Automaty do gier. Świątynie zabawy, w której królowały żetony

Automaty do gier
PG Exclusive Publicystyka Retro

Charakterystycznego widoku nie mogło zabraknąć w żadnej miejscowości nad morzem. Odgłos strzałów i zachęcających melodyjek słychać było z daleka. Zwiastowało to udane popołudnie niezależnie, czy na dworze padał deszcz, czy świeciło słońce. Wystarczyła złotówka lub dwie, aby przenieść się do wirtualnego świata nie z tej ziemi. Ach, gdyby tylko udało się znaleźć przypadkiem dodatkowe żetony… Pamiętacie automaty do gier?

Automaty do gier – nasza pierwsza konsola

Salony gier, wypełnione zapaleńcami i maszynkami do grania to obecnie relikt przeszłości. Owszem, nadal da się je znaleźć w większych miastach czy dziwnie przestarzałych kurortach za granicą, jednak ich lata popularności minęły bardzo dawno temu. Teraz na widok miejsca z kilkoma automatami większość z nas uśmiechnie się pod nosem z myślą “ale kiedyś to było!”, po czym pójdzie dalej — najpewniej do domu, w którym czeka już PS5 lub nowy Xbox czy PC. No tak, granie mamy na wyciągnięcie ręki i to od wielu lat.

A jednak nie da się ukryć, że automaty do gier stanowiły i będą stanowić ogromną część naszej tożsamości jako graczy. Tytuły zamknięte w wielkich pudłach z ekranem nie były przecież “inne”, choć inny był klimat i radość z rozgrywki. Te jednak wynikały z charakteru miejsca. Trzeba było tam pójść, zostawić trochę grosza, w zamian otrzymywaliśmy możliwość zabawy, często ze znajomymi. Smak rywalizacji czy chęć pobicia najlepszego wyniku były dodatkowo motywujące. Jak wygląda historia tych maszyn do gier, o których dziś sporo z nas już nawet nie pamięta?

Automaty do gier
Gry wyścigowe, plastikowy fotel i kierwownica – to było coś!

Pomysł z gatunku genialnych

Byłoby przesadą stwierdzenie, że automaty do gier stanowiły przejaw niebywałej kreatywności czy zrewolucjonizowały świat. Oceniam to jako świetne, ale jednak odpowiedzenie na rosnący popyt i rynkowe realia. Bez konsol przenośnych (a często i jakichkolwiek, bo te były drogie), miejscówki dla graczy były lata temu skazane na sukces. Co zrobić, gdy wokół mieszka masa dzieciaków głodnych interaktywnej rozrywki, ale żaden z nich nie ma kasy na nowe tytuły lub sprzęt? Stworzyć im miejsce, w którym za drobną opłatą mogą bawić się w różnorodnych grach.

I sprawdzało się to doskonale. A już kompletnym strzałem w dziesiątkę były salony gier w wakacyjnych miejscowościach. Nie zliczę, ile nadmorskie automaty zarobiły na mnie podczas pobytu nad morzem. Doskonale wiemy, jak to bywa z pogodą — różnie, lekko mówiąc. Co innego, jeżeli chodzi o warunki panujące na trasie wyścigów od Segi czy w innym Mortalu. Tam klimat zawsze panował odpowiedni. I było to warte tych kilku złotych. No bo… co innego człowiek miał ze sobą zrobić?

Całe to doświadczenie było na swój sposób wyjątkowe. Na tyle, że nawet dziś nie jesteśmy się w stanie do niego zbliżyć. Ile razy odpalaliście grę tylko po to, by dać sobie z nią spokój po 30 minutach? Bo nie podeszła, nudna i tak dalej. Automat nie pozwalał na taką swobodę — to znaczy, można było odejść, ale wrzuconych pieniędzy nie dało się odzyskać. Bardziej szanowaliśmy te krótkie chwile z tytułem, bo musiały być dobre. Na szali były nasze ciężko zaoszczędzone czy zarobione złotówki.

Było grane – specyfika tytułów na automatach

Nie wszystko, co gamingowe znalazło się na automatach. Z uwagi na specyfikę zabawy (np. konieczność podzielenia rozgrywki na fragmenty czy rundy), maszyny te nadawały się do określonego rodzaju gier. Nie dało się tam uświadczyć rozbudowanych RPG czy gier przygodowych lub fabularnych. Nawet jeżeli opowiadały już jakąś historię, to raczej w dość okrojony sposób. Umówmy się, liczyła się akcja, rywalizacja i możliwie jak największa dawka emocji przyswojona w krótkim czasie.

Dlatego też królem automatów były bijatyki. Mowa tu nie tylko o klasykach gatunku (Tekken 3 zanotował debiut na automatach właśnie), ale także popularnym niegdyś nurcie gier o nazwie beat’em up, w których przemierzaliśmy dwuwymiarowy świat z lewa do prawa, po drodze pokonując coraz to cięższych przeciwników. Kto zajdzie najdalej, ten ustanawia rekord — proste, prawda? Były też gry wyścigowe, które sprawdzały się w salonach gier idealnie. Jeden żeton to jeden wyścig, lub inne wariacje tego systemu — np. ścigasz się, dopóki nie przegrasz.

Jednak moim ulubionym przedstawicielem automatów do gier w salonach były strzelanki. Dokładniej mowa o tzw. rail shooterach, czyli strzelankach na szynach. Koncepcja gier FPS została całkiem zręcznie przeniesiona na sprzęt, który niekoniecznie pozwalał na precyzyjne sterowanie, lub chciał skupić się na innych doświadczeniach. Nie “chodziliśmy” naszą postacią, a kamera przedstawiająca perspektywę i akcję poruszała się automatycznie — po wytyczonej ścieżce. My jedynie obserwowaliśmy wydarzenia i strzelaliśmy do przeciwników. Jednym z klasyków jest bez wątpienia The House of the Dead. Pod stopą znajdował się pedał, którym mogliśmy chować się za osłonę, a funkcję pada pełnił pistolet. Celowaliśmy nim i strzelaliśmy, regularnie przeładowując magazynek. Immersja na zupełnie innym poziomie!

Automaty do gier na sprzedaż

Jeżeli ktoś z was stwierdzi, że automaty to relikt przeszłości, to w sumie się zgodzę. Nie widzimy ich przecież na co dzień, a wyjazd na wakacje kojarzy nam się już z czymś innym, niż ładowaniem kolejnych monet lub żetonów do metalowej puszki. Pamiętajmy jednak, że retro i vintage są w modzie zawsze — a tyczy się to również i gier wideo, w tym dobrze nam znanych automatów. Jeżeli macie trochę wolnej gotówki, to bez problemu możecie się w taki sprzęt zaopatrzyć.

Nie ukrywam, trochę zaskoczył mnie bogaty wybór tego sprzętu na rynku. I mowa tu o sklepach detalicznych, a nie dziwnych lombardach czy prywatnych kolekcjach. W zasadzie od ręki możecie nabyć nowiutkie automaty do grania np. w Street Fighter czy Mortal Kombat II — te na dodatek zawierają cały pakiet kilkunastu gier i odpowiedni motyw na maszynie. Nieprzyjemna jest w tym wszystkim jednak cena — zakup jednej z maszyn to 2999 złotych, a więc całkiem sporo.

Rozumiem jednak ideę, bo gdybym posiadał bar lub inną miejscówkę do przyjemnych posiadówek, to automat z miejsca stałby się moją główną inwestycją. Przyznajcie, że na widok takiego ciekawego klasyka od razu udałoby wam się znaleźć w kieszeni kilka drobniaków. Wiem to z doświadczenia. W ubiegłym roku zobaczyłem gdzieś flippery i nie pamiętam, czy kiedykolwiek tak szybko pozbyłem się monet…

Ta nostalgia smakuje zbyt dobrze

To przykre, ale z biegiem lat samo pojęcie automatów do gier będzie dla nowych pokoleń graczy coraz bardziej abstrakcyjne. No bo zobaczmy, jak rozwinęła się ta nasza ulubiona branża rozrywki. Dziś mamy w jednym pokoju gamingowy pecet, czasami jego mobilną odmianę, a do tego pod telewizorem stoi czasami nawet i kilka konsol. Nie musimy ruszać się z kanapy, aby uzyskać dostęp do tysięcy gier z różnych generacji i lat. Jak wytłumaczymy komuś, że swego czasu, aby zagrać w jeden konkretny tytuł, trzeba było wyjścia z domu i marszu do miejsca, w którym stał akurat taki automat?

Jasne, cieszę się, że mamy tak łatwy dostęp do wielu gier. Mimo to wiem i pamiętam, jaką radość potrafiła sprawić tak banalna rzecz, jak świetnie działający automat z genialną bijatyką i wspólna zabawa z kumplem. Kosztowało to kasę, każda partia wiązała się z przeznaczeniem żetonu. Ale poza magią przebywania w wyjątkowym miejscu, całość nabierała wręcz duchowego przeżycia, dawała szczerą radość z tego, że oto mamy dostęp do tak fajnej rozrywki. Dziś staliśmy się już bardziej wybredni i po prostu by to nie przeszło. Mamy lepiej — to chyba dobrze. Choć automaty do gier będę wspominał już zawsze!

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie