Recenzja Mad Max. Tam gdzie główny bohater schodzi na drugi plan
Kiedy wiele miesięcy temu zobaczyłem pierwszą zapowiedź gry Mad Max, od razu pomyślałem, że rusza ogromna machina marketingowa, która ma nakręcić ludzi do zapoznania się z filmem o tym samym tytule. Czy z gry, która ma być uzupełnieniem kinowej ekranizacji może wyjść coś dobrego? Okazuje się, że tak. Kolejne zwiastuny skutecznie rozbudziły moją ciekawość. Ponadto za produkcję zabrało się zapracowane Avalanche Studios, co dodatkowo napawało optymizmem. Avalanche świetnie odnajduje się w sandboksach i przeniesienie doświadczenia wyniesionego z serii Just Cause poskutkowało grą, która nie tylko dopełnia filmową adaptację Mad Max, ale może samodzielnie podbijać serca graczy.
Zemsta Maxa
Pod względem fabularnym, twórcy pokusili się o przedstawienie nowej historii, która tylko lekko nawiązuje do akcji z filmu. To akurat dobre rozwiązanie, bo ci, którzy już widzieli kinową ekranizację, nie poczują deja vu. Na początku poznajemy tytułowego Maxa, który zostaje zaatakowany przez Scabrousa Scrotusa – głównego antagonistę. Scrotus jest synem Wiekuistego Joe i zarazem bezwzględnym mordercą, który pierwszą ofiarę zabił w wieku siedmiu lat podczas treningu. Brzydzi się tym, co dzieje się w Cytadeli rządzonej przez ojca, więc postanawia stworzyć własny zakątek zła zwany Czarnym Miastem. Podczas pierwszego spotkania Scrotusa z Maxem, nasz bohater zostaje pobity i ledwo uchodzi z życiem, tracąc swój cenny pojazd. Od tej pory głównym zadaniem gracza jest zemsta na Scrotusie.
Zwiastun Mad Max:
Na szczęście Max nie jest sam na Pustkowiu. Od śmierci na pustyni ratuje go przypominający Quasimodo Chumbucket – wygnany z Czarnego Miasta mechanik złota rączka. W Maxie widzi on zbawiciela, który uratuje Pustkowie przed psychopatą Scrotusem. Oprócz samego Maxa, w grze nie znajdziemy postaci związanych z filmem, a tylko luźno powiązanych z kinową ekranizacją. Również główne zadanie Maxa jest inne, co akurat cieszy, bo zarówno film jak i gra, świetnie się uzupełniają. To jednak nie oznacza, że Avalanche Studios zaczerpnęło z kinowego Mad Maxa tylko świat i głównego bohatera. W grze znajdziemy mnóstwo różnych smaczków nawiązujących do filmu, jak na przykład karmę dla psa Dinki-Di, którą Max musi się czasami posilić. W grze jest także około 50 różnych pojazdów, które są inspirowane filmem.
Magnus Opus na pierwszym planie
Będąc przy pojazdach warto zdać sobie sprawę, że to właśnie one są głównym elementem produkcji. Otóż przez całą rozgrywkę głównym zadaniem Maxa jest ulepszenie auta, które podarował mu na samym początku gry Chumbucket. To dzięki Magnum Opus, bo tak szalony mechanik nazwał brykę, protagonista będzie mógł dostać się do Scrotusa. Przez całą grę, kolejne ulepszenia wozu stają się głównym celem w misjach fabularnych, bowiem bez niektórych elementów, po prostu nie będzie można odkryć kolejnych terenów Pustkowia, które przybliżają gracza do Czarnego Miasta (jak na przykład wyrzutnia rakiet, która zdemoluje potężną bramę).
Mad Max galeria screenów:
W Magnum Opus można ulepszać sporo elementów – od silnika, po zawieszenie, opony, karoserię i inne dodatki, które pomogą odeprzeć atak wroga. Do auta można przyczepić pręty, taran, kolce przeciw skoczkom oraz harpun i snajperkę! Tych dwóch ostatnich elementów używa się najczęściej podczas rozgrywki. Harpun pozwala na przykład na wbicie ostrza w kierowcę lub strzelca wrogiego pojazdu i wyciągnięcie go z maszyny. Dzięki niemu, można także wyrwać drzwi w bardziej opancerzonych autach. Ponadto harpun przydaje się do niszczenia wieżyczek strzelniczych. Ten element Avalanche Studios żywcem wyjęło z serii Just Cause, ale nie traktuję tego jako wadę, a wręcz przeciwnie. Walka przy pomocy pojazdów jest jednym z kluczowych elementów Mad Maxa i dorzucenie harpuna świetnie ją urozmaica. Z kolei snajperka pozwala na atakowanie baz przeciwnika z dalekiej odległości.
Na drugiej stronie przeczytasz o tym, jak dostać się do Czarnego Miasta oraz podsumowanie recenzji.