GTA: Vice City to kultowa produkcja. Ta gra zmieniła moje życie!

GTA: Vice City
PG Exclusive Publicystyka Retro

Seria Grand Theft Auto to cykl, który niewątpliwie elektryzuje graczy na całym świecie. Dzieje się tak od lat, a idealnym przykładem jest GTA: Vice City. Gra od początku skradła serca fanów i do dziś jest uznawana za symbol genialnych produkcji z otwartym światem. Ale czy jest to najlepsza odsłona w historii serii?

Seria GTA wiedziała, w jakim kierunku trzeba pójść

Trzecia odsłona serii Grand Theft Auto pokazała, że cykl nie tylko powinien był przejść do trójwymiaru, ale także że świetnie radzi sobie w nowych realiach i bez trudu może opowiadać konkretne, wciągające historie. Niezbędnym było jednak wykonanie kroku w odpowiednią stronę przez twórców. Graczom niekoniecznie spodoba się więcej tego samego, z drugiej zachowana musiała być tożsamość marki.

Grafika promocyjna gry GTA: Vice City

Jeżeli przyjrzymy się pierwszym trójwymiarowym odsłonom serii, to odniesiemy wrażenie, że GTA 3 i Vice City są do siebie niezwykle podobne. Jasne, ta druga zyskuje kolorami i klimatem, ale… To nie są szalenie różne produkcje. Wręcz przeciwnie, ewidentnie widać, że twórcy stworzyli sukces i nie silili się (teoretycznie) na rewolucję. Dziś jednak fani mówią głównie o tym słonecznym GTA, czekają niecierpliwie na powrót do Vice City w szóstce, a trójka pozostaje mocno w tyle. Dlaczego jest tak ogromna różnica w odbiorze tych gier po latach, skoro obydwie otrzymały duże uznanie w momencie premiery? Rzućmy okiem na ten klasyk sprzed lat.

GTA: Vice City, czyli jak postawić kropkę nad “i”

Druga trójwymiarowa odsłona serii Grand Theft Auto nie miała łatwo, jeżeli chodzi o konkurencję. W 2002 roku gracze byli rozpieszczani takimi pozycjami, jak choćby Splinter Cell, Tony Hawk’s Pro Skater 4, Medal of Honor Allied Assault czy Virtua Fighter 4. Zdecydowanie było wtedy w co grać, dlatego przebić mogły się tylko tytuły wybitne. Tak się jednak złożyło, że GTA: Vice City zamierzało grać w najcięższej kategorii wagowej.

Mimo ogromnej rywalizacji o uwagę (i portfel) gracza, nowa część cyklu poradziła sobie znakomicie. Gra początkowo wydana została jedynie na PlayStation 2, aby nieco później zadebiutować na pecetach i pierwszym Xboksie. Bardzo szybko okazało się, że twórcy nie tylko odrobili lekcje po premierze “trójki”, ale też doskonale wiedzieli, w jakim kierunku powinna podążać ta seria. Tu nie wystarczył jedynie nowy setting w postaci słonecznego Vice City — gra musiała oferować coś ekstra.

I dawała. Wcześniej zwróciłem uwagę na różnice w odbiorze, jakie dzieli Vice City i GTA 3. Te można zrozumieć w zasadzie od razu po uruchomieniu obydwu gier i zestawieniu ich ze sobą. Trójka wrzucała nas do nieco mrocznego i brudnego świata gangsterskich porachunków, w których niemal cały czas byliśmy pionkiem. Ba, nasz bohater nawet nie wypowiadał przez całą grę ani jednego zdania. Tommy Vercetti miał natomiast do powiedzenia całkiem sporo.

Facet był bowiem pierwszoplanowym bohaterem z krwi i kości. Protagonistą, którego nie powstydziłby się nawet dobry film akcji. A na takim z pewnością się twórcy wzorowali, bo odniesień do Scarface: Człowieka z Blizną jest w grze sporo. Tak czy inaczej, czuliśmy, że żywo partycypujemy w wydarzeniach. Nasz bohater własnoręcznie torował sobie drogę do bogactwa i potęgi w brutalnym świecie Vice City, czyli słonecznego miasta, które wzorowano na rzeczywistym Miami lat 80. ubiegłego wieku. Jeżeli oczekiwaliśmy porachunków gangsterów, walk karteli narkotykowych czy poważnych, niekoniecznie legalnych biznesów, to wszystko to znajdowało się w grze. I było skrojone w ramach genialnej historii rodem z kina gangsterskiego.

Najlepsza odsłona serii Grand Theft Auto? Chyba lubię słońce

Dziś śmiało stwierdzam, że GTA: Vice City spokojnie zasługuje na miejsce w topowej trójce najlepszych odsłon serii Grand Theft Auto. W moim osobistym rankingu ląduje natomiast na pozycji pierwszej, którą dzieli z wydaną w 2008 roku czwartą częścią. Wiem, że w opinii tej nie jestem osamotniony. Po dziś dzień historia Tommy’ego Vercettiego jest bardzo dobrze wspominana przez fanów, a także uznawana za tę najbardziej wybitną. Z czego może to wynikać? Powodów jest moim zdaniem przynajmniej kilka.

Po pierwsze setting, czyli miejsce akcji. Vice City to chyba najbarwniejsze spośród miast, które odwiedziliśmy przez lata za sprawą serii GTA. Wzorowane na Miami nadmorskie miasto oferuje nam nie tylko bogatą infrastrukturę, ale także tereny zielone czy ogromne, długie i szerokie plaże. Zapach morskiej bryzy towarzyszy nam niemal wszędzie. Nawet gdy zapuścimy się do podejrzanych dzielnic kontrolowanych przez niekoniecznie legalne przedsiębiorstwa i kartele.

A skoro o miejscu akcji mowa, to nie można zapomnieć o czasie. Neonowe lata 80. to chyba jeden z najlepiej przyjętych przez mainstream okresów, gdy królowała genialna muzyka, kolorowe ubrania i budzące emocje auta. Dodajmy do tego trochę wybuchów, strzelanin i gangi, a wychodzi na to, że twórcy z Rockstara zaserwowali nam najwspanialszy koktajl, który zdobiony jest przez promienie słońca. Czasami odpalam sobie w tle soundtrack z tej odsłony GTA, bo znajduję tam Iron Maiden, Michaela Jacksona i wiele innych. Aż korci wsiąść do jakiegoś Infernusa…

Jest coś jeszcze. To oczywiste inspirowanie się przez twórców klasykami filmów gangsterskich i kinem akcji jako takim. Wspominałem już o Człowieku z Blizną, ale przecież w Vice City czuć klimat choćby z Miami Vice (cóż za zbieżność!) oraz Chłopcami z Ferajny. Jak się inspirować, to wyłącznie najlepszymi. Była to bodaj pierwsza growa historia na tak wysokim poziomie, bezpośrednio nawiązując do filmowych klasyków. Strzał w dziesiątkę scenarzystów.

Przeżyjmy to jeszcze raz. GTA: Vice City, tym razem ładniej

Podobnie jak w przypadku GTA 3, tak również i Vice City otrzymało po wielu latach swój remaster. Odświeżona wersja weszła w skład Grand Theft Auto: The Trilogy – The Definitive Edition, czyli zestawie trzech zremasterowanych gier (obok trójki i San Andreas). Chociaż początki tego pakietu na rynku nie były łatwe, to po czasie można śmiało stwierdzić, że jest to chyba najlepsza opcja na powrót do Vice City w 2024 roku — no, chyba że wolicie czekać na szóstkę.

Wspomniana wersja gry to nie remake — nie uświadczymy w niej na nowo zaprojektowanego świata, czy całkowicie współcześnie zrealizowanych mechanik oraz oprawy graficznej. Ta została jednak zręcznie odświeżona, widać sporo pracy włożonej w wygładzenie tekstur, poprawienie gry świateł oraz cieni. Jest też sporo usprawnień natury czysto technicznej, jak choćby możliwość powtarzania misji bez uciążliwego wracania do zleceniodawcy. Ten swoisty autosave pojawił się po raz pierwszy w GTA IV i od razu spodobał się graczom.

GTA: Vice City w nowych szatach
GTA: Vice City w nowych szatach

A jeżeli oficjalny remaster niekoniecznie do was trafia, to są przecież i mody. W obecnych czasach twórcy tych nieoficjalnych dodatków potrafią zdziałać cuda, a z pomocą przychodzi im m.in. technologia RTX od NVIDII. Zobaczcie sami, jak wygląda autorski remake GTA: Vice City, o którymi pisaliśmy jakiś czas temu. Ta grafika naprawdę prezentuje się cudnie!

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie