Ekskluzywne Call of Duty. Czyli jak Microsoft traci moje zaufanie
Jeśli Microsoft ostatecznie przejmie Activision Blizzard, to od giganta z Redmond będzie zależało, co dalej stanie się z marką Call of Duty. Dotychczas zapewniano, że posiadacze konsol PlayStation mogą spać spokojnie, ale ostatnia wypowiedź szefa gamingowego oddziału Sony zaburzyła piękną iluzję Zielonych.
Zgodnie ze słowami Jima Ryana, Microsoft miał zaproponować Sony, że seria będzie trafiać na konsole firmy przez trzy lata po zakończeniu obecnej umowy. Nie wiemy, ile czasu potrwa jeszcze obecny deal między Sony i Activision, ale można założyć, że przynajmniej rok lub dwa lata, a najpewniej kilka lat. Perspektywa usunięcia CoD-a z PS5 lub nawet PS6 jest więc dość odległa… a jednak w moim przypadku bolesna. Nie dlatego, że nie pogram w Call of Duty na swojej konsoli, bo pogram na PC, ale dlatego, że przez ostatnie miesiące szczerze kibicowałem Microsoftowi. I teraz tak po prostu mi się odechciało.
Równi i równiejsi
“Gry dostępne wszędzie i dla każdego” – tak brzmią słowa, którymi co rusz karmią nas nie tylko marketingowcy Xbox, ale też sam szef gamingowego oddziału Microsoftu, Phil Spencer. I ja to szanuję – serio, nie lubię ekskluzywności gier i uważam, że prędzej czy później powinna po prostu całkowicie zniknąć. Chciałbym, żeby każdy gracz mógł grać w dobre gry niezależnie od tego, jakiego koloru plastikowe pudło ma pod telewizorem lub od tego, czy woli grać na padzie, czy może na ekranie swojego tańszego lub droższego smartfona. Właśnie dlatego cieszyła mnie taktyka Microsoftu, która zakładała, że Game Pass trafi na całą masę platform i pozwoli wielu graczom na zapoznanie się z setkami tytułów niskim kosztem.
Nawet przejęcie Bethesdy i Activision Blizzard nie brzmiało dla mnie tak źle, dopóki filozofia dzisiejszego Xbox nie zaczęła się wygaszać już na początku generacji. Wieść o planach uczynienia The Elder Scrolls VI grą ekskluzywną trochę mnie zaniepokoiła, a najnowsze informacje na temat przyszłości Call of Duty dały mi jasno do zrozumienia, że narracja Microsoftu trochę się posypała. “Gry dostępne wszędzie i dla każdego” to jednak “Gry dostępne wszędzie (jeśli to nie ekosystem konkurencji) i dla każdego (jeśli nie gra tylko na sprzęcie konkurencji)”. Słabo.
Choć mnie podejście Microsoftu specjalnie nie dotknie, bo gram głównie na PC, jestem po prostu zawiedziony tym, jak szybko Phil Spencer i spółka zrzucili płaszczyk przyjaznych graczom gości, którym zależy na dostępności gier i przywdziali garniak korpoludków mówiących dokładnie to, co chcą usłyszeć fanboje. No bo jak inaczej potraktować chęć odcięcia ogromnej bazy graczy PlayStation od prawdopodobnie najbardziej kasowej serii gier w historii?
“Ale Sony ma Spider-Mana!”
Ujawnienie wspomnianej wyżej propozycji Spencera naturalnie wzbudziło wiele dyskusji w mediach społecznościowych. Widziałem masę komentarzy graczy twierdzących, że w sumie to dobrze, że Sony dostanie nauczkę, bo samo co rusz kupuje czasową ekskluzywność i trzyma takie hity jak Marvel’s Spider-Man czy The Last of Us tylko i wyłącznie na swoich konsolach oraz (od niedawna) na PC. Okej, ale Microsoft robił i dalej robi dokładnie to samo. Co więcej, Sony przejęło niedawno Bungie wraz Destiny 2, które też jest gigantyczną marką, a już na początku zaznaczono, że tytuł ten i wszystkie następne gry Bungie będą ukazywać się również poza PlayStation. Idąc tym tokiem rozumowania obu firmom przydałyby się nauczki.
W pełni rozumiem i popieram krytykę wycelowaną w Sony – “For The Players” już dawno straciło na znaczeniu. Nie zmienia to jednak faktu, że wprowadzanie podwójnych standardów nie jest niczym dobrym. Jeśli Microsoft też blokuje swoje marki w ekosystemie Xbox (w którym jest przecież również Windows) i to jest w porządku, to czemu ekskluzywność marek Sony nagle jest czymś złym? Normalnie uznałbym to za głupotki wymyślane przez fanbojów na rzecz udowodnienia swoich racji, ale takich niesprawiedliwych komentarzy jest naprawdę sporo.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że koniec końców wszystko sprowadza się do przepychanek dwóch kasiastych korporacji, a najbardziej stracą na tym… oczywiście gracze. Ci sami gracze, którzy teraz wojują w imię ukochanego kawałka plastiku z podzespołami, a potem będą narzekać, że konkurencja zgarnęła znaną markę dla siebie. Pozostaje mieć nadzieję, że Microsoft w przyszłości nie będzie podejmować tak radykalnych decyzji w kwestii ekskluzywności, a PlayStation nie kupi – na przykład – Electronic Arts, aby zgarnąć tylko dla siebie serie Battlefield, Need for Speed lub FIFA. Ludzie by się chyba pozabijali.