Nie mam nic przeciwko reklamom w grach. Pod kilkoma warunkami

reklama w grach wideo
Felieton

Klękajcie narody, bo oto Microsoft i Sony chcą upchać reklamy w naszych ulubionych grach. Dobra, może nie tak do końca, ale niesmak w ustach zostaje.

Ostatnio pojawiło się sporo doniesień, jakoby Microsoft oraz Sony szykowali się do misternego planu. Plan ów zakłada pojawienie się reklam w grach, co nie jest nowym pomysłem, z tym że teraz ma być zrealizowany ponoć na większą skalę. Nie są to informacje potwierdzone, więc zanim zaczniemy jako społeczność obrzucać fekaliami producentów, spójrzmy na problem z dystansu.

Po pierwsze mowa jest o grach free to play, co w zasadzie powinno zamknąć wszystkim usta już na początku dyskusji. Jeśli coś jest za darmo, to naturalnym jest, że twórcy mimo wszystko muszą na grze zarabiać. Przyzwyczailiśmy się do tego w ostatnich latach – w końcu dodatki, skórki czy wirtualne portfele nie pojawiają się same z siebie. Grając w darmową produkcję musimy realny pieniądz wyłożyć. I szczerze? Wcale mi to nie przeszkadza. W końcu wszyscy czytamy za darmo treści w necie, pod warunkiem oglądania reklam. Tak samo jak u nas w redakcji nikt nie pracuje za frytę, tak samo twórcy gier nie robią ich z dobroci serca. Siedzą po kilka, a nawet kilkanaście godzinnie dziennie przy kodzie.

Problem pojawi się, kiedy Microsoft i Sony będą chcieli położyć szpony na grach singleplayer. Tutaj oczywiście można znowu powiedzieć: “to nie nowość”. Mieliśmy przecież reklamy energetyków na wirtualnych billboardach zarówno w strzelankach czy grach wyścigowych. Zresztą gry wyścigowe czy sportowe to póki co najbardziej wdzięczny temat do product placementu i odpowiednio zrobiony, nie powinien psuć immersji. Ba, sam nawet widząc puszkę oryginalnej Coli w jakimś postapo, jestem w stanie bardziej wczuć się w grę.

Mam jednak nadzieję, że twórcy nie wpadną na “genialny” pomysł zastosowania na przykład plansz reklamowych, które będą towarzyszyć nam pomiędzy ładowaniem się poziomów, czy co gorsze, będziemy mieli puszczane krótkie filmiki reklamowe gdzieś w trakcie rozgrywki. Sądzę, że taka forma reklamy, a’la polski product placement, zostałaby szybko zbojkotowana. Zwłaszcza że za gry singleplayer każdy z nas płaci i oczekuje tego, aby jednak reklam tam nie było.

Zastanawiam się jednak, kiedy producenci wpadną na pomysł wersji pośrednich w grach. Kojarzycie, jaki plan rozważa Netflix? Otóż będzie chciał wypuścić nową wersję subskrypcji swojej platformy, tańszą, ale z reklamami. Co powiecie na zakup Elden Ring za 150 zł, zamiast 300 zł, z tym że tańsza byłaby z kilkoma “niewinnymi” banerami? Ja już teraz mogę powiedzieć, że w to nie wchodzę, jakkolwiek by ta reklama miała nie wyglądać akurat w tym przypadku. Ktoś inny może powiedzieć, że fajnie mieć wybór, bo jednak obejrzenie kilku plansz reklamy w zamian za 150 zł w kieszeni, to już coś, zwłaszcza w dobie galopującej inflacji. Szanuję, ale cytując klasyka, “nie skorzystam bo nie”.

Jest jeszcze jedna rzecz związana z reklamami w grach, która nie daje mi spokoju. Kiedyś telewizja była za darmo, potem pojawiły się sieci kablowe, które zaoferowały setki programów. Wszystko fajnie, tylko że mimo oglądania tony reklam w TVN-ie czy TVP, nadal za samą usługę płacimy – każdy się do tego przyzwyczaił. Obawiam się, że tak samo będzie z reklamami w grach. Zaczęło się od free to play i niewinnych banerów w pojedynczych tytułach. Może się skończyć tym, co widzimy w Polsacie – na 1h programu, przypada 25 minut reklam. Obym nie dożył takich czasów, gdzie Larą Croft najpierw będę musiał wybrać lot na tajemniczą wyspę poprzez aplikację Ryanair, potem włożyć baterie Duracell do latarki, zjeść catering dietetyczny od Anny Lewandowskiej i na końcu połknąć Ulgix Wzdęcia lub inny magiczny lek na niestrawność. Chociaż to ostatnie w tej sytuacji może akurat się przydać.

PS. Tekst nie zawiera lokowania produktów. Marki Ryanair, Duracell, Hasco Lek oraz Anna Lewandowska, nie zapłacili autorowi ani grosza, nad czym trochę ubolewa.

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie