Assassin’s Creed Shadows – hit czy kit? To moje największe obawy
Nadchodzące Assassin’s Creed Shadows to nie tylko kolejna odsłona popularnej serii. Gra ma na celu również postawienie na nogi Ubisoftu, jednego z legendarnych wydawców i twórców w branży, który ewidentnie wpakował się w spore kłopoty. Nietrafione decyzje, sporo słabo przyjętych gier i grube miliony zainwestowane w ich produkcję. Czy nowa część skrytobójczej serii uratuje firmę? Taki jest plan, ale przyznam, że mam wobec gry sporo obaw.
Spis treści:
- Dla Ubisoftu to wszystko albo nic
- Dwójka bohaterów – to może być problem
- Mnóstwo pytajników na mapie
- Parkour i bieganie po dachach
- Walka? Powrót gąbek na ciosy
- Ta gra mnie przytłoczy
- Rewolucja? Przecież to już było…
- Trzymam kciuki
Assassin’s Creed Shadows, czyli wszystko, albo nic
Ostatnich kilkanaście miesięcy w wykonaniu Ubisoftu to niezbyt udany czas. Firma zanotowała sporo premier, spośród których większość okazała się (przynajmniej finansowymi) niewypałami. Weźmy na ten przykład pirackie Skull & Bones. To gra, którą przed premierą hucznie zapowiadano jako pierwszy tytuł z segmentu AAAA, czyli jeszcze bardziej wysokobudżetowy. Może faktycznie wydano na niego mnóstwo forsy, jednak niekoniecznie przełożyło się to na wysoką jakość rozgrywki czy satysfakcjonującą sprzedaż. Gra nie była ostatecznie całkowicie zła, jednak słusznie wyrażono wobec niej wiele zarzutów. Nic dziwnego, że szybko zaczęto schodzić z ceny, aby przyciągnąć jakkolwiek sensowne grono graczy.
Inna duża premiera tamtego roku, czyli Star Wars Outlaws kompletnie podzieliła społeczność graczy. Sam również znalazłem się po jednej ze stron barykady – tytuł cierpiał z powodu mnóstwa głupot czy dziwnych decyzji twórców. I ponownie – nie był jednoznacznie słaby, ale całościowo odbierał skutecznie radość z rozgrywki przez idiotyczne skradanie, skrypty czy mnóstwo pytajników. Do tego Ubisoft nas przyzwyczaił i powoli zaczyna nam się to już nudzić. Świadczy o tym słaba sprzedaż, która nie pozwoliła odrobić wydatków poniesionych na gigantyczny marketing. A teraz przychodzi czas na Assassin’s Creed Shadows. Wychodzi na to, że dla Ubisoftu jest to być albo nie być. Firma znalazła się w trudnych czasach, w sieci krążą pogłoski o jej sprzedaży, zmianach właścicieli i nie tylko. Czy nowa odsłona przygód Asasynów pozwoli jej stanąć na nogi? Mam ku temu sporo obaw – bo sama gra nie zapowiada się jednoznacznie cudownie.
Co mam na myśli? Oto rzeczy, których w kontekście nowego Assassin’s Creed się po prostu boję.
Dwójka bohaterów Assassin’s Creed Shadows, ale ile w tym zabawy?
Twórcy gier raz na jakiś czas postanawiają zaproponować nam nie jednego, lecz dwójkę lub nawet trójkę głównych bohaterów. Zabieg ten nie jest prosty, a samo nazwanie dodatkowej postaci i obdarowanie jej podstawowymi cechami nie gwarantuje sukcesu. Dobrze, gdy dana produkcja równo wykorzystuje potencjał nowych bohaterów, a rozgrywka nimi jest równie satysfakcjonująca. Z drugiej, z miejsca tracimy czynnik immersji, bo naszą uwagę musimy rozdzielić na więcej, niż jeden charakter i przygodę. W serii Assassin’s Creed taki motyw pojawił się do tej pory raz (Syndicate), a teraz powraca w jeszcze bardziej zaawansonawnej formie.
Na papierze wygląda to tak. Yasuke, czyli potężny czarnoskóry samuraj ma siekać wrogów hurtowo, nic sobie nie robić z ich przewagi liczebnej, a do każdego starcia stawać na ubitej ziemi. Tymczasem Naoe, zwinna i przebiegła, woli skradanie się, wspinaczkę i załatwianie sprawy po cichu. I tu jest mój pierwszy problem, bo… czy seria w samej nazwie nie ma przypadkiem odniesienia do skrytobójstwa? Wiecie, takiego działania raczej po cichu, bez zbędnego rozgłosu i niekoniecznie udzielania się w otwartych starciach. Jasne, te w cyklu występowały, jednak rdzeniem rozgrywki było ukryte ostrze, obserwacja, pozostawanie w cieniu. Sam dobór postaci sugeruje nam, że jest to tylko opcja. Czyli wiemy już, że marka dalej ma zamiar dryfować w sporej odległości od swojego kanonu. Cóż…
Swoboda jest fajna, ale bez przesady
Co ciekawe wiemy już, że przełączanie między bohaterami ma być całkiem swobodne. Możemy nawet przechodzić grę głównie jedną z postaci – bez wpływu na efekt końcowy. To o tyle zaskakujące, że w teorii przynajmniej twórcy powinni mieć jakiś zamysł wprowadzając dwóch bohaterów. Możliwość dowolnego przechodzenia gry wskazuje na to, że owszem, dobierzemy styl pod swoje preferencje. Z drugiej strony żaden z bohaterów nie zagwarantuje nam unikalnych przeżyć, bo będą jedynie w pełni zastępowalnymi aktorami w danej scenie i całości fabuły.
To nadal ten sam Ubisoft – pytajniki i nie tylko
Nic nie wskazuje na to, że Ubisoft wyciąga wnioski z opinii fanów na temat swoich (i nie tylko) gier. Gdy jako gracze zachwycamy się żyjącymi światami pełnymi niespodzianek i ciekawych rzeczy do odkrycia (RDR 2, Kingdom Come: Deliverance 2), stary i poczciwy Ubisoft ponownie postanawia skorzystać z utartej i przetestowanej wielokrotnie metody – mapy z mnóstwem pytajników. W takich grach eksploracja praktycznie nie istnieje, bo i co tu eksplorować? Pierwszy rzut oka na mapę informuje nas, gdzie coś jest – quest, skarb, interakcja. Jeżeli w danym miejscu nie ma odpowiedniej ikony, to jest to sygnał, że nic nas tu nie czeka.
I tak było w wielu ostatnich odsłonach Assassin’s Creed czy innych gier firmy, które zasypywały nas licznymi pytajnikami. Po cichu liczyłem, że feudalna Japonia w Assassin’s Creed Shadows będzie czymś lepszym, bardziej tajemniczym i czekającym na odkrycie. Okazuje się, że nie, a deweloperzy postanowili zrezygnować nawet z orła czy innego ptaka pełniącego funkcję drona. Jasne, może eksploracja poszczególnych lokacji będzie ciekawa, gdy bardziej na własną rękę będziemy musieli „ogarnąć” sytuację. Ale czy faktycznie tak się wydarzy? Bo ja mocno obawiam się tego, że rozgrywka sprowadzi się w całości do bieganiny za emotkami na kompasie…
Zobacz też: Gracze już mają pudełka z Assassin’s Creed Shadows i mogą grać. Falstart premiery i nowe przecieki
Boję się biegania po dachach…
…i nie chodzi tu o ryzyko upadku. Seria Assassin’s Creed otworzyła przed nami erę swobodnej eksploracji nie tylko dróg, ale i dachów czy innych niedostępnych zakamarków. Bawiło to niesamowicie, a szczególny sentyment mam do odsłony Unity. Wtedy deweloperzy osiągnęli bodaj szczyt tego, co seria potrafiła zrobić w kontekście kreatywnego biegania wielowymiarowego (w sensie, w górę i nie tylko). Animacje i feeling były na bardzo wysokim poziomie, a nasz bohater pokonywał gzymsy niczym napakowany wojownik piedną piechotę. Jednak później było już tylko… gorzej? Bardziej nijako? Dość powiedzieć, że następne odsłony w zasadzie oferowały coraz to mniej okazji do miejskiej wspinaczki.
I przyznam, że materiały z Assassin’s Creed Shadows nie nastrajają mnie w tym wypadku pozytywnie. Jasne, Naoe potrafi robić jakieś sztuczki i wygibasy, ale nie wiem, na ile podczas rozgrywki będzie to dawało radochę. Zwłaszcza, gdy będziemy chcieli szybko przedostać się z A do B, a nie podziwiać akrobatyczne popisy nad stogiem siana. Same lokacje też raczej nie dadzą nam wielu okazji do parkouru. Jedna świątynia w wiosce to zdecydowanie za mało, a niskie zabudowania nie dają aż takiej frajdy. No i nie zapominajmy o Yasuke. Ta postać do niektórych miejsc w ogóle nie będzie w stanie dotrzeć, co jest decyzją niezrozumiałą. Ezio w zbroi dawał sobie radę…
Walka? Powracają ulubione gąbki
Gąbki na pociski, czy też na ciosy mieczem. WIecie, co jest fajnego w grach z bronią białą? To uczucie, gdy potężny i celny cios w zasadzie rozpłatuje przeciwnika, nie dając mu jakichkolwiek szans. To genialne uczucie gdy widzimy, że nasze ostrze doskonale trafia wroga i ma to realne przełożenie na jego podejście do walki, przebieg starcia i zadawane obrażenia. Mięsistość uderzeń pozwala nam poczuć moc, ale w wielu tytułach bardzo tego brakuje. Ponownie przytoczę przykład gry, która robi to dobrze – jest to oczywiście Kingdom Come: Deliverance 2. Cios nawet ostrym mieczem może zadać równe 0 obrażeń, gdy klinga uderzy w mocny fragment zbroji. Celne uderzenie nic sobie z pancerza nie robi i mocno rani przeciwnika. Nie liczyłbym na to w kontekście Assassin’s Creed Shadows.
Materiały z walki pokazują, że wrogowie to gąbki na nasze ciosy. Potężne uderzenia zabierają im jakąś część paska zdrowia i… Jasne, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jednak wojując tak potężnym samurajem jak Yosuke oczekiwałbym, że jednak jego siła pozwoli rozprawiać się z niewyszkolonymi chłopami sprawnie i brutalnie. Tu zaczyna to powoli przypominać jakieś dziwne cRPG, gdzie tak naprawdę cios nie jest de facto ciosem, tylko symbolem uderzenia, a cała magia dzieje się za kulisami, gdzie ktoś rzuca kością i… Uh, twój potężny atak może i trafił, ale zadał tylko 10% obrażeń. Machaj dalej. Dla mnie jest to zaburzenie immersji tym bardziej, gdy mamy do czynienia z grą akcji. Oczekiwałbym bardziej wizualnego i dosłownego przedstawienia starć – ale na to w tej serii chyba nie mam co liczyć.
Dużo i po trochu. Ta gra mnie przytłoczy
Jedna z moich największych obaw dotyczy… przytłoczenia. To coś, co towarzyszyło mi choćby podczas grania w Valhallę. Jasne, duże i rozbudowane historie potrafią być super, ale czasami twórcy przesadzają. A o tym, że Ubisoft w swoich open-worldach przesadzać potrafi, to doskonale wiemy. I to mnie martwi – że po kilkudziesięciu godzinach będę mieć Assassin’s Creed Shadows zwyczajnie dosyć, bo historia może ciągnąć się niemiłosiernie długo, nie dawać satysfakcjonujących momentów, podobnie jak walka, mocno uproszczona eksploracja czy też mnogość znaczników.
Nie zależy mi na tym, aby świat był ogromny, a historia długa. Czasami wolę zjeść mniej, ale lepiej i to samo tyczy się gier wideo. Oczywiście nie sposób stworzyć nowej odsłony Assassin’s Creed na 15 godzin zabawy, ale przeciąganie liny w drugą stronę też nie jest tak dobrym rozwiązaniem. Mimo wszystko tego się właśnie spodziewam – że będzie długo i monotonnie. Tym bardziej, że materiały sugerują nam więcej tego samego. Więcej pobocznego biegania, więcej obozów, więcej obszarów, więcej poruczników czy innych dowódców do ukatrupienia i tak dalej, i dalej i… mija 50 godzin, my zapomnieliśmy o czym jest fabuła, nasza zbroja świeci się laserami, DLC dodało nowych 17 misji pobocznych, a wieśniacy rosną w siłę razem z nami, wobec czego Yasuke musi nawalać w nich kosmiczną kataną po wielokroć. Tak, tego się niesamowicie boję.
Spodziewacie się rewolucji? Przecież to już było
Zaskakuje mnie również wiara niektórych osób w to, że Assassin’s Creed Shadows będzie nowym otwarciem w serii. Jasne, dla Ubisoftu ma to być sposób na powstanie na nowo, ale… Serio? Czy uważacie na podstawie dotychczasowych materiałów, że gra naprawdę może jakkolwiek na nowo zdefiniować markę i sprawić, że będzie to nowa era cyklu bo epoce Ezio, wyprawach za ocean czy wejściu w szaty RPG w ramach Origins, Odyssey i Valhalli? Kompletnie tego nie kupuję. Wszystkie znaki na niebie i nie tylko wskazują, że to będzie po prostu rozwinięcie tego, co mieliśmy okazję obserwować w ostatnich 3 dużych odsłonach.
Dla jednych to dobra wiadomość, dla innych (w tym i mnie), niezbyt. Bo o ile w Origins i Odyssey bawiłem się znakomicie, tak Valhalla była już dla mnie zbyt duża. Zachowanie Ubisoftu przyrównałbym do powiększania obrazka w formacie JPEG, poprzez chwycenie krawędzi i przeciąganie w nieskończoność. Jest coraz większy, ale mocno traci na jakości. A uwierzcie mi, sam fakt umiejscowienia akcji w Japonii nie uratuje gry, gdy ta ma zamiar dość luźno podchodzić do panujących tam wówczas reguł, zasad czy obyczajów. Nie mam tu zamiaru krytykować Ubisoftu za Yasuke czy Naoe – bardziej niepokoją mnie wypowiedzi w stylu „Chcecie historii? Jest w muzeum, a nie grze”. Bo o ile poprzednie odsłony też luźno do tego podchodziły, to jednak nikt nie musiał się w ten sposób bronić.
Trzymam kciuki, ale nie mam wiary
Ostatecznie trzymam kciuki za to, aby moje obawy okazały się być bezzasadne. Ale niewiele przesłanek utrzymuje mnie w wierze, że Ubisoft da radę. W ostatnim czasie wielokrotnie boczyłem się na tego wydawcę, podobnie jak gro innych osób. Nie bez podstaw, bo firma ewidentnie się pogubiła. Pamiętacie czasy, gdy potrafiła nas zaskakiwać? Albo gdy miała w swoim portfolio tyle ciekawych IP, że nawet kolejne odsłony znanych serii były czymś świeżym?
Wydaje mi się, że gdzieś tam w kuluarach przedsiębiorstwa hasło inwestorzy zapisano większą czcionką, niż gracze. I tyczy się to nie tylko Ubisoftu, ale wielu innych twórców. Jednak tej firmy akurat mi jest bardzo szkoda, bo cykl Assassin’s Creed jest mi bardzo bliski, podobnie jak Far Cry, Splinter Cell czy Prince of Persia. Niech im się to uda, niech tym razem mają swoje zwycięstwo – życzę sobie i wam, żebyśmy nie mieli racji, a Assassin’s Creed Shadows dawało frajdę, do jakiej ta seria nas przyzwyczaiła. Przekonamy się o tym już w marcu – obawiam się, ale dam temu szansę.
Źródło: Opracowanie własne