The Last of Us III – oto możliwy scenariusz na zakończenie serii. Konkurencja podetnie sobie żyły
Mesjaszem nowej generacji grafiki może być tylko jedna gra. The Last of Us 3 uratuje PS5 i pokaże nam, czym powinien być next-gen.
Minie jeszcze kilka lat zanim ujrzymy pierwszy trailer The Last of Us III. Nie wierzę, że to powiem, ale to naprawdę dobra informacja. Niech Naughty Dog dłubie przy swoim dziele tak długo, jak choćby powstawał Duke Nukem Forever czy Half-Life 2. Zdenerwowałem Was? Spoko, ustawiajcie stosy z drewnem, naostrzcie swoje riposty na kretyna, który wygłosił tę herezję. A ja w tym czasie może zdążę Was przekonać do tego, że upływające dni nie są naszym wrogiem. To kluczowa wartość w stawce o to, czy kontynuacja serii – rozpoczętej w 2013 roku – przeżuje nas niczym gumę Orbit, połknie, by na końcu strawić i na wylocie zostawić z odświeżającą myślą – OMG!
Na pohybel PlayStation 4
Okrzyki skierowane w niebiosa to byłaby naturalna reakcja na widok gry prawdziwie next-genowej. Takiej, która nie próbuje zadowolić wszystkich, połechtać po stópkach graczy zasiedziałych przy pomarszczonej platformie, której bliżej do ziemi niż do kolejnej imprezy urodzinowej. Tak, mam na myśli grę w otwarte karty, gdzie krupierem jest Sony, a graczami przy stole wyłącznie właściciele PS5. Czy są na to szanse? W tej sytuacji większość z nas zagrałaby za wszystkie żetony!
Przypomnijcie sobie, ile lat trwało opracowywanie The Last of Us Part II. Nieoficjalnie około 6, a to daje przyzwoity obraz tego jak długo Santaolalla będzie komponować muzykę, Neil Druckmann przepisywać scenariusz i reszta magików ze studia zszywać wszelkie pomysły w jedno ciało. Z perspektywy zniecierpliwionego grajka brzmi to jak wieczność, prawda? Lepiej być nie może, bo właśnie tego nam trzeba, aby Sony uzupełniło braki nowej konsoli w całej Polsce (brzmię jak narodowiec). Wreszcie PS4 i 100-milionowa baza graczy przestałyby mieć jakiekolwiek znaczenie w produkcji ekskluzywnych tytułów.
Dlaczego odprawienie pogrzebu PS4 jest o wiele ważniejsze od jakiejś aktualizacji wprowadzającej VRR, PS5 w wersji Slim czy nawet udostępniania ciekawszych produkcji w ramach PS Plus? Otóż stara generacja blokuje nadejście gier next-genowych i musi jak najszybciej zniknąć. No bo zobaczcie, co Sony zrobiło z “naszymi dziećmi” God of War: Ragnarok, Horizon Forbidden West czy Gran Turismo 7. Trailery tych gier niosą wyraźny przekaz, jakoby najważniejszy był pieniądz. To wstyd, że główne marki PlayStation nie wykorzystają potencjału aktualnej technologii, nie zrobią kolejnego kroku w obszarze grafiki, która w przypadku gier ekskluzywnych identyfikowała produkty Sony jako reformujące branżę. Ale ten sam los na szczęście nie jest pisany The Last of Us 3.
Next-genowa grafika jako idea, The Last of Us 3 jako jej powiernik
Ileż to razy słyszeliście już w reklamach gier, że są next-genowe? Jak często w chwili premiery buńczuczne słowa okazywały się prawdą? Naiwność to rzecz ludzka, ale to jej siewcy, artyści malujący słowami sprawiają, że chcemy w coś głęboko wierzyć. Każdy z większych producentów nadużywa tego określenia, choć nie zdają sobie sprawy jak bardzo jest niebezpieczne. Cyberpunk 2077 jest tego idealnym przykładem. Więc czy nie popełnię faux pas zaplatając przedwcześnie boską aureolę wokół nazwy The Last of Us 3?
Tak jak niespodziewanie straciłem rękę na zakładzie o CDPR, tak nie boję się zastawiać drugiej na Naughty Dog. Pisząc to zaledwie jedną dłonią jestem przekonany, że ich gra w sposób radykalny przybliży nas do realizmu. Przeskok w grafice może okazać się tak wielki, jak mieliśmy już sposobność zobaczyć między pierwszą a drugą częścią serii. Mam na to podkładkę.
Niegrzeczne Psy dysponują czasem i środkami, by zrobić to jeszcze raz. Tym bardziej, że to jedno z najlepiej sprzedających się IP w historii Sony (4 mln sztuk TLOU II w 3 dni). To produkt flagowy, definiujący, czym jest PlayStation i dlaczego warto je kupić. W porównaniu do innych domniemanych exclusivów, ten raczej nigdy nie opuści platformy docelowej – choćby dlatego, że w przeciekach Nvidii czy u “wtajemniczonych” ciężko cokolwiek znaleźć o dodatkowych portach gry. Zdaje się, że to ostatni bastion Sony – The Last of PlayStation.
Ale wracając do kwestii next-gena, czym właściwie ma być wielki sus na realizm? Myślę, że fotogrametrią jakiej w grach jeszcze nie widzieliśmy. Dużą rolę odegra poziom szczegółów otoczenia, modeli postaci, mimika twarzy, płynność poruszania, animacji… Przywiązanie do detali i większa interakcja ze światem ostatecznie oddzielą ziarno od plew. Te detale odseparują TLOU3 od konkurencyjnych produkcji, których twórcy będą rozpruwać sobie żyły, by choć trochę zbliżyć się do efektów pracy Naughty Dog.
Fabularne piekło z premedytacją
Nie myślcie jednak, że będzie głośno o kontynuacji przygód Ellie tylko w temacie grafiki. Szczęki opadną nam na widok plastyczności postapokaliptycznego Seattle, ale skrajne emocje poczujemy dopiero po wgryzieniu się w scenariusz. Bo co jak co, ale historie w The Last of Us nigdy nie pozostawiały nas z poczuciem pustki.
Zauważcie moi Watsonowie, że mamy tutaj do czynienia z pewnym cyklem w rozwoju serii. Pierwsza część miała za zadanie stworzyć między graczami i głównymi postaciami wyjątkową więź. Zrozumienie ich motywów oraz relacji to punkt krytyczny, po przekroczeniu którego ciężko sobie wyobrazić dalszą opowieść bez ich udziału. Później przyszedł czas na kontrowersje, uważane przez wielu jako ideologiczne wynaturzenia, psujące odbiór gry. Odnoszę wrażenie, że zaistniała awantura wobec niektórych smaczków była odrobinę wyreżyserowana w konkretnym celu – niech będzie głośno. I tak też było. Z premedytacją wykorzystano napakowaną, ale normalną kobietę (wcale nie transseksualną, bo umięśnione też istnieją), uśmiercono pierwszoplanową postać i postawiono na świeczniku Ellie preferującą dotyk kumpeli. Nie wpłynęło to na jakość historii, bo zachowuje logiczną ciągłość wydarzeń, a przy tym ma ciekawe zwroty akcji. Aczkolwiek jedno nie wyklucza drugiego; w sieci powstał chaos.
Nawet jeśli ktoś nie znał gry, to udzielał się w dyskusji, dołączając do jednego z przeciwstawnych sobie obozów. Nie obyło się przez to bez ofiar hejtu, ale dzisiaj nic tak jak hejt nie mierzy poziomu sukcesu. Nie ważne jak o tym mówią, ważne, żeby o tym mówili. Tak na marginesie, niektórzy chyba nie pojmują, że obowiązkiem twórców gier nie jest głaskać graczy po czułych miejscach. To nie jest koncert życzeń. Oni wyłącznie spełniają swoje pomysły i nikogo więcej. Oby ta ideologia została z nimi aż do zakończenia prac nad nową częścią.
Właściwie, czego możemy się spodziewać po Part III? Ostatecznego finału? Jak najbardziej, bo Naughty Dog chyba marzy się możliwość kreowania innych oryginalnych uniwersów. Myślę, że tak jak w przypadku wędrówki Kratosa, nie obejdzie się bez dramaturgii, rozpisanej na więcej niż kilka uderzeń kijem od golfa.
Dobry finał to taki, gdzie Ellie umiera?
Nadchodząca przygoda może rozpocząć się dokładnie tam, gdzie sugeruje Part II – na Catalina Island. Tam bowiem Abby i Lev mieli odnaleźć Świetlików. Ich dołączenie do grupy może wywołać zarzewie z WLF. W końcu lider WLF ma ku temu powody, by się zemścić – Abby zdezerterowała, a Isaac został postrzelony przez siostrę Leva (członka Serafitów, z którymi także ma zwadę). Jednakże to tylko moje przypuszczenie, że Isaac nadal żyje. Rozbryzg krwi na jego ciele i kaliber broni, z której go postrzelono (amunicja 9mm), dowodzą temu, że kula przeszła na wylot, co wyklucza ranę na wysokości serca. Prawdopodobnie Yara postrzeliła go w lewy bark.
A co z Ellie? Zgaduje, że twórcy zaplanowali dla niej podróż do osady Jackson, bo tam też po kłótni z nią mogła powrócić Dina. Zważywszy na syndrom stresu pourazowego u Ellie trudno przewidzieć, czy dziewczynom uda się pogodzić. Ale to zasługuje co najwyżej na wątek poboczny. Natomiast główna fabuła może dotyczyć poszukiwania życiowego celu, który został Ellie odebrany. Pierwotnie miała być “rozwiązaniem” na CBI, i dopuszczam do siebie takie myśli, że ten temat nie został rozstrzygnięty – w tym miejscu drogi Ellie i Abby mogą znów się skrzyżować. Przyszłe wydarzenia widzę w ten oto sposób:
- Abby powie Świetlikom o Ellie
- Świetliki porwą Dinę i jej dziecko, aby zmusić Ellie do oddania życia na stole operacyjnym
- Tommy i Ellie wyruszą razem na odsiecz na wyspę Catalina
- W trakcie ich wędrówki napatoczą się grupie WLF, która wszystko przekaże Isaakowi. Skurczybyk dowie się, że na wyspie mieszka Abby oraz Lev, więc zbierze ekipę, by wyrżnąć wszystkich Świetlików i zdobyć ich zasoby.
- Ellie wraz z bratem Joela dojdą do wniosku, że warto pomóc Świetlikom i staną do nierównej walki.
- W finale Ellie powie swoim bliskim, że od zawsze jej celem było oddać życie za ludzkość i podda się operacji. To jednoznacznie już zakończy jej przygodę i tym samym wygładzi jej naturę, aby gracze mogli wspominać ją jako męczenniczkę, bez podważania jej moralności.
Egoizm w postapokaliptycznym świecie uchodzi za coś rozsądnego, jednak do Ellie stworzonej przez NG to nie pasuje. Przypomnijcie sobie, jak była wściekła, gdy Joel powiedział jej o akcji w laboratorium Świetlików. Ona chce zrobić tą jedną rzecz, która nada jej życiu sens. Wielu może się to nie podobać, ale czy taki nie powinien być finał? Zmuszający do własnych przemyśleń o tym, czy jedno życie warte jest całego świata. Może w tym jednym przypadku dobrze by było przekazać władzę w ręce graczy. Dwa diametralnie różne zakończenia, mające skrystalizować charakter Ellie. Ale przede wszystkim ten wybór pokazałby nam graczom, kim jesteśmy. Podoba Wam się taki scenariusz?