Recenzja Tails of Iron II: Whiskers of Winter. Indie Monster Hunter

Recenzja Tails of Iron II: Whiskers of Winter. Wiedźmin, Gra o Tron i Monster Hunter w szczurzym stali domu

Gra: Tails of Iron II: Whiskers of Winter

Producent: Odd Bug Studio

Recenowana na: Recenzje

Tails of Winter II: Whiskers of Winter, odkąd tylko nadrobiłem pierwszą część, było jedną z moich najbardziej wyczekiwanych indie premier tego roku. Twórcy obiecywali wiele – skrzyżowanie Monster Huntera z Wiedźminem i klimatem rodem z Gry o Tron. Ambicje są wielkie, ale czy niewielki zespół podołał? Jeśli liczycie, że da się na to odpowiedzieć prosto, to Was zawiodę – podołał, “ale”…

Tak jak zwykle bywa w grach niezależnych, trzeba mierzyć siły na zamiary, a do tego wykalkulować, czy w odpowiedni sposób rozwija się ideę poprzedniczki. Nie jest to przecież nowe God of War, bo Sony mogłoby tak naprawdę za każdym kolejnym razem wydawać to samo i przynajmniej przez wiele lat mogłoby się udawać (zresztą, Ubisoft tak robił z Assassin’s Creed). Tutaj potrzeba nowości, czegoś, co przyciągnie odbiorców, a najlepiej tych nowych, nie tylko fanów “jedynki”.

Jakiś czas temu uczestniczyłem w pokazie rozgrywki Tails of Iron II: Whiskers of Winter, w którym niezwykle sympatyczny deweloper opowiadał, jakie idee przyświecają ich projektowi. Faktycznie, mieli zamiar stworzyć szczurzą wersję Monstera Hunter, właściwą na rynek gier niezależnych. Skoro jednak za rogiem premiera Monster Hunter Wilds, to czy ktokolwiek zwróci uwagę na niezależny projekt? Mam nadzieję, że tak, bo inaczej mogliby sporo stracić.

Recenzja Tails of Iron II: Whiskers of Winter- zimno, ponuro, ale nie nudno

Przede wszystkim pierwsza część cierpiała na kilka bolączek z rodzaju “nieprzemyślanych” lub wręcz ograniczonych budżetem. Backtracing po kilku godzinach bolał nasze palce na padzie, do tego powtarzalne i nudne zadania poboczne skutecznie zniechęcały do ich wykonywania. No i te nieszczęsne i-frames, czyli “klatki nietykalności” – przy robieniu uników nie było mowy o tym, aby nasza postać automatycznie stała się odporna na ataki. Ponadto niektórzy przeciwnicy dość słabo projektowali nadchodzące ataki. Uff… Zmęczyłem się, ale przecież my tu nie o pierwszej części.

Niezbędne to jednak do tego, aby w pełni zrozumieć, co tak naprawdę udało się poprawić, co może nieco mniej, a co pozostawiono mniej więcej w tym samym stanie. Kluczowe aspekty rozgrywki doczekały się rozwnięcia w praktycznie każdej warstwie. Świat jest bogatszy i przede wszystkim większy. Walka jest dokładniejsza, wzbogacona o nowe możliwości. Poza tym to zupełnie nowa historia, tym razem czerpiąca garściami z mrocznych fantasy.

Dobrze czytacie; niepozorna gra o szczurach to faktycznie “mała” epopeja fantasy, opowieść o zemście czy poszukiwaniu przyjaciół – jakby ktoś faktycznie chciał wczytywać się między wiersze. W praktyce wszystko zaczyna się bliźniaczo podobnie do “jedynki”. Tym razem wcielamy się jednak w Arlo, szczurzego namiestnika północy, którego dom i twierdza zostają niemal zrównane z ziemią w pierwszych kilkudziesięciu minutach zabawy.

Nietoperzownia

O ile w pierwszej części głównym zagrożeniem przez większość rozgrywki były żaby, o tyle tutaj w roli antagonistów występują nietoperze. I to nie byle jakie, bo mroczny lud chcący zniewolić każdą osadę, na którą tylko się natknie. Los chciał, że to właśnie Arlo za pomocą rąk i pada gracza będzie musiał ich powstrzymać. Później wszystko idzie swoimi torami. Napotykamy sporo postaci niezależnych, nowe rasy, a przede wszystkim całkiem sporo potworności, na które przyjdzie nam zapolować.

Sama fabuła nie jest więc czymś, co zdmuchnie Wam czapki z głów, ale kłamałbym, gdybym nie przyznał, że podziwiam scenarzystów za pomysły. To, jaki świat wykreowali w Tails of Iron II: Whiskers of Winter jest czymś szczerze imponującym i godnym adaptacji (anime ktoś, coś?). Jasne, są tu głównie zwierzęta i robaki, ale nie tylko wszelkie opowieści i wątki ładnie się ze sobą zgrywają, bo również i klimat raczy nas własną tożsamością.

Warto jednak pamiętać, że nadal nie otrzymamy tu nic więcej prócz pisków, stęknięć i grzechotania stali. Ponownie historia opowiadana jest w pewnej mierze niewerbalnie, a za warstwę werbalną odpowiada narrator. I to nie byle jaki, bo sam Doug Cockle, anglojęzyczny aktor użyczający głosu Geraltowi z Rivii. Sprawdza się w tej roli – jak zwykle – znakomicie. Szkoda tylko, że czasami ilość jego tekstu przelewa się przez ekran, a napisów nie da się zeskalować, przez co mogą zajmować nawet… cały ekran. Zresztą, zobaczcie sami.

Recenzja Tails of Iron II: Whiskers of Winter. Wiedźmin Hunter

Odkąd tylko zapowiedziano nową grę od Odd Bug Studio, stało się jasne, że tym razem udamy się w nieco inne klimaty, także pod kątem rozgrywki. O ile wcześniej to faktycznie był soulslike, lecz w ujęciu 2D, o tyle teraz mowa o soulslike’u połączonym z Monster Hunterem. Jedną z głównych nowości jest właśnie polowanie na bestie. I jest to uproszczony, choć bardzo podobny system znany z megahitowej serii Capcomu. Jak na twórców indie, rzucili się z motyką na słońce, ale wyszli na tym zwycięsko!

Przede wszystkim z bossami ścieramy się w ramach głównego wątku fabularnego, ale od groma starć czeka na nas w postaci zadań pobocznych. Po paru godzinach ich wypełniania odczuwałem niestety zmęczenie materiału, bo w większości to klasyczne “zabij X przeciwników”, ale gdy tylko pojawi się zlecenie na duże monstrum (Wiedźmin się kłania!), jest o wiele lepiej. Każdy boss jest inny, posiadający własne, unikalne ataki, czy mocne i słabe strony. Ba, potwory mogą nawet uciec w połowie starcia, zmuszając nas do pogoni za nimi.

Bossów na szczęście jest na tyle dużo, że nie ma mowy o nudzie – w przeciwieństwie do pozostałych side questów. W bestiariuszu odblokujemy kolejne wpisy, dzięki czemu możemy z góry przygotować się do starcia. Opieramy się na czterech kluczowych żywiołach albo… po prostu na tym, jak dobrzy jesteśmy.

Magia elementarna

Pierwsze Tails of Iron przeszedłem na tyle dawno temu, że już zapomniałem swoich przyzwyczajeń. “Wejście” w dwójkę troszkę trwało, ale dość szybko da się ogarnąć cały ten movement. Wszystko zależy oczywiście od posiadanego wyposażenia (są różne “ciężkości” broni czy pancerza, kategorie uzbrojenia, także dystansowego), bo to na nim opiera się spora część zabawy. Fani zbieractwa znajdą tu wiele dobrego – każdy pokonany boss nagradza nas materiałami do stworzenia nowych rzeczy lub ich ulepszania. Tak, dokładnie, jak w Monster Hunter.

I, podobnie jak w hicie Capcomu, mówimy o drastycznie różniących się od siebie pancerzach czy broniach, opierających się na tym, z jakiego monstrum powstały. Jeden potwór może naprawdę nieźle bronić się przed elektrycznością, ale za to nie radzi sobie z elementem lodu. Te zależności przechodzą na wyposażenie, jakie z niego zrobimy. No i są kluczowe, jeśli zależy nam na jak najszybszym pokonaniu bestii.

Twórcy dorzucili bowiem kilka fajnych nowości. Są teraz pułapki, które opierają się na każdym ze wspomnianych żywiołów. Co zaskakujące – z Arlo jest też niezły mag i choć system czarowania jest wręcz zbyt prosty, może w znacznym stopniu przełożyć się na wynik starcia. Po kilku godzinach mamy zebrany każdy z czterech żywiołów do czarów, a potem da się je ulepszać, znajdując specjalne kapliczki. Żeby nie było, że nie da się przed podobnymi atakami obronić – da się, trzeba po prostu używać stosownych eliksirów. Wszystko to, naturalnie, craftujemy lub zbieramy w świecie gry.

Recenzja Tails of Iron II: Whiskers of Winter. Wojna z padem

Tails of Iron II w pewien sposób należy do gatunku “easy to learn, hard to master”, choć wszystko zależy od tego, jak jesteście wprawieni w soulsike’ach. Potyczki nawet ze zwyczajnym mięsem armatnim mogą stanowić wyzwanie, bo w niektórych misjach mamy bardzo mało czasu na odpoczynek. Tak szczerze (szczurze?), to miejscami za mało, bo nadal raz na jakiś czas możemy trafić na nagły skok poziomu trudności. Zdarza się też przy bossach, co może zniechęcić sporą liczbę odbiorców.

“Feeling” systemu walki jest – dla mnie – tak samo świetny, jak w “jedynce”, z paroma poprawkami. Nie ma już problemów z wyczytaniem ciosów (możemy przed nimi uciekać, blokować lub parować), a i klasyczne soulsowe “rolowanie” jest dokładniejsze. Niektóre problemy pozostały – zdarza się, że dostaniemy obrażenia w trakcie przewrotu czy nie będziemy mieli pojęcia, w jaki sposób uciec przed danym ciosem. W przypadku jednego bossa do tej pory nie mam pojęcia, jak go pokonałem, bo jego ataki były miejscami absurdalne.

I tu pojawia się ciekawa zależność. Jeśli dobrze zapoznacie się i wczujecie w system walki, tak naprawdę nie będziecie nawet musieli aż tak polegać na dodatkowym wyposażeniu czy informacjach z bestiariusza choćby o słabych i mocnych stronach potworów. Jasne, fajnie jest dostosować wyposażenie pod konkretnego bossa, ale równie dobrze można ich wszystkich próbować pokonać tym samym. Mniej wprawieni gracze mają kilka możliwośći “ułatwienia” rozgrywki, a weterani bez problemu mogą ćwiczyć się w klasycznej walce, bez dodatkowych ulepszeń.

Mroczne fantasy o zwierzętach?

Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi kiedyś, że da się stworzyć mroczne fantasy, w którym w głównej roli występują zwierzęta – zapewne zaśmiałbym się, ale teraz byłoby mi głupio. Deweloperzy z Odd Bug Studio wykreowali wspaniały świat i ciekawy lore, o czym już wspomniałem, ale oprawa wizualna to zupełnie inna sprawa. Zasadniczo wygląda to tak samo, jak w poprzedniczce, choć teraz zdecydowano się na więcej detali otoczenia, miejscami bardziej rozległe lokacje, a na drugim planie co chwilę widnieją naprawdę piękne widoki.

Także gry 2D mogą wyglądać naprawdę pięknie, bo kreskówkowy styl w Tail of Iron II: Whiskers of Winter po prostu radzi sobie świetnie. Przy większych zbliżeniach otoczenie może nieco zlewać się z pierwszym planem, ale na szczęście nie ma tego dużo. Niektóre lokacje jak jesienne królestwo sów czy nowe wcielenie żabich moczar, to naprawdę dobrze zaprojektowane miejscówki, znacznie prześcigające te z pierwszej części.

No i jest też nieco wygodniej, bo twórcy dorzucili nowy sposób poruszania się – linkę z hakiem. Czy ona zmienia cokolwiek w praktyce? No nie. Ot, możemy nieco szybciej dostać się na jakiś gzyms. Pierwsza część miejscami była przeraźliwie wręcz “wolna”, co samo w sobie nie jest złe, lecz zdarzało się, że to po prostu męczyło. I niestety dalej męczy, bo podnoszenie mnóstwa przedmiotów, pozyskiwanie surowców czy (szczególnie!) napełnianie napoju zdrowia trwa zbyt długo. Nie wiem, czemu życie nie regeneruje się automatycznie przy napełnianiu flaszki, bo inaczej trzeba do tego doliczyć też animację wypijania…

Geralt mógłby poklepać Arlo po plecach

Odd Bug Studio wpadło na dość nietuzinkowy pomysł – stworzenie soulslike’a 2D inspirowanego serią Monster Hunter. Brzmi dziwacznie, ale działa świetnie… o ile działa. Regularnie pojawiały się jakiejś mankamenty, przez które po prostu musiałem zrobić sobie przerwę. A to skok trudności, a to delikatne znużenie, głównie side questami. Receptą na nudę jest również mechanika rozbudowy głównej lokacji. Budynki nie tylko stawiamy, ale i je ulepszamy. Możemy więc zadbać o kowala, jadłodajnię, tartak czy sklep. System jest banalny, lecz stanowi jakąś formę uatrakcyjnienia tej kilkunastogodzinnej przygody.

Najbardziej cieszę się jednak z tego, że wiele elementów w stosunku do “jedynki” rozwinięto, a inne kompletnie zmieniono. Polowanie na potwory sprawdza się wyśmienicie, niektóre potyczki z bossami są szalenie atrakcyjne (a niektóre powodują zapaść nerwową), a zwiedzanie całego świata po prostu daje mnóstwo radochy. I to przy dźwiękach stali, szumu wiatru, stąpania po śniegu, a miejscami nawet przygrywaniu nietoperzej kapeli metalowej na arenie walki – kreatywność ponad wszystko!

I choć wiele elementów mogę zapamiętać na długo, wypatrując jeszcze bardziej informacji o kolejnych eskapadach twórców, o tyle nad innymi rzeczami trzeba byłoby jeszcze troszkę popracować. To i tak zauważalny skok w jakości i gra, która broni się sama. Dla fanów Wiedźmina, Monster Huntera pozycja zasadniczo obowiązkowa. Geralt byłby dumny.

Kod na grę otrzymaliśmy od better. gaming agency

Tails of Iron II: Whiskers of Winter

Tails of Iron II: Whiskers of Winter to odważna gra indie, wprowadzająca oczekiwany powiew świeżości

Dzięki systemom rodem z Monster Huntera, skojarzeniom z Wiedźminem czy Grą o Tron, Tails of Iron II: Whiskers of Winter okazuje się jednym z najciekawszych indyków ostatnich miesięcy

4

Plusy:

  • Klimat i świat
  • Wyjątkowa, wpadająca w oko i ucho oprawa
  • Nadal świetny system walki (nieco poprawiony)
  • Mechaniki rodem z Monster Hunter

Minusy:

  • Napisy zajmujące czasami pół ekranu
  • Dziwaczne skoki poziomu trudności
  • Mniejsze niedociągnięcia
Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie