Pechowcy wśród seriali. Przegląd zbyt wcześnie skasowanych tytułów
Zarówno tradycyjna telewizja, jak i nieco nowocześniejszy streaming rządzą się swoimi prawami. Jednym z najważniejszych czynników są tu oczywiście pieniądze – choć uznanie, że przedwcześnie anulowane seriale wiążą się wyłącznie z kwestią finansową byłoby zbyt dużym uproszczeniem.
Prawdziwych powodów może być kilka. Wbrew pozorom nie ma tu jednego stałego regulaminu, który pozwoliłby określić, że dany serial ma szanse na przedłużenie. Historia pokazała już, że wielokrotnie kwestia kontynuacji przypomina raczej loterię niż przemyślaną decyzję – a przynajmniej tak to wygląda z perspektywy przeciętnego widza. Jednak nawet ci nieco bardziej zaznajomieni z realiami telewizyjnymi mają często problem z określeniem rzeczywistych przyczyn anulowania danego tytułu. Postanowiłam więc przyjrzeć się produkcjom, które uznaje się za seriale anulowane zbyt wcześnie – a także powodom ich zdjęcia z anteny.
Boots on the Moon 2024
Aby przetrwać w telewizji, trzeba naprawdę bardzo się napracować – albo mieć mocne zaplecze. Mogłoby się wydawać, że Greg Daniels i Steve Carell spełnili oba te warunki; pierwszy z nich jest odpowiedzialny za amerykańską adaptację serialu Biuro, drugiego uznaje się za gwiazdę komedii (i to nie tylko ze względu na świetną kreację we wspomnianym serialu). Gdy na Netflix trafił kolejny ich wspólny projekt, czyli Siły kosmiczne, mogłoby się wydawać, że serwis zyskał nowy murowany hit. Niestety pierwszy sezon spotkał się z mieszanymi recenzjami, choć mimo to Netflix zdecydował o przedłużeniu. Obniżono jedynie budżet produkcji i z tego względu przeniesiono ją w inne miejsce. Drugi sezon fani przyjęli znacznie cieplej, po czym… serial anulowano. Decyzja Netfliksa wzbudziła ogromne oburzenie wśród widzów; wielu widzi tu próbę ratowania budżetu platformy po ogłoszonym wcześniej spadku liczby użytkowników.
Niestety w tym przypadku rzeczywiście zadziałała kwestia finansowa. Mimo że Siły kosmiczne zdobyły grono wiernych fanów, nie było ich tak wielu, by produkcja stała się opłacalna. Serial miał stosunkowo duży budżet, lecz niestety nie spotkał się z adekwatnie wysoką popularnością. Na usprawiedliwienie warto dodać, że to nie musi być wina samego poziomu tytułu; komediom z reguły trudniej się przebić na rynku. W erze dominacji komediodramatów oraz sitcomów do sukcesu może bowiem nie wystarczyć nawet zatrudnienie twórców kultowego Biura.
Zamieszanie z Marvelem
Daredevil miał wszystko, czego Netflix mógłby oczekiwać po serialu – doskonałą jakość, szerokie grono widzów i ogromną popularność. Mimo to produkcję anulowano po zaledwie trzech odsłonach, czym zaskoczeni byli nie tylko fani, ale również sami twórcy i obsada. Najprawdopodobniej zadecydowała tu kwestia licencji.
Daredevil jako część uniwersum Marvela został w pewien sposób “wypożyczony” do Netfliksa. Jak przypuszczał w 2018 roku portal Deadline, platforma postanowiła “oddać” bohatera, który stał się nieco zbyt drogi. Do serwisu stopniowo napływały kolejne produkcje, wiadomo już było także, że naturalne środowisko Daredevila kiedyś się o niego upomni. Wreszcie według raportów Netflix miał coraz gorzej dogadywać się z Disneyem. Wszystko razem sprawiło, że postanowiono odpuścić “problematyczną” postać; przez kilka kolejnych lat serial nadal był i tak dostępny na platformie, a na Disney+ przeniósł się dopiero w 2022 roku. Prawdopodobnie więc całe zamieszanie wyszło wszystkim na dobre; Netflix pozbył się problemu, fani Daredevila zaś otrzymają kolejne przygody swojego ulubieńca, choć tym razem już w innym serwisie.
Kolejny upadek egzorcysty
Choć dla wielu osób John Constantine na zawsze przybrał już twarz Keanu Reevesa, istnieje równie duża grupa zwolenników późniejszej wersji komiksowego egzorcysty. Matt Ryan dostał dwie szanse na wcielenie się w Constantine’a; serial poświęcony jemu samemu przetrwał zaledwie jeden sezon złożony z 13 odcinków, lecz później bohater stał się również częścią Arrowverse. Dlaczego jednak sam Constantine był emitowany tak krótko?
Zawiedli widzowie. Mimo że serial zgromadził pewne grono zagorzałych zwolenników, całościowe liczby nie były zadowalające dla stacji NBC. Być może zadecydowała tu tematyka; Constantine’a, serial poświęcony w dużej mierze prywatnej traumie, emitowano tuż po kolejnych odcinkach Grimm, czyli produkcji może i dość mrocznej, ale jednak o nieco luźniejszym podejściu. Widownia więc wykruszała się tuż po seansie Grimm, a Constantine’a czekał kolejny upadek. Początkowo stacja zadecydowała jedynie, że zakończy sezon na trzynastu odcinkach; ostatecznie przyszła jednak decyzja o anulowaniu całości. Na szczęście Matt Ryan, jeden z najjaśniejszych punktów produkcji, dostał wspomnianą już drugą szansę jako Constantine; zaledwie po paru miesiącach od skasowania jego serialu ogłoszono, że ponownie wdzieje swój ikoniczny płaszcz w serialu Arrow, aby w końcu zakotwiczyć na dłużej w Legends of Tomorrow.
W odległej przyszłości na Dzikim Zachodzie
Firefly do dziś jest uważane za jeden z najlepszych seriali science fiction, choć z nutą Dzikiego Zachodu, współtworząc zresztą podgatunek zwany space western. Oczekiwania co do produkcji były ogromne; serial tworzył w końcu uznany już Joss Whedon, osoba odpowiedzialna za sukces takich tytułów jak Buffy, postrach wampirów czy Anioł ciemności. Pierwszy sezon liczył łącznie 14 odcinków, a każdy z nich przyciągał stosunkowo małą, lecz wierną widownię. Widzowie wyjątkowo przywiązali się do bohaterów i emocjonalnie podchodzili do ich kolejnych losów. Mimo to stacja Fox zadecydowała o skasowaniu serialu po emisji zaledwie 11 odcinków. W tym przypadku prawdopodobnie nie chodziło zresztą ani o budżet, ani o widownię; w rzeczywistości powody anulowania Firefly są dość absurdalne.
Jak podaje portal ScreenRant, początkowo przez przypadek odwrócono kolejność poszczególnych odcinków. Z tego względu finał sezonu miał być wyemitowany jako pierwszy, zaś pilot – jako ostatni. Byłoby to oczywiście dość mylące dla widzów, choć wydaje się, że taki błąd mimo wszystko dałoby się jakoś naprawić. Drugą z przyczyn miała być sztandarowa para podróżująca statkiem kosmicznym Serenity. Zoë (Gina Torres) i Wash (Alan Tudyk) byli szczęśliwym małżeństwem przez cały pierwszy sezon, co podobno miało się wyjątkowo nie podobać stacji Fox. Joss Whedon odmówił jednak mieszania w losach kosmicznej pary; w pewien sposób poświęcił więc serial, aby państwo Washburne przetrwali.
Na pocieszenie fani Firefly dostali w późniejszym czasie film pełnometrażowy, który domknął wątki rozpoczęte w serialu. Niestety nie wszystkich bohaterów czekało szczęśliwe zakończenie, z czego zresztą wielu fanów – z autorką niniejszego tekstu na czele – nie jest zadowolonych.
Kuźnia talentów
Brak porozumienia pomiędzy oficjelami z telewizji a twórcą serialu nie jest wcale tak rzadki, jak mogłoby się wydawać. Relacja jest tu zresztą nierówna; to jednak stacja ma tu ostatnie słowo, nie muszą więc wyrażać zgody na wizję artystyczną, która im nie pasuje. Podobny los jak Firefly spotkał więc chociażby serial Luzaki i kujony. Tytuł, który pomógł wybić się takim aktorom jak John Francis Daley, James Franco, Seth Rogen, Jason Segel, Martin Starr czy Linda Cardellini nie dokończył nawet swojego pierwszego sezonu. Nakręcono 18 odcinków, z których wyemitowano zaledwie 12 – a to dlatego, że stacja NBC wolałaby pokazywać na ekranie “fajniejsze dzieciaki”. Jest to o tyle dziwne, że celem całej produkcji było właśnie ukazanie życia tych mniej popularnych uczniów stereotypowego amerykańskiego liceum; stacja okazała się jednak nieugięta. Do dziś produkcja pozostaje jednym z ciekawszych tytułów na liście seriali anulowanych przedwcześnie i z tak błahego powodu.
Podobno gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze – a przynajmniej tak głosi popularne powiedzenie. Mam nadzieję, że udało mi się jednak ukazać, iż nie zawsze jest to prawda; całe szczęście nawet przedwcześnie anulowane seriale po tylu latach nadal mają grono wiernych fanów.