mogę przyznać, że postać transseksualnej Taash to prawdziwy festiwal wrzucania argumentów hejterom w dłoń (serio ktoś ją polubił?). Wiecie, że nawet twórcy w kilku miejscach sami pomylili się co do płci swojej postaci? Dlatego nie myślcie, że obrałem jedną stronę i ten felieton ją reprezentuje. Bardziej opieram się na ludzkiej logice.
Nie chciałem w ogóle wchodzić w tematykę „woke”, bo to coś zupełnie innego od głównego tematu tego tekstu, ale zdaniem wielu hejterów właśnie „brzydkie” kobiety w grach to w jakiś sposób wyraz reprezentowania takiego światopoglądu. Choć kanony piękna istnieją od samych początków człowieka na tym padole łez, to dopiero teraz pojawiło się przekonanie, że „brzydale” są jakimiś pionkami używanymi przez korporacje w celu pchania różnorodności.
Nie wiem, jak ktoś to połączył, ale strach dziś rano nie ogarnąć włosów czy (jeśli ktoś akurat praktykuje) nie zrobić make-upu, bo zaraz na ulicy jakiś debil będzie krzyczał, że jesteś chodzącym uosobieniem świata według Disneya. No „kaman”, gracze, stać Was na coś bardziej sensownego.
Długie nogi, wielki tyłek, a na twarzy czarna dziura
Zostawiając więc obowiązkowy do odhaczenia temat „woke”, nie można zapomnieć o dumnej reprezentacji azjatyckich deweloperów. No ci to przecież potrafią! Stellar Blade – graliście? Widzieliście nogi tej laski? Widzieliście te fikuśne stroje tak szalenie zresztą praktyczne na polu bitwy o przyszłość ludzkości? Dobra, dobra, już przestaję się naśmiewać. Ku zaskoczeniu – nie uważam, aby było to coś złego. Złe jest natomiast podejście graczy, którzy chcieliby, aby każda kobieta w każdej grze dokładnie tak wyglądała. Deweloperzy dorzucają do pieca, twierdząc, że „lubią sobie popatrzeć na niezły tyłeczek”. To nic odkrywczego, bo – nomen omen – kto nie lubi? To kolejna strona ludzkiej psychiki, która tak ochoczo dostrzega złoty podział czy idealizm sztuki. Szkoda tylko, że pod względem stricte charakterystyki postaci Eve to zwyczajna scenariuszowa marionetka.
Przy zwiastunie Fable tak wiele osób znalazło wspólny język w krytykowaniu przedstawionej na zwiastunach dziewczyny. Bo im się nie podoba. Fable, jako seria, od samego początku było gamingową reprezentacją brytyjskiego humoru, bardzo mocno zakorzenionego właśnie w swego rodzaju „inside-joke’ach”. Ten tutaj najwyraźniej mocno się udał, skoro deweloperzy faktycznie wkurzyli niedoszłych fanów. I to takich, którzy oczywiście w tę serię nigdy nie grali.
Przecież Fable od zawsze było serią, która pozwalała na zmianę płci za pomocą jednego eliksiru, homoseksualne małżeństwa, wynajmowanie prostytutek, zakładanie brody na kobiece postacie czy generalnie robienie wszystkiego tego, co stanowi jej współczesne DNA, dzisiaj odbierane jako coś złego… To tak jakby zabrać z GTA możliwość porywania samochodów, bo przecież to takie nieeleganckie i nieuprzejme. Hejtujcie, ile wlezie, ale na litość przestańcie czepiać się czegoś, co kiedyś nie było dla nikogo problemem.
Wiedźmin 4 i… Ciri, fujka
The Last of Us Part II już przecież denerwowało tyle osób lata temu i robiło to lepiej. Spora część graczy z powodu tylko jednej postaci obraziła się na jedną z najlepszych gier dekady. W Star Wars Outlaws również mało kto zagrał (przynajmniej patrząc na dane sprzedażowe), a przy okazji premiery i na długo przed nią głośno było o tym, kim przyjdzie nam sterować. Przypadek? Punkt dla Was, incele, z pewnością kondycja Ubisoftu, problemy gry i negatywne nastawienie graczy do korporacji nie są winne. Winna za to jest kobieta.
Przypadkiem za to na pewno nie jest najnowszy hejterski wyziew, który zresztą skłonił mnie do napisania tego tekstu. Zwiastun Wiedźmina 4 i Ciri. Połowa graczy przed pokazem była pewna, że stworzymy własną postać, a druga połowa wręcz błagała o możliwość pokierowania uwielbianą Jaskółką. Coś chyba poszło nie tak, skoro od razu zaczęły pojawiać się tak złe komentarze. I to tak koszmarnie niezrozumiałe, bo… będę szczery – nie mam pojęcia, o co chodzi. Ja wiem, wiem – znów będziemy grać kobietą i to przez trzy gry (w końcu szykuje się nowa trylogia, nie?). Wedle jednak negatywnych opinii, Cirilla jest „brzydka”.
I tak bańka napędziła się do tego stopnia, że teraz to sam już nie wiem, czy to trolling, hiperbola czy może faktycznie ktoś poczuł się urażony? Gracze od nowa odkrywają zasady rządzące światem. Najpierw twórcy gier próbowali ich nauczyć, że ludzie nie są tylko „piękni” i „idealni”. Teraz tłumaczą, że do tego wszystkiego ludzie się jeszcze… starzeją. I, szczerze mówiąc, gdybym sam zestarzał się tak jak Ciri przez te kilka lat dzielących wydarzenia między „trójką” a „czwórką”, byłbym w siódmym niebie i zapewne nie tylko ja.
Wiedźmin 4 to spore wyzwanie, także dla fanów
O ile faktycznie da się dostrzec pewien punkt widzenia hejterów na Fable, The Last of Us czy już od biedy Horizon, o tyle mój umysł chyba nie nadąża za krytyką wobec właśnie Ciri. Trudno w tym wszystkim nie odnieść wrażenia, że krytyka zakorzeniona jest właśnie w fakcie grania kobietą. W opozycji do wielu pozytywnych głosów w sieci, wedle których nie było innego wyboru, to po prostu musiała być Ciri.
Jednocześnie da się zrozumieć obawy fanów. No bo jak to tak – Ciri stała się wiedźminką? Przeszła Próbę Traw? CD Projekt RED dorzuca do tego zestawu szkołę rysia. Mąci w całym lore, kreowanym przez tyle lat nie tylko przez Sapkowskiego, ale i ich samych. Teraz jednak, na co najmniej dwa lata przed potencjalną premierą, trochę głupio martwić się na zapas, prawda? Co by miało nie być, deweloperzy mają wyzwanie przedstawienia graczom sensownego powodu takich zmian w całym kręgosłupie wiedźmińskiego fachu.
Ekscytacja pokazem Wiedźmina 4 na The Game Awards szybko przeszła w istne ogłupienie, gdy tylko zdałem sobie sprawę, że wbrew pozorom nie wszyscy fani tak mocno cieszą się zwiastunem gry. Trudno, i tak będzie w co grać, co zresztą widać po samym TGA obfitującym w duże zapowiedzi. No proszę – Mafia, Onimusha, Elden Ring Nightreign, a na końcu był nawet zwiastun nowej gry Naughty Dog! Fantastycznie, ale… co to? W roli głównej czarnoskóra, łysa kobieta? Matko, przecież to… a, ch**, nawet mi się nie chce.