Tibia, czyli MMORPG każdego Polaka. Kultowe momenty, które wspominamy po latach

Tibia, czyli MMORPG każdego Polaka. Kultowe momenty, które wspominamy po latach
PG Exclusive Publicystyka

Tibia to jedna z najważniejszych gier w historii polskiego gamingu — choć wcale nie pochodzi z naszego kraju, lecz sąsiednich Niemiec. Nie miało to jednak wpływu na postrzeganie produkcji przez rodzimych graczy. Darmowe MMORPG przez długie lata przyciągało tysiące fanów rozgrywki online, którzy stali się elementem wyjątkowe subkultury.

Prosty pomysł i fantastyczne wykonanie

Historia gry Tibia sięga lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to rynek gier wideo rządził się nieco innymi prawami. Z drugiej strony miał już z grubsza wszysto to, co dziś — granie po sieci, korzystanie z motywów fantasy, wiele tytułów RPG i nie tylko. Ba, były też i MMORPG, które pozwalały graczom na ciachanie mieczem w towarzystwie znajomych i przy pomocy łącza internetowego. W Polsce zaczęły pojawiać się też pierwsze jednostki określane mianem tzw. dzieci neostrady. Słowem, było kolorowo i przaśnie, a niektóre gry były wręcz genialne. Czy do takiego grona możemy zaliczyć Tibię? Poniekąd tak – przynajmniej biorąc pod uwagę fakt jej dużej popularności.

Pierwsza wersja Tibii pojawiła się na rynku w 1997 roku, choć nie do końca można mówić o rynku jako sklepach z grami. Tytuł był bowiem stworzony jako free2play. Darmowe MMORPG nie wymagało od nas kupowania gry czy też uiszczania opłat abonamentowych. Po prostu wystarczyło zainstalować klienta gry na dysku komputera i upewnić się, że mamy dostęp do internetu. Po tym wystarczyło stworzyć swoją postać i ruszyć do boju. Co ważne, za tytułem nie stało żadne wielkie studio. Gra została przygotowana przez 4 niemieckich studentów informatyki, a za wydanie jej odpowiadała firma CipSoft. No dziwna nazwa, przyznaję.

Tibia, czyli MMORPG każdego Polaka. Kultowe momenty, które wspominamy po latach

Kto z was grał w Tibię?

Rozgrywka prosta, jak machanie toporem

Mam dla was zadanie — wyobraźcie sobie klasyczną grę fantasy, w której tworzymy postać i ruszamy na przygodę. Jaki obraz widzicie oczami wyobraźni? Na pewno mnóstwo kolorów, nieco baśniowy świat, napakowanego herosa i przeciwników upadających od kolejnych ciosów mieczem, uderzeń zaklęć i nie tylko. Taka właśnie była Tibia — prosta, surowa i niesamowicie wciągająca zarazem. Na pewno pomagał jej fakt, że została zrealizowana jako gra 2D, dzięki czemu nie obciążała słabszych pecetów, które miały w Polsce (i nie tylko) przewagę liczebną nad tymi mocniejszymi. Ułatwiało to również granie po sieci.

Sama gra nie posiadała rozbudowanej ścieżki fabularnej. W rzeczywistości rozgrywka polegała na tworzeniu własnej przygody. W ramach zabawy mogliśmy rozwijać umiejętności bohatera, zdobywać coraz to lepszy sprzęt i pokonywać trudniejsze potwory na swojej drodze. Możliwe były też interakcje z innymi graczami, np. poprzez komunikację czy handel, a nawet… walkę. To właśnie PvP cieszyło się dużą popularnością i pozwalało sprawdzić, kto z nas jest najpotężniejszy. Wskaźnikiem naszego bohatera był oczywiście jego poziom. Ten można było wbijać latami, dochodząc do niemal absurdalnych wartości…

Rozgrywka może i prosta, a dostarczająca wiele emocji.

Zasadniczy brak ograniczeń i samodzielne pisanie opowieści naszego bohatera — pomysł prosty i genialny zarazem. Tibia stała się swoistym sandboksem świata MMORPG, który przyjął się znakomicie. Co ciekawe, zwłaszcza kilka nacji obdarowało grę szczególnym uznaniem…

Polska kontra Brazylia

Tibia sprawiła, że mogliśmy być świadkami jednego z najdziwniejszych konfliktów w historii gier wideo z polskiej perspektywy. Oto bowiem jeszcze kilka lat temu 60% populacji gry stanowiły dwie nacje – Polska oraz Brazylia. Zostawiliśmy w tyle inne kraje Europy, czy Meksyk oraz Stany Zjednoczone. Dlaczego akurat my i Brazylijczycy byliśmy w tym topie? Szczerze mówiąc, to… ciężko stwierdzić. To znaczy, można zrozumieć Brazylię. Tamtejszy rynek gier jest od zawsze w trudnej sytuacji z uwagi na ekonomię, szalenie wysokie ceny nawet starszego sprzętu i niemożliwość wielu graczy nabycia nowych gier czy lepszych pecetów.

Tibia doczekała się legend — również wśród Polaków. A może i zwłaszcza?

Ale Polacy? My już mamy to poniekąd za sobą i dziś dumnie należymy do grona tych graczy, którym żadna premiera gry lub konsoli nie umyka. Mimo to, to właśnie rodzimi gracze upatrzyli sobie Tibię, spędzając w niej długie lata. Jak łatwo się domyślić, dominacja dwóch nacji szybko zaczęła rodzić konflikty. Poszczególni gracze często polowali na siebie z powodów narodowościowych, nie mówiąc nawet o niewybrednych komentarzach na czasie. Ostatecznie najbardziej fair okazała się rywalizacja na to, który kraj ma gracza na najwyższym poziomie. Co ciekawe, toczy się to nadal i co jakiś czas możemy przeczytać o wbiciu kolejnego poziomu przez Polaka, który przy okazji przeskoczył w rankingu gracza z Ameryki Południowej.

Konto premium? PACC w grze Tibia to synonim luksusu

Wiemy, że Tibia była darmowa, ale twórcy zostawili sobie otwartą furtkę do zarabiania. Wszystko przez PACC, czyli premium account, które gracze mogli kupić za prawdziwe pieniądze. Nie był to tylko świecący znaczek czy nieużyteczny symbol statusu. Specjalne konto dawało nam szereg możliwości jak na przykład:

  • Dostęp do Miast Premium
  • Możliwość wykupienia promocji.
  • Dostęp do czarów premium.
  • Depo powiększone do 2000 miejsc.
  • Możliwość zakupu domu i spania w łóżkach.
  • Możliwość założenia gildii i zakupienie guildhalla lub dołączenie do już istniejącej jako vice lider.
  • Lista VIP powiększona do 100 miejsc.
  • Możliwość zdobycia innych strojów i dodatków.
  • Maksymalny limit Soul Points zwiększony do 200.
  • Przez pierwsze dwie godziny staminy otrzymuje się 50% więcej doświadczenia.
  • Możliwość stworzenia postaci i grania na świecie premiowym – Premii.
  • Dostęp do nowych, innych questów.

No dobra, był to symbol potęgi i kasy, bo mało który rodzimy gracz w młodzieńczych latach mógł sobie pozwolić na taki zakup. A jak widać korzyści było naprawdę sporo i nie ograniczały się wyłącznie do kosmetyki.

Krzesła i rękoczyny — gry wideo winne

Swego czasu Tibia przebiła się do polskiego mainstreamu nie tylko gier, ale i świadomości społecznej jako takiej. Przyznam, że nie jest to najbardziej chwalebna karta w historii gry, bo była związana z… przemocą wśród graczy. W okolicach 2006 roku pojawił się specjalny reportaż przygotowany przez TVN, który przybliżał środowisko graczy tej produkcji. Wszystko przez incydent, do którego doszło w pewnym domu. Gracz miał uderzyć swoją matkę krzesłem, gdy ta zabroniła mu grać w ulubioną grę — Tibię. Dziś chyba najbardziej kultowym i zachowanym momentem z publikacji jest ten:

Chociaż wypowiedź jest ikoniczna, to jest przy okazji symbolem ówczesnego podejścia do gier wideo. Te były przez media i mainstream utożsamiane z nieuzasadnioną brutalnością i zachęcaniem młodych osób do sięgania po przemoc wobec bliskich i nie tylko. Dość powiedzieć, że nie miał znacznie gatunek gier – ot, każda wirtualna rozgrywka związana jest z krwią i śmiercią. To pogląd, który zdaje się odszedł już do lamusa, a dziś mamy zdecydowanie zdrowsze podejście do gier. Pamiętamy przecież, że po latach gry wideo były pokazywane w o wiele lepszym świetle, np. gdy Wiedźmin 2 wylądował w rękach prezydenta USA jako prezent.

Zobacz też: Za co kochamy serię Gothic? Powodów jest wiele

Dźwięk dopiero po latach

Jedną z moich ulubionych “ciekawostek” na temat Tibii jest ta dotycząca oprawy dźwiękowej. Dziś gry fantasy MMORPG kojarzą nam się z epickimi soundtrackami, potężnymi kompozycjami, które towarzyszą nam podczas walk lub eksploracji. Cóż, dzieło niemieckich programistów nie mogło pochwalić się kawałkami zapadającymi w pamięć. Głównie dlatego, że gra nie posiadała dźwięku. Tak zupełnie, bez muzyki, odgłosów i jakichkolwiek efektów.

Przez ponad 25 lat gracze zagrywali się w Tibię, nie wiedząc, jak brzmi ten świat. Uległo to zmianie dopiero w 2022 roku, kiedy to efekty pojawiły się w grze. Było to już zdecydowanie po największym “boomie” na ten tytuł, choć z pewnością najwytrwalsi fani doczekali do tej wiekopomnej chwili. Czy jednak było warto czekać? Jeżeli nie słyszeliście “Hymnu Tibii”, to możecie to zrobić poniżej:

Na pewno nie jest to kompozycja wprawiająca w taki zachwyt jak topowe utwory kojarzone z World of Warcraft, Wiedźminem czy Final Fantasy. Ale nadal, jest to Tibia — dobrze, że chociaż cokolwiek zdążyło się ukazać. Ćwierć wieku oczekiwania, no nieźle…

Czy Tibia nadal działa?

Chociaż od premiery gry Tibia minęło niemal 30 lat, to tytuł nadal przyciąga graczy. Wciąż działają fanowskie strony i internetowe społeczności, które skupione są wokół tej wyjątkowej produkcji. Sama gra nie cieszy się może dużą popularnością, ale na brak kompanów do zabawy nie możemy narzekać. Średnia z ostatniego czasu to niespełna 6 tysięcy osób dziennie. Wcale nie tak źle, prawda? Tym bardziej że okresowo wykres potrafi wskazywać nawet i 25 tysięcy.

Ewidentnie ktoś w to jeszcze gra, a niektórzy wracają regularnie, choć nie codziennie. Tak czy inaczej, powrót do Tibii po latach może się udać. Zwłaszcza jeżeli darzycie ten tytuł sentymentem i macie z nim pozytywne wspomnienia. Na pewno wielu z was toczyło tam swoje pierwszego boje online, dlatego dajcie znać, za co najbardziej zapamiętaliście tę grę. A może nadal meldujecie się na serwerach?

Źródło: Opracowanie własne

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie