Nominacje do Oscarów 2024 pokazują, że tak nudno może być już zawsze

Nominacje do Oscarów 2024 są nudne jak flaki | Newsy - PlanetaGracza
Kultura PG Exclusive Publicystyka

Czytając opublikowaną listę oficjalnych nominacji do Oscarów 2024, starałem się nie zasnąć w połowie. W tym roku kapituła wybrała filmy tak oczywiste, że to aż boli. Czy to źle wróży na przyszłość Hollywood w ogóle? Brzmi apokaliptycznie, ale spokojnie, aż takiej tragedii nie ma. No, prawie.

Ja doskonale rozumiem, że każdy może przyczepić się do każdej nominowanej pozycji. Nie ma filmów uniwersalnie dobrych, które podejdą wszystkim. Akademia oscarowa najwyraźniej uważa, że takie obrazy jednak istnieją. Nominacjami do tegorocznych najważniejszych nagród filmowych pochwalić się mogą filmy tak mainstreamowe i wszechobecne, że ich brak mógłby dopiero wkurzyć widzów. Z drugiej strony gdzie ta odrobina szaleństwa, jakiejś odwagi lub dawnej chęci wytaczania nowych szlaków w Hollywood? Gdzie docenienie twórczości wyjątkowej i niepowtarzalnej? Wczytując się po kolei w każdą kategorię, da się znaleźć nieco zaskakujących, zdecydowanie nieoczywistych kandydatów. Mimo wszystko ciężko nie odnieść wrażenia, że w tym roku nie miało być rewolucji, a klasyczny zestaw topowych produkcji z głównego nurtu.

Nominacje do Oscarów 2024 rozczarowują?

Wszystko było do przewidzenia, skoro w 2023 roku główną nagrodę i szereg innych zdobyło „Wszystko Wszędzie Naraz”. To jeden z najbardziej odważnych pod kątem produkcyjnym i scenariuszowym filmów w portfolio A24. Obraz zasłużył na spory poklask widzów, ale chyba nikt w momencie seansu nie wróżył mu statuetki za najlepszy w tamtym roku… A tak się jednak stało! Teraz zapewne nikt nie spodziewa się, że w tej samej kategorii mogłoby wygrać „Barbie” czy  „Strefa Interesów”, ale szanse jakieś tam zawsze mają. Patrząc jednak na całość – łączną liczbę nominacji – największym wygranym na ten moment może stać się Oppenheimer. I tutaj pojawia się problem, bo bodaj najgłośniejszego filmu ubiegłego roku nie widziałem. Także tak – zakrywam go zasłoną milczenia i zobowiązuję się naprawić to niedopatrzenie.

Najlepiej całą sytuację pokazuje parę nieobecnych na liście nominacji. Jak już wspomniałem, jest niezwykle bezpiecznie. W paru kategoriach największe (pozornie!) szanse mają filmy dość płaskie, choć odznaczające się w szczególnych warstwach. I tak na przykład na nagrodę najlepszego utworu oryginalnego szanse ma numer z biografii o chipsach (zły nie jest, no ale szału też nie robi). Nie zaś fantastyczny utwór „Am I Dreaming” z animowanego Spider-Mana czy skoczne „Keep It Movin’” z „Koloru Purpury” albo nawet chwytliwe Peaches od Jacka Blacka w “Mario”. W ogóle najnowszy Spider-Man gdzieś zniknął, bo kapituła pominęła go w kategorii najlepszej ścieżki dźwiękowej. W sumie to akurat nie dziwi, bo jest tam John Williams z najnowszym Indianą Jonesem. O „Kolorze Purpury” nie wspomnę, bo chyba komuś się zapomniało, że ten film w ogóle powstał.

Brak “Chłopów” obrazą polskości?

Polacy szczególnie mogą przyczepić się do braku „Chłopów” w jakiejkolwiek kategorii, co dla części wydaje się potwarzą naszego rodzimego dobra kulturowego. Wiele osób nie zdaje sobie jednak sprawy, jakie zamieszanie zrobił ten obraz za granicą. Niestety, ale pewna część Amerykanów, a przede wszystkim amerykańskich krytyków filmowych, nie ma pojęcia, o czym ten film tak naprawdę jest. Głośno było o skrajnie niskich ocenach i negatywnych opiniach niektórych, twierdzących, że to oda do mizoginii, uprzedmiotawiania kobiet, braku różnorodności rasowej i tak dalej. Reymont zapewne w grobie się przewraca, ale brak nominacji raczej nie zaskakuje. Po części być może z tego samego powodu, z którego usunięto z list 56 potencjalnych kandydatów.

Nie krytykuję zasad inkluzywności (samych w sobie nieszkodliwych), bo to zupełnie osobna sprawa, lecz brak nominacji dla polskiego kandydata to kolejny dowód na to, że jest „bezpiecznie”. Na liście nie znajdziecie także jednego z moich ubiegłorocznych faworytów w kategorii „film roku”, czyli „Saltburn”. Głośna w sieci produkcja zawiera w sobie bardzo wiele – wraz z seksem z grobem czy wylizywaniem… a, zresztą – ale to chyba jest już zbyt wiele dla filmowej akademii? Ja rozumiem, że reżyserka Emerald Fennell ma dotkliwą alergię na subtelność, ale jednak Barry Keoghan czy Rosamund Pike dosłownie zostali swoimi postaciami. Być może gdyby jednak pojawiła się kategoria „Film z największym melanżem” Saltburn miałby jakieś szanse.

Pozytywne zaskoczenia

Narzekam na wszechobecne „bezpieczeństwo” i zaakcentowanie mainstreamu, ale jednak jest tu parę filmów, które mogą zaskakiwać. Tak, nawet „Barbie”. Największy rywal „Oppenheimera” nie jest wcale złym filmem. Ba, jest wręcz zadziwiająco kompleksowym (ale też mało subtelnym) komentarzem kobiecej i społecznej rzeczywistości.

Wygrywa jednak patriarchat, bo to Ken został nominowany do najlepszej figurki, a nie Margot Robbie. Pominięto nawet reżyserkę Gretę Gerwig! Być może zbyt mało doświadczoną, ale z jakiegoś powodu zamiast niej znajdziemy równie niedoświadczoną Justine Triet ze swoją „Anatomią Upadku”. No i co u licha w kategorii najlepsze aktorki robi America Ferrera? Bo powiedziała długi monolog? Nie umniejszam jej artystycznej swobody, ale… no, nie. To wygląda trochę tak, jakby kapituła musiała wrzucić jakąś aktorkę z Barbie, ale Robbie się nie załapała, bo w sumie to kobietą nie jest, a plastikową lalką.

Nominacje do Oscarów 2024 to też parę perełek

Leonardo DiCaprio znów został olany, ale „Czas Krwawego Księżyca” nominowano w wielu kategoriach, w tym tej najważniejszej. Cenię sobie epickość dzieła, ale po seansie byłem pewien, że tak będzie, bo to po prostu głośny film. I to od od Scorsese – tego po prostu nie mogło zabraknąć. Boli brak nominacji w kategorii „najlepszy scenariusz adaptowany”, ale wyróżnienie przecudownie ascetycznej Lily Gladstone pokazuje, że w aktorskich kategoriach jest jeszcze nadzieja. W ogóle w tym roku cieszy liczba dobrych filmów opartych na książkach, więc po części nie dziwię się, że tak trudno było wybrać te pięć propozycji.

Finalnie zachwycony jestem uwzględnieniem „Biednych Istot” i „Strefy Interesów”, czyli dwóch zupełnie od siebie odrębnych filmów, ale jednak odznaczających się tożsamą twórczą wolnością i ekspresją. Oba obrazy powstały ze względu na odwagę twórców do eksperymentowania, więc ich nominacje niemal w każdej kategorii, do których zostały nominowane, są zasadne. Szczególnie trzeba wyróżnić niemal bliski perfekcji film o komendancie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, mieszkającego z rodziną nieopodal miejsca kaźni. Scenariusz także doczekał się uwzględnienia w kategorii historii adaptowanych, mimo drastycznych w wielu miejscach zmian względem powieści. I to akurat bardzo dobrze.

Stawiam na mainstream

Ogół nominacji wydaje się jednak tak oczywisty, że aż nudny. Doprawdy, trzeba nieźle się postarać, aby zawrzeć w oscarowej liście na 2024 rok największe hity i najważniejsze mniejsze produkcje, jednocześnie kolejny rok negując istnienie kina stricte gatunkowego. Nie twierdzę, że brak obrazów mieszających ze sobą konwencje czy jawnie trafiająca w gusta konkretnych odbiorców to jakaś szczególnie wielka potwarz – od tego są przecież inne festiwale, w tym te „indycze”. Mimo to szkoda, że akademia filmowa od tylu lat skutecznie odsuwa na bok te odważne pomysły. Być może naprawiłyby to jakieś nowe, dodatkowe kategorie?

Tak samo żaden z wielu głośnych tegorocznych horrorów nie pojawił się na amerykańskiej liście. W istocie tworzenie kina grozy to wyrok śmierci ze strony kapituły. Tego typu pozycje stanowią dziś jeden z flagowych przykładów kina empirycznego (choć zwykło się w ten sposób mówić na nieco inny odłam sztuki filmowej), a zarazem pokazują kreatywność w dążeniu do wywołania wśród widzów określonych bodźców. To jednak kwestia na zupełnie inny artykuł, bo o braku mocniejszego kina na Oscarach można prawić prawie tak samo długo, ile trwa seans indiańskiego filmu od Scorsese.

Co by było, gdyby, czyli jak nominacje do Oscarów 2024 wróżą na przyszłość

Nie jest to niestety dobry omen na przyszłość, ale o tym fani wiedzą od bardzo wielu lat. Tegoroczne nominacje to w ogóle średni wyznacznik jakości kina i miejsca, w jakim się ono znajduje. Są tak nużąco oczywiste (w większości, rzecz jasna), że ciężko wysnuć z tego jakiekolwiek wnioski. Chyba że po prostu zaakceptujemy fakt, iż gala Oscarów od wielu, wielu lat skupia się niekoniecznie na docenieniu artystycznej swobody i kreatywności.

Po części mamy do czynienia z regularną imprezą dla najbardziej zasłużonych w Hollywood i nie tylko. Po części zaś z poklepywaniem się nawzajem po plecach i podaniu sobie ręki. „Tak, panie reżyserze z 40-letnim doświadczeniem, pana film jest naprawdę dobry” – można co roku powiedzieć o większości nominowanych, szczególnie w tych głównych kategoriach, obrazach. I ani to jakoś specjalnie nie ciekawi, ani też nie razi. O ile tylko podchodzicie całej sprawy w ten sposób, na bok odsuwając obrazę braku nominacji lub też nagrody dla Waszego ulubionego filmu.

Być może to trochę case kina polskiego? Bez znajomości, długiej listy nagród i doświadczenia na koncie nie da się praktycznie zrobić filmu. A nawet jeżeli się to uda, to szansa na to, iż ktokolwiek będzie nim zainteresowany (producent, dystrybutor i tak dalej) jest dramatycznie wręcz mała. Oscary z oczywistego względu zarezerwowane są dla najznakomitszych. Twórców z największym stażem i doświadczeniem, ale fajnie byłoby, gdyby pojawiało się mniej oczywistości, a więcej zaskoczeń. Świeże debiuty, wielkie historie na łamach odważnych scenariuszy czy po prostu udana zabawa konwencją – być może to byłoby lekarstwem na stetryczałą kondycję najważniejszych nagród filmowych na świecie. W przeciwnym razie pozostaną takie, jakie są – płaskie, jak krocze Kena.

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie