The Callisto Protocol ma być „grą AAAA”, ale nie liczę na nową jakość

The Callisto Protocol miało być
Felieton PG Exclusive

Marketingowy bełkot czy zmyślne wprowadzenie nas w nową jakość gier? Termin „produkcja AAAA” już teraz jest rzucany przez część wydawców, ale do tej pory nie wiemy, co on w zasadzie oznacza. Biada tym, którzy po The Callisto Protocol spodziewają się istotnej rewolucji.

Gdy Microsoft zapowiadał niezwykle intrygujące dzieło od The Initiative, czyli Perfect Dark, wspomniał o „grze AAAA”. No i z miejsca zdobyli moją uwagę. Zacząłem być ciekaw, na co ma się to przekładać, jakiej „nowej jakości” mogę się spodziewać, ale… do tej pory nie wiem. Co ciekawe, samo pojęcie 4A z czasem wcale nie stało się jakimś nowym branżowym viralem.

Nad grami kategorii AAAA pracuje Ubisoft, Microsoft i Krafton, wydając wspomniane The Callisto Protocol. No i w zasadzie to tyle. Myślałem, że teraz każdy producent zacznie oznaczać w ten sposób nadchodzące gry, ale chyba termin nie zdobył zbyt wielkiej popularności. Być może z czasem się to zmieni, ale większość deweloperów najwyraźniej ostrożnie podchodzi do budowania hype’u wokół swoich tytułów.

The Callisto Protocol może być dużym projektem AAAAle nie dla nas

Pokaz The Callisto Protocol spełnił nadzieje, jakie w nim pokładałem. Glen Schofield wraca z przytupem, oddając w ręce graczy tytuł będący w zasadzie bezpośrednim spadkobiercą serii Dead Space. Mi nie trzeba nic więcej, a po krótkim fragmencie rozgrywki już wiem, że będę zagrywał się jak szalony. Tylko czymże jest to AAAA? Czy jedno dodatkowe „A” może faktycznie ukazać nam next-gen kompletny, iście monumentalne dzieło zakrawające na najwybitniejszą sztukę designu, jakiej kiedykolwiek doświadczyliśmy? No… nie. Z prostego powodu – nie o to w tym całym zgiełku chodzi. Przynajmniej ja tak uważam, ale dopatrując się w paru literkach potencjalnej jakości gry, większość z nas może zbłądzić i obudzić się z ręką w takim… Battlefield 2042.

Termin AAA (i mniej lub więcej „A”) nie służy raczej do informowania graczy stricte o tym, jakiej jakości mogą spodziewać się po danym tytule. To oznaczenie zazwyczaj budżetu produkcji, a co za tym idzie – możliwych zysków. Jasne, w pewien sposób wiąże się to z potencjalnymi oczekiwaniami odbiorców. Historia jednak wielokrotnie udowodniła, że większa kasa nie jest wcale równa większej radości z grania. Dlatego określanie gier mianem 4A stanowi raczej zachętę dla wszystkich inwestorów, dzięki którym dany tytuł może w ogóle powstać. Dla nas – zwykłych śmiertelników – nie jest to tak naprawdę żadna informacja.

Coraz więcej kasy

Czytając krótką notkę na Wikipedii, można znaleźć wzmiankę o tym, że jedną z pierwszych gier triple-A było rzekomo Final Fantasy VII z… 1997 roku (oczywiście to zbyt subiektywne pojęcie, aby jednoznacznie stwierdzić, która gra była pierwsza). Tytuł imponował wówczas budżetem, reklamą i iście „kinematogfraficzną” oprawą. Szkoda, że od tamtej pory minęło tyle czasu, a praktycznie każda nowożytna gra AAA ma o wiele większy budżet. Czas iść do przodu, dorzucić jedną literkę i gitara gra. Teoretycznie. Jeżeli więc twórcy The Callisto Protocol mają mnóstwo kasiory – nie ma powodu, aby im nie wierzyć. No ale musimy pamiętać, że dla przeciętnego gracza to żadna informacja. No, prawie.

Z tymi wysokobudżetowymi grami jest nieco jak z filmami. Gdy mowa o wielkich kinowych blockbusterach, nikt raczej nie spodziewa się wpompowania kasy w fabułę, reżyserię czy aktorskie popisy. Wiemy za to, że od strony technicznej film będzie bez zarzutu. Zaoferuje najwyższą klasę efektów specjalnych czy muzykę. I ja już teraz wiem, że The Callisto Protocol zaoferuje dokładnie to samo. Pierwsze pokazy ujawniły nam produkt odpicowany wizualnie do granic, z efektami cząsteczkowymi wyjętymi niemal żywcem z „prawdziwości”. Do tego deweloperzy szczują nas widowiskowym gore. Sama tylko oprawa raczej na pewno zostanie przez branżę zapamiętana na długo. No i właśnie na to poszła cała ta kasa. No dobra, jest jeszcze promocja, ale na razie jest za wcześnie, aby o tym mówić.

Gry AAAA mogą istnieć już od dawna

Jeżeli faktycznie miałbym uprzeć się i na siłę udowadniać przełożenie liczby literek „A” na jakość samej gry – stwierdzam, że produkcje AAAA już istnieją od dawna. Red Dead Redemption 2 to najbardziej kompletny i dopracowany otwarty świat, jaki kiedykolwiek przyszło mi zwiedzać. Każda nowa gra od studiów Sony atakuje mnie nowoczesną oprawą i skalą opowiadanej historii. Ba, nawet odpalając takie The Quarry mamy nie tylko do czynienia z wprawiającą w osłupienie animacją twarzy, ale też z tyloma rozgałęzieniami fabularnymi, że scenariusz potencjalnie mógłby starczyć na parę części serii The Dark Pictures. Ci twórcy nie żonglują jednak tym określeniem, nawet jeżeli mają do dyspozycji niewiarygodnie wysokie budżety. Ochocze rzucanie pojęciem „AAAA” mogłoby spowodować, że gracze nie będą widzieli ambitnej i ciekawej gry, a usłyszą wyłącznie coś takiego:

Nie bądźmy więc jak masa bezgłowych bombowców z Serious Sama i skupmy się na tym, co jest najważniejsze – rozgrywce. Wszelkie zapewnienia, terminy z growej nowomowy i zapowiedzi traktuję z rezerwą, a już na pewno nie patrzę na daną grę przez pryzmat jej budżetu. W końcu tyle już razy produkcje niezależne pokazały mi, że drobnym nakładem środków da się osiągnąć coś wyjątkowego. Trzeba przecież pamiętać o czymś, o czym często się dziś zapomina – nawet najlepsze pomysły kompletnie nic nie kosztują.

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie