Test Ravcore Javelin – w przestworza z rodzimym joystickiem
Wraz ze wzrostem zainteresowania konsolami, obok wyświechtanych i okpionych przez konsolowców klawiatur i myszy, na pecetowym rynku pojawiła się alternatywa w postaci padów. Zyskały one taką popularność, że coraz więcej samych użytkowników komputera przyznaje się do wykorzystywania ich w wirtualnym świecie. Ale co z joystickami? Czy dziś jest to już towar deficytowy skierowany przede wszystkim do fanów symulacji pojazdów powietrznych? Wydaje się, że tak. Tak samo, jak kierownice służą jedynie do pogrywania w wyścigówki, tak joystick jest narzędziem głównie do podniebnych podbojów (a już na pewno najbardziej intuicyjnym). Możecie mi wierzyć, że granie w FPSy joystickiem to droga przez mękę.
Zważając na przeznaczenie joysticków, nie znajdziemy ich na sklepowych półkach w takiej ilości, jak innych urządzeń wskazujących. Może to i lepiej, bo konsument nie dostaje zawrotu głowy od różnorodności parametrów i łatwiej jest mu wybrać ten właściwy i jedyny. Czy rozglądając się za tym ideałem warto wziąć pod uwagę stylizowany historycznym niemieckim drążkiem KG12 joystick polskiego producenta, kosztujący nieco ponad 200 złotych? Poniżej znajdziesz odpowiedź.
Opinia o wyglądzie opakowania jak i samym produkcie to kwestia gustu. Mnie jednak urzekł już sam karton. Bardzo symetryczny pas czerwieni przecinający biel, z tłem ukazującym pole bitwy, wpisane w kształt kruka. No i na pierwszym tle bohater tego zamieszania: Javelin. Pudełeczko ma również wmontowaną na górze wygodną, plastikową rączkę. Fajne rozwiązanie, jeśli będziemy transportować sprzęt.
Wyjątkowość
Joystick ma kilka cech, którymi wyróżnia się spośród konkurencji. Niewiele urządzeń na rynku ma bowiem zaimplementowane czujniki Halla (zwłaszcza w tym przedziale cenowym). Jest to więc zmiana technologii z mechanicznej na magnetyczną, używaną również w prawdziwych drążkach sterowniczych. Producent „zapomniał” jednak dodać, że czujniki zastosowano jedynie w jednej z osi. No cóż, lepsze to niż nic. Pozostałe osie oraz przepustnica to już tradycyjne potencjometry mechaniczne.
Kolejną cechą, która epatuje z opakowania, jest 8-kierunkunkowy Hat-Switch, który najczęściej spełnia swoją rolę przy rozglądaniu się pilota, zwłaszcza gdy gramy z perspektywy pierwszej osoby. Możemy więc prócz standardowych czterech stron świata, rozglądać się niemal dookoła, mając namiastkę wolności, którą daje nam rozglądanie się myszą.
Istotną informacją z pudełka jest również to, że urządzenie posiada 4 osie oraz 29 przycisków, choć przy pierwszym spojrzeniu na Javelina, nie mogłam się ich doliczyć (niebawem dowiecie się, dlaczego). Mamy oś X/Y służącą do sterowania lotem, oś Z będącą przepustnicą odpowiadającą za moc samolotu oraz moduł obrotu (nazwany również osią) służącą do sterowania lotkami. Trochę więcej czasu spędzimy przy omawianiu przycisków. Fizycznie Jevelin ma ich 15 (funkcyjnych), jeden ośmiofunkcyjny (Hat-Switch), przesuwną, mechaniczną przepustnicę oraz dwa przyciski zarządzające jedynie przełączeniem zadań pozostałych. O tym jak to działa, napiszę później.
Na liście chwały (to znaczy na boku pudełka) znalazła się również informacja o zabezpieczeniu spustu. To znaczy: po pierwsze – zapadkę spustu możemy przełożyć do góry, tym samym blokując ją i uniemożliwiając sobie np. oddanie omyłkowego strzału. Po drugie, kiedy normalnie używamy urządzenia podczas walki powietrznej, spust nie lata we wszystkie strony w zależności od tego, jak przekręcimy trzon joysticka. Wszystko jest na swoim miejscu, gdyż przemieszczeniu się zapobiega magnes, trzymający spust na swoim miejscu.
Walcząc z instrukcją
Prócz Javelina, w środku znajdziemy nalepkę z logiem Ravcore oraz znany z innych produktów producenta otwieracz do piwa. Nie dołączono oprogramowania, gdyż można je ściągnąć ze strony producenta, gdzie znajduje się również instrukcja. Warto wiedzieć, że „oprogramowanie” jest jedynie programikiem służącym do kalibracji urządzenia, bez którego możemy się obejść, uruchamiając wbudowaną w system Windows aplikację służącą temu samemu celowi. Odnośnie instrukcji – ta została sformułowana prawie dobrze w języku angielskim, ale już większy problem ze zrozumieniem występuje przy innych językach (w tym przy polskim). Dopiero porównując kilka wersji językowych wywnioskowałam, jak należy poprawnie skalibrować joystick. Dziwna sytuacja, zważywszy, że wyrób jest polski. Być może tłumaczy to fakt, że produkuje się go w Chinach.
Powinniśmy więc podłączyć sprzęt do gniazda USB, po czym w ciągu 10 sekund wcisnąć przyciski EJECT oraz dwa przyciski z sekcji FLAPS. Gdy zapali się czerwona lampka, używamy (kalibrujemy) wszystkich osi, łącznie z przepustnicą i na końcu wciskamy spust. Taka kalibracja jest dziecinnie prosta. Szkoda tylko, że instrukcja mówi o trzymaniu innych klawiszy, dodatkowo przez 10 sekund i nie mówi nic o tym, że należy to zrobić niezwłocznie po podłączeniu urządzenia pod USB. Duża wtopa jeśli chodzi o kwestie techniczne.
Poczuć się jak na wojnie
Moje pierwsze wrażenie, jeśli chodzi o wykonanie Javelina oraz wagę, było bardzo dobre. Ciężki, z plastikiem dużej gęstości, który nie trzeszczy i jest dobrze spasowany. Dodatkowo sprzęt pochwalić należy za metalową podstawę, której zawdzięcza swój ciężar. Jego wygląd natychmiastowo nasunął mi skojarzenie z obcymi z Wojny Światów – design jest nowoczesny i ciekawy. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że joystick jest repliką drążka sterującego KG12 z czasów samolotów II Wojny Światowej.
Wracając do podstawy, ma ona jeszcze więcej zalet. Cztery podkładki antypoślizgowe, choć odnoszę wrażenie, że i bez nich sprzęt nieźle trzymałby się podłoża. Ponadto we wszystkich czterech rogach zastosowano otwory, które można wykorzystać do przytwierdzenia joysticka. Rozwiązanie jednakże sprawdzi się tylko w przypadku zapaleńców, którzy mają dedykowane miejsce pod granie w symulacje lotów.
VKB SIM GLADIATOR
Jeśli wpiszemy powyższy zwrot w wyszukiwarkę internetową, możemy doznać szoku. Oczom naszym ukaże się niemal wierna kopia Javelina. Gladiator nie jest jednak sprzedawany w Europie, a jedynie w USA. Jednak producent Gladiatora miał w pełni nadzorować proces tworzenia architektury oraz designu Javelina. Z pewnością polski odpowiednik ma w sobie przewagę w postaci ładnego kabla w czerwonym oplocie (180cm). Na przewodzie umieszczono zawsze mile widziany rzep, pomocny w walce z plątaniną kabli. Również spodnie ogumowanie zdaje się być lepsze w Javelinie, bo zajmuje więcej miejsca na podstawie.
Klawisze Ravcore’a są dobrze skonstruowane i solidne. Może z wyjątkiem przycisku EJECT, który ma nieco luzu oraz… samego spustu, który mimo że dostał fajną grawerowaną powierzchnię ograniczającą ślizganie się palca, to jest wątpliwej jakości. Przy cięższych podniebnych bitwach plastik może nie wytrzymać. Jakby tego było mało, po kilkukrotnym podnoszeniu i opuszczaniu go, wykręciła się nakrętka utrzymująca. Nie była to szkoda nie do odwrócenia, ale nieco mnie zdegustowała.
Ravcore Javelin – dane techniczne:
- Ilość osi: 4
- 8-kierunkowy HAT SWITCH: TAK
- Ilość programowalnych poleceń: 29
- Dedykowane przyciski/dźwignie: THROTTLE, EJECT, FLAPS, START
Dobrym rozwiązaniem było nadanie różnych kształtów i kolorów przyciskom przy podstawie. Dodatkowo rozdzielono sekcje dwoma metalowymi barierkami, co sprawia, że nie musimy spoglądać, aby na dotyk wyczuć jakiego klawisza używamy. Przepustnica ma odpowiedni opór, dzięki czemu możemy precyzyjnie ustawić moc samolotu bądź helikoptera. Doczepić można się z kolei do Hat-Switcha. Używanie go nie jest rzeczą przyjemną. Dużo lepsze zastosowanie miałaby tutaj konstrukcja przycisku wystającego, swojego rodzaju joysticka-grzybka. Ułatwiłoby to znacznie posługiwanie się tą sekcją, jednak jak już wiemy, Javelin wzorowany był na drążku historycznym, więc taka zmiana z pewnością nie wchodziła w grę ze względów wizualnych. Z tego samego powodu, urządzenie nie leży jakoś zachwycająco wygodnie w dłoni, mimo iż płynność ruchów oraz tworzywo jest bardzo przyjemne. Z pewnością jest to też kwestia wielkości dłoni, jednak u mnie półeczka na nadgarstek nie spełniła swojej roli, do klawisza SHIFT ledwo sięgam, a Hat-Switch jest irytujący. Istotnym jest fakt, że urządzeniem pobawi się tylko osoba praworęczna. Lewa ręka nie ma przy Javelinie żadnego pola manewru.
Czym są przyciski MODE i SHIFT?
Przyjrzyjmy się ponownie dwóm przyciskom, które nie odpowiadają bezpośrednio za akcje w grze, a jedynie mają na celu zmianę funkcji innych klawiszy. Pierwszy – MODE pozwala na przełączanie się między dwoma modułami (zaświeci się zielona bądź czerwona dioda). Obu tym modułom można przypisać inne funkcje przycisków, ale uwaga! Tyczy się to tylko trzech przycisków, znajdujących się na szczycie joysticka. Klawisze przy podstawie są tylko jednofunkcyjne. Drugim przyciskiem jest znajdujący się pod małym palcem SHIFT. Trzymając go wraz z jednym ze wspomnianych już trzech klawiszy, również zmieniamy ich funkcje. Takimi manipulacjami możemy sprawić, że jeden klawisz może mieć przypisane 4 funkcje, w zależności od tego, w jakim jest module i czy wciskamy SHIFT, czy też nie. Stąd łącznie bierze nam się liczba 29 przycisków, którą chwalą się na pudełku producenci.
Na froncie Javelin ma też dwa wejścia. Jedno z nich przygotowane zostało pod podłączenie pedałów (PEDALS), funkcji drugiego (opisanego jako SYS) nie udało mi się niestety rozszyfrować, a sama instrukcja również niczego nie mówi. Warto zauważyć, że konfigurując joystick choćby w samym tylko Windowsie widać, że architektura Javelina została napisana w taki sposób, aby mógł on w przyszłości przyjąć kompatybilne pedały. Jest tam bowiem miejsce na skalibrowanie dodatkowych akcesoriów.
Twórcy Javelina nie ukrywają, że urządzenie zostało stworzone z myślą głównie o grze sieciowej War Thunder. I faktycznie, w menu ustawień, gra ma już wbudowany profil klawiszy joysticka. Profil jest bardzo intuicyjny i nie musimy bawić się z przypisywaniem wszystkich funkcji. Samo sterowanie jest niezwykle przyjemne i płynne. Joystick ma naturalny punkt odbicia – dobrze wraca do pozycji wyjściowej. Przyciski (zwłaszcza te najbliżej nadgarstka) są odpowiednio rozmieszczone, a na pochwałę zasługuje właśnie ich kształt, który sprawia, że nie musimy na nie patrzeć, aby móc ich użyć. Wystarczy tu metoda „palpacyjna”. Wracając do konfiguracji, w innych symulacjach, aby w pełni cieszyć się wygodą gry, musimy nad ustawieniami trochę posiedzieć. O ile Microsoft Flight Simulator wymagał jedynie odwrócenia osi, to już przy Heroes Over Europe przekonfigurować trzeba niemal wszystko.
Biorąc pod uwagę wszystkie wady i zalety Ravecore’a, mogę go polecić tym, którzy zaczynają przygodę z lataniem i nie mają zamiaru wydać na nowe hobby fortuny. Javelin jest budżetowy i w pewnych momentach widać to na pierwszy rzut oka. Kiepski spust, który mógł zostać wykonany z metalu bądź aluminium, a z drugiej strony nadrabiająca jakością solidna podstawa. Z jednej strony nieergonomiczny rozkład przycisków, a z drugiej naprawdę przyjemne i płynne sterowanie. Ręka, która dzierżyła już niejeden joystick, może nie zakochać się w Javelinie, ale jako że zawsze jest ten pierwszy raz na zakup joysticka, i jeśli jest on właśnie przed Tobą, to warto się nad Javelinem zastanowić. Jeśli kształt i wielkość Twojej dłoni dogadają się z gripem, a spustowi nie będzie przeznaczone się złamać, to możecie stworzyć udaną parę na parę ładnych lat.
PLUSY:
+ ciekawy design i kolorystyka
+ technologia Hall’a
+ zwiększenie ilości funkcji za pomocą klawiszy MODE i SHIFT
+ kompatybilność z pedałami
+ solidne wykonanie podstawy i większości przycisków
MINUSY:
– kiepskiej jakości spust
– nieporęczny Hat-Switch
– nie dogada się z mniejszą dłonią
– tylko dla praworęcznych