Recenzja Far Cry 5. Fani serii się nie zawiodą
Recenowana na: Polecamy!
Jeden z bohaterów kultowego filmu Rejs, zwykł mawiać, mi się podobają melodie, które już raz słyszałem. Jeśli podzielacie ten pogląd, to przygoda z kolejną odsłoną Far Cry dostarczy Wam nieprzebranych pokładów dobrej zabawy.
Tworząc najnowszy sandbox, Ubisoft nie postawił sobie za cel zaprojektowania koła na nowo. Wiadomo wszakże, że wykonywanie odważnych kroków, obarczone jest sporym ryzykiem. Nie dziwi więc z biznesowego punktu widzenia, że podjęto decyzję asekuracyjną, by dać graczom to co już kochają. Far Cry 5 nie przedefiniowuje w żaden sposób gatunku. Tytuł bazuje na doskonale znanych mechanizmach, delikatnie tylko zmodyfikowanych, by nie móc posądzić go o autoplagiat. Jeśli szukacie nowatorskich rozwiązań w grach, lepiej sięgnijcie po niszowy tytuł indie. Jeżeli natomiast po najnowszej odsłonie francuskiego producenta nie oczekiwaliście drastycznych przeobrażeń formuły rozgrywki, to na pewno się nie zawiedziecie.
Drżyjcie grzesznicy
Tym razem przenosimy się do stanu Montana, usytuowanego w północno-zachodniej części USA. Dokładnie rzecz ujmując lądujemy w stworzonym na potrzeby produkcji hrabstwie Hope. Ten malowniczy obszar pokrywa głównie roślinność o charakterze stepowym, co nadaje sceneriom wyjątkowego charakteru. Wcielimy się w zastępcę szeryfa, którego przyjdzie nam stworzyć zgodnie z własnymi preferencjami. Na początku zabawy zdecydujemy czy chcemy pokierować mężczyzną czy kobietą. Wpłyniemy również na wygląd protagonisty, tworząc postać odzwierciedlającą nasze upodobania. Gdy wykreujemy stróża prawa, automatycznie zostajemy rzuceni w wir akcji, a naszym celem (jak i towarzyszącego nam zespołu) stanie się pochwycenie przywódcy kultu, który terroryzuje okoliczną ludność. Jak się zapewne domyślacie, zadanie mocno się komplikuje, uniemożliwiając osiągnięcie celu. O ile nie stchórzymy na początku rozgrywki (tytuł da się ukończyć w 10 minut!), czeka przed nami przygoda rozciągająca się w czasie na kilkadziesiąt godzin. Tylko od nas zależy czy powstrzymacie widmo szaleństwa, unoszące się nad preriami Stanów Zjednoczonych.
Prawda leży po naszej stronie
Gdy ukończymy prolog, wprowadzający nas w meandry historii, uzyskamy swobodę przemieszczania się po strefach wpływów. Znajdują się one pod kontrolą apostołów Josepha Seeda, guru kontrolującego poczynania sekciarzy. Aby oswobodzić zniewolone terytoria, zmuszeni będziemy do wypełnienia serii aktywności, jakie przyniosą wolność ludności, uginającej kark przed fanatykami – głęboko wierzącymi, iż koniec świata jest bliski. Przyjdzie nam więc pacyfikować siedziby niemilców, wyzwalać więźniów bądź niszczyć pojazdy kierowane przez oponentów. Wszystko to ma służyć dezorganizowaniu pracy ekstremistów i unicestwieniu każdego z hierarchów, stanowiących fundament wypaczonej ideologii. Chociaż w serii Far Cry fabuła zawsze stanowiła pretekst do anihilacji niezliczonej rzeszy wrogów, to spodobał mi się sposób w jaki wykreowano szaleńców, głęboko przekonanych, że zmieniają rzeczywistość na lepsze. Moją niekwestionowaną faworytką została Faith, przywodząca swoim wyglądałem na myśl dziecko kwiat, żywcem wyciągnięte z lat 70 XX wieku. Ta narkomanka, stylizująca się na anioła, szprycuje pachołków Seeda środkami odurzającymi, aby odrzeć ich z wszelkiej indywidualności oraz zindoktrynować, tworząc posłuszną armię niewolników. Robi to umiejętnie oczarowując swoim wdziękiem, sącząc jad do uszu tych, którzy zostaną marionetkami w jej dłoniach. Chociaż przed premierą tytuł wzbudził niemałe kontrowersje ze względu na podejmowaną tematykę (religia jako narzędzie opresji), to nie pozostaje mieć złudzeń, że scenarzyści podeszli do tematu zachowawczo. Gra poddaje krytyce wyłącznie zachowanie fundamentalistów, pod pewnymi względami przywodzącymi na myśl członków Państwa Islamskiego, nie przedstawiając w złym świetle mniej ortodoksyjnych form wiary.
Ogrom możliwości
Gdy już zarysowany został kontekst w jakim znalazł się nasz bohater, należałoby udzielić odpowiedzi na zasadnicze pytanie, czy po kilku godzinach nie jesteśmy znużeni przemierzaniem amerykańskich ziem, odhaczając kolejne znaczniki na mapie? Zdecydowanie nie! Rzecz jasna to nie zasługa scenariusza, który nie jest na tyle angażujący, by przyciągnąć nas do konsoli lub PC na długi czas. Opowiedziana historia mimo kilku mocniejszych momentów i interesująco zaprojektowanych postaci (vide wspomniana Faith), jest jednak dość przewidywalna i momentami naiwna. Siłę tytułu można porównać do tzw. syndromu jeszcze jednej tury, przy czym z racji specyfiki pozycji, słowo tura, należałoby tu wymienić na misja. Satysfakcja płynąca z wypełnienia kolejnych zleceń, zdobywania dolarów i rozwijania naszego bohatera, jest ogromna. Na każdym kroku czekają na nas znajdźki, bonusy i nowe rodzaje transportu. Jeżeli uwielbiacie gry z otwartym światem, to nowy Far Cry nie może Was rozczarować.
Pielgrzymka do piekła zapewnia satysfakcję
Recenzowany FPS, nie przedefiniowuje gatunku. W zależności od naszego stylu gry, przeciwników możemy neutralizować w stylu charakterystycznym dla skradanek, bądź też wparowując do baz niczym Rambo, nie lękający się świszczących kul. Nie musimy jednak działać w pojedynkę, korzystając z pomocy kompanów, tzw. spluw do wynajęcia. Nasza ekipa może składać się zarówno ze zwierząt, jak i członków tłamszonej przez kult społeczności. Narzędzia mordu, a więc bronie, którymi będziemy się posługiwać to kanon. Nie mogło zabraknąć: strzelby, karabinu czy miotacza ognia. Jest jednak kilka elementów, które ożywiają sprawdzoną, choć nieco leciwą formułę. Przede wszystkim zredukowana została rola polowania. We wcześniejszych odsłonach by zdobyć nowy portfel będący w stanie pomieścić większą ilość gotówki, pojemniejszy kołczan, czy inny przydatny ekwipunek, zobligowani byliśmy do polowania na zróżnicowanych przedstawicieli fauny. W Far Cry 5 punkty umożliwiające szeroko rozumiany rozwój naszego bohatera, zdobywamy nie tylko w trakcie polowań. Możemy zyskać je np. za zabójstwa dokonane określonym rodzajem broni, czy przyjechanie danej liczby oprychów samochodem. Jeśli natomiast jesteście zapalonymi wędkarzami, to ucieszy Was fakt, że w Dalekim Płaczu zaimplementowano łowienie ryb. To przyjemna odskocznia od pełnych adrenaliny zmagań z adwersarzami. Gra głównie weryfikuje jak szybki jest nasz refleks, ale i zmusi szare komórki do pracy, a to za sprawą tzw. skrzynek preppersów. Chcąc zdobyć drogocenny łup, niejednokrotnie zmuszeni będziemy ruszyć głowa, co jest bardzo ciekawym urozmaiceniem. Tych kilka zmian pozwala naoliwić skostniałą strukturę serii i nawet entuzjaści, którzy zjedli zęby na poprzednich częściej, nie będą aż tak głośno utyskiwać, że nie ma tu nic nowego.
Podoba mi się tutaj
Strona wizualna to majstersztyk, gra prezentuje się bardzo dobrze, a przy tym nie dławi się tracąc klatki animacji. W zasadzie ani razu podczas spektakularnych i widowiskowych batalii, nie spostrzegłem, aby tytuł chociaż na chwilę złapał zadyszkę. Jestem przekonany, iż przemierzając hrabstwo, nie raz zatrzymacie się by popodziwiać krajobrazy, chociażby morza zbóż, uginające się pod stopami. Wysokiej jakości tekstury pełne detali, to istny miód dla oka, graficy wykonali swoja pracę należycie. Warto przy tym wspomnieć, że tytuł był ogrywany na podstawowej edycji PS4. Inna sprawa to pojawiające się sporadycznie bugi, które mimo wszystko raczej bawią niż frustrują. W trakcie wielogodzinnych wojaży, natrafiłem między inny na pełzające zwłoki – komiczny widok, czy postacie ślizgające się niczym zawodowi łyżwiarze. Można ponarzekać też na dość długie ekrany ładowania, czy mało interaktywne środowisko. Obecne mikrotransakcje, których szczerze nienawidzę, całe szczęście nie zaburzają w żaden sposób przyjemności płynącej z zabawy. Srebro, które możemy kupić za pieniądze (ale i znaleźć na mapie), wykorzystywane jest głównie do dokonywania zmian kosmetycznych w wyglądzie protagonisty, nowe spodnie, kapelusze etc. Włączają się zaś kontekstowo muzyka, dobrze koresponduje z podejmowanymi w danym momencie celami, mowa szczególnie o wzywaniach kaskaderskich. Aktorzy podkładający głosy, brzmią dość przekonująco.
Konkluzja
Przy Far Cry 5 bawiłem się przednio. To wciąż produkcja przyciągająca z magnetyczną siłą do telewizora, która sprawi, że stracicie przy niej rachubę czasu. Gra nie jest kamieniem milowym w branży elektronicznej rozrywki, to po prostu rzemieślnicza produkcja, skrojona na potrzeby masowego odbiorcy. Nie mam jednak sumienia by obwiniać Ubisoft, że kolejny raz sprzedaje nam odgrzewanego kotleta, jeżeli jego smak jest tak wyśmienity.
Ocena: 4,5/5
Plusy:
– piaskownica pełna zabawek
– ciesząca oczy grafika
– długość kampanii
– grywalność
Minusy:
– brak dużych zmian, których niektórzy oczekiwali
– drobne błędy