Recenzja filmu Uncharted. Widowiskowo, lecz “tylko” poprawnie

Mark Wahlberg i Tom Holland w filmie Uncharted
Filmy Recenzje

Po kilkunastu latach zawirowań, zmian na krześle reżysera, przesunięć w obsadzie i ogólnego chaosu, premiery doczekał się wreszcie film Uncharted. Niestety obraz jest równie chaotyczny jak jego historia.

O skomplikowanym przebiegu prac nad Uncharted dałoby się nakręcić pełnometrażowy film. Na przestrzeni 14 lat w projekt zaangażowało się sześciu reżyserów, zanim tytuł trafił w ręce Rubena Fleischera. Nathana Drake’a miał początkowo zagrać Mark Wahlberg, lecz ostatecznie całkowicie zmieniono koncepcję i zdecydowano się na pokazanie młodszej wersji poszukiwacza. Swoją cegiełkę do całości dorzuciła też pandemia koronawirusa, przez którą zdjęcia znacząco się opóźniły. Ekipa filmowa przezwyciężyła w końcu wszelkie trudności, obraz ujrzał światło dzienne – pytanie tylko, czy było warto czekać?

Od Nate’a do Nathana

Twórcy zdecydowali się ostatecznie przedstawić same początki kariery Nathana Drake’a i to z tego względu rolę powierzono obecnie niespełna 26-letniemu Tomowi Hollandowi. Podczas niemal dwugodzinnego seansu śledzimy origin story Nate’a z naciskiem na rozwój jego relacji z późniejszym przyjacielem i mentorem, Sullym, a także przemianę samego Nathana, który z barmana “dorabiającego” okradaniem klientów zmienia się w poszukiwacza przez wielkie P. Takie podejście do tematu wywołuje jednak w Uncharted dwojaki efekt. Film mógłby się bowiem jeszcze obronić jako produkcja przygodowa, ale nie jako adaptacja gier.

Liczne nawiązania do serii z PlayStation są oczywiście ciekawostkami do wyłapania przez fanów (w drobnym cameo wystąpił nawet Nolan North, czyli aktor podkładający w grach głos Nate’a). Niestety ich liczba tylko potęguje chaos, jaki dzieje się na ekranie. Motywy są losowo powyciągane z różnych gier; ujawniona już przed premierą scena z samolotem wyjęta żywcem z Uncharted 3 miesza się z motywami z Kresu złodzieja, a te z kolei – z nawiązaniami do “jedynki”. Całość tworzy imponujący w jakimś stopniu misz-masz easter eggów i trzeba filmowcom przyznać, że porządnie zapoznali się z materiałem źródłowym. Niestety traci na tym spójność i tempo fabuły najzwyczajniej w świecie przeładowanej scenami wyjętymi z kilku przecież gier.

Tytuły z serii Uncharted w dużej mierze opierały się na walce z przeciwnikami i to także zostało zawarte w filmie. Bójki są zresztą jednym z najjaśniejszych punktów całości. Na szczęście doskonale zaprojektowana, widowiskowa choreografia walk to coś, czego w obrazie nie brakuje. Niejeden film akcji mógłby czerpać garściami z tego, w jaki sposób Nate czy inni bohaterowie załatwiają swoje porachunki – w przemyślany i niemal piękny sposób.

Drake vs Braddock, czyli kto napędza akcję Uncharted

Obsada tytułu w większości spełnia swoje zadania, lecz na pierwszy plan wysuwają się w tym przypadku dwie postaci. Dużym plusem jest obsadzenie w głównej roli Toma Hollanda. Choć wielu fanów serii Uncharted było temu przeciwnych, aktor bardzo dobrze odnalazł się jako wygadany i nieco cwaniacki, lecz raczej w pozytywny sposób, młody Nate. Duża w tym zasługa charyzmy Hollanda, choć widać też, że aktor świetnie przygotował się do roli. Wbrew pozorom nie jest to “kolejna odsłona Spider-Mana“, ale naprawdę dobrze wykreowany bohater niemal z krwi i kości. Świetnym pomysłem było też wprowadzenie do filmu postaci nieobecnej w grach, czyli Braddock. Tati Gabrielle jako wyszkolona i zdecydowana na wszystko poszukiwaczka skarbów kradnie niemal każdą scenę, w jakiej się znajduje. Najlepsze momenty rozgrywają się tak naprawdę z udziałem właśnie tej dwójki; pozostali aktorzy tworzą jedynie mniej lub bardziej wyraziste tło.

Jedny z elementów tła jest niestety Mark Wahlberg. Jego Sully jest zagrany poprawnie, lecz bez wyrazu. Chwilami ma się wrażenie, że grana przez niego postać tak naprawdę nie chce brać udziału w wydarzeniach; czarną robotę i tak wykonują za niego inni, Sully Wahlberga chętniej chyba zostałby w Nowym Jorku, głaszcząc kota i sącząc czerwone wino, niż uganiał się za wiecznie sprawiającą kłopoty “młodzieżą”.

Blado, choć nadal poprawnie, wypada także Sophia Ali jako znana już fanom gier Chloe Frazer. Najgorzej spośród najważniejszych bohaterów prezentuje się niestety Santiago Moncada, czyli Antonio Banderas. Postać zagrana przez hiszpańskiego aktora nie jest po prostu przekonująca jako przeciwnik Nate’a i Sully’ego. Być może nie jest to nawet wina Banderasa, świetnego przecież aktora. Jego Moncada jest raczej ukryty w cieniu, odsunięty od centrum wydarzeń; to właśnie to mogło sprawić, że Hiszpan, który wielokrotnie już przecież udowodnił swój talent w wielu różnych filmach, tym razem nie wypadł aż tak wyraziście.

Ciężar gatunku z nutą autoironii

Samo kino przygodowe rządzi się oczywiście swoimi prawami i Uncharted w tym gatunku odnajduje się dość dobrze. Tytuł jest wprawdzie okropnie powtarzalny; film realizuje bowiem wszystkie zarzuty, jakie można postawić przygodówkom. Właściwie każdy z przedstawionych elementów już gdzieś widzieliśmy – i tym razem nie mam tu na myśli gier. Twórcy starają się wprawdzie podejść autoironicznie do tematu, pokazując widzom, że są świadomi klasyki gatunku w postaci choćby Indiany Jonesa. Zamiast jednak puszczać oczko do widza, lepiej byłoby nie powielać w kółko tych samych schematów i najbardziej wyświechtanych klisz filmów przygodowych.

film uncharted - Nathan Drake i Victor Sullivan

Potencjał w tytule był duży i nie można powiedzieć, aby został całkowicie zmarnowany. Otrzymany efekt pozostawia oczywiście pewien niedosyt, zwłaszcza u fanów gier z serii Uncharted. Mimo wszystko mamy tu do czynienia z całkiem poprawnym i całkiem dobrze nakręconym filmem przygodowym. Jeśli nie oczekujecie od takiego kina zbyt wiele, Uncharted może stać się niezłą propozycją do wieczornego chrupania popcornu – lecz refleksji na dłużej raczej nie zostawi.

Ocena: 3/5

Plusy:

  • ciekawe podejście do tematu – origin story zamiast wiernej ekranizacji
  • “poprawny” film przygodowy
  • świetne kreacje Toma Hollanda i Tati Gabrielle
  • widowiskowa choreografia walk

Minusy:

  • fabularny chaos wywołany przeładowaniem akcją
  • mało przekonujące postaci poboczne, w tym niestety Sully
  • powielanie schematów i klisz kina przygodowego
Agata Wierzbicka
O autorze

Agata Wierzbicka

Redaktor
W dzieciństwie wielbicielka platformówek i przygodówek, obecnie w grach stawia przede wszystkim na dobrą fabułę. Z uporem maniaka wykonuje nawet najdziwniejsze zadania poboczne. Gdy nie gra – czyta, pisze lub próbuje swoich sił w kolejnych dziedzinach rękodzieła.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie