Mafia 2 to magiczna gra w sam raz na święta. Ze świecą dziś szukać takiego klimatu
Co roku, choć z małymi wyjątkami, w okresie przedświątecznym odpalam konkretną grę. I tylko z powodu tak naprawdę jednego, kluczowego dla całej historii fragmentu. Nazwijcie mnie szaleńcem, ale Mafia 2 to nie tylko satysfakcjonująca gangsterska opowieść. To także chyba najlepsza “świąteczna” gra w historii.
Szkoda, że współcześnie twórcy gier tak rzadko dorzucają “dodatkowe elementy” (z braku innego pomysłu, jak to określić) do swoich tytułów. Chodzi o swego rodzaju ozdobniki, takie jak nawet zwykła zmiana czasu czy miejsca akcji na taki, aby czymś się wyróżniał. Mnóstwo jest dobrych horrorów, ale niewiele, które faktycznie dzieją się w trakcie Halloween. Zagramy w tonę fantastycznych gier akcji, choć niekoniecznie trafimy w nich w okolice świąt Dziękczynienia czy… no, właśnie Bożego Narodzenia.
Jako fabularne tło wydarzeń znaną wszystkim Gwiazdkę wybrali choćby deweloperzy z Insomniac Games przy okazji Marvel’s Spider-Man: Miles Morales. Rodzi to fenomenalny klimat, zdecydowanie odróżniając ten tytuł od jesiennego oryginału, a do tego czyniąc z niego dość wyjątkową pod kątem atmosfery przygodę na tle innych gier open world. Chwałą im za tak, wydawać by się mogło, banalny i skuteczny pomysł, chociaż przed nimi był ktoś inny. Studio 2K Czech (niegdyś Illusion Softworks) na podobny zabieg wpadło przy okazji prac nad Mafią 2.
Mafia 2 wyglądała jak złoto
Pamiętam hype, jaki był przed wydaniem drugiej części gangsterskiej sagi, zresztą tak mocno niegdyś oczekiwanej jak choćby kolejne części Grand Theft Auto. Twórcy oryginału, choć pod nieco inną egidą, wracają, a ze sobą przyniosą lata 40. XX wieku. To było coś, szczególnie dla fanów gangsterskich opowieści pamiętających jeszcze pierwszą część. W praktyce chyba mało kto wiedział, jak solidne danie otrzyma w zamian za tak długie oczekiwanie.
Już pierwsze materiały zwiastowały rewolucję i nie chodzi tu wyłącznie o sam fakt powstania drugiej części tak kultowej i zasłużonej gry. Pamiętam, że niegdyś jarałem się jak zły silnikiem fizycznym od NVIDIA. Jeszcze przed czasami RTX-ów, gdy nikt nie myślał o opcjach ray-tracing, jeden z czołowych producentów kart graficznych i oprogramowania skupiał się na narzędziu PhysX. Dziś może mało kto pamięta, ale trzeba było posiadać naprawdę mocną grafikę, aby w ogóle dało radę udźwignąć tak zaawansowane efekty cząsteczkowe.
Gdy tylko widziałem pierwsze materiały, a po jakimś czasie recenzje choćby w formie filmów na YouTube, byłem pewien, że to rewolucja. W praktyce PhysX nigdy aż tak postępem technologicznym nie był, ale młody ja i tak czuł się jak w niebie, choć opcję tę – gdy w końcu zasiadłem do gry – włączałem sporadycznie, bo potężnie spowalniała mój klatkarz na słabiutkim wtedy sprzęcie. Jakiś czas wcześniej cierpiałem z tego samego powodu, ale przy okazji ogrywania Batman: Arkham Asylum (do którego podchodziłem zdecydowanie zbyt wiele razy).
Vito, stary druhu
Tak naprawdę cała oprawa prezentowała się naprawdę fantastycznie i to nie tylko z powodu rozwiązań technologicznych. Jasne, byłem zakochany w najnowszej wtedy wersji PhysX, dzięki której podczas strzelania po ścianach można było je obłupać, a wiele elementów otoczenia jak żywe reagowały na brak celności ze strony gracza. Ale i całe to miasto, bohaterowie, samochody – wszystko mogło zachwycić. Zachwyciło nawet mnie, a i tak nigdy nie byłem szczególnie nastawiony na grafikę w grach.
Aby jednak dowiedzieć się, o co chodzi z tą Mafią 2, trzeba było zagrać. Żadna recenzja, żaden gameplay czy zwiastun nie były w stanie uraczyć taką masą klimatu wsiąkającego w każdą komórkę gracza. Bo to trzeba było nie tylko zobaczyć, ale i usłyszeć. Szybko okazało się, że soundtrack również powinien zapisać się w historii złotymi zgłoskami. Nie wiem, czemu dziś tak mało się go ceni, ale to gigantyczne przeoczenie. Bing Crosby, The Andrew Sisters, Chuck Berry, The Champs czy wreszcie Dean Martin. Czyste złoto. A przede wszystkim ostatni z nich.
Bo tak naprawdę od niego się wszystko zaczęło. Mafia 2 przedstawia historię Vita Scaletty, młodego amerykańskiego chłopaka pochodzenia włoskiego, który otrzymał przepustkę w wyniku rany postrzałowej na froncie II wojny światowej. Wraca do domu po długiej nieobecności – wszak zwalczał przez ten czas włoski reżim – akurat na święta. Gdyby zmienić albo usunąć pierwsze godziny rozgrywki, zrezygnować ze skąpanych w białym szaleństwie latarniach czy ulicach, nic nie byłoby już takie samo.
Najlepsza świąteczna gra ever
Bo kontynuacja takiej legendy “dowiozła” już w pierwszym akcie, choć paradoksalnie stanowi on najwolniejszy fragment historii i rozgrywki, startującej tak naprawdę bardzo powoli, kreślącej kluczowe scenariuszowe zawirowania dopiero gdzieś w połowie. Żadna inna gra przedtem nie była w stanie przekonać do siebie czymś tak cholernie prozaicznym, aby nie rzec – prostackim. No bo twórcy postanowili osadzić akcję początku historii akurat w święta Bożego Narodzenia. Rodzinne, delikatnie senne i spokojne wydarzenie, które pozornie nijak się ma do tej całej mafii i gangsterki. A jednak!
Tak banalny pomysł zaowocował najlepszym prologiem w historii gier wideo. Tak, powiedziałem to. Co więcej, jestem tego pewien i zdania nie zmienię. Każdy, kto grał, chyba doskonale pamięta zwiedzanie ulic sunącym niespiesznie wehikułem wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Joem Barbaro. Szybkie piwko w knajpie po powrocie do domu, później taksówka wprost do rodzinnego domu. Spotkanie z rodziną, a następnie ciąg zdarzeń doprowadzających gracza na skraj załamania nerwowego albo… no dobra, albo po prostu fotela, już nie przesadzajmy.
Gdy jednak w gamingowym radiu leciało Let it Snow Deana Martina, nie dało się nie poczuć tego czegoś. Czegoś, co chyba pozostało w sercach wielu graczy, skoro często znajduję w sieci wielu podobnych sobie. Osobiście – tylko z powodu genialnego klimatu początkowych rozdziałów – ogrywam Mafię 2 w każde święta. Wróć! Ogrywałem, bo przestałem to robić, gdy okazało się, że jest zbyt dużo rzeczy do załatwienia, premier do sprawdzenia i prezentów do kupienia. W te święta… no cóż, może w te święta warto jednak będzie powrócić do wspaniale nakreślonej, kinowej historii.
Mafia 2 to nie tylko święta
Finalnie – choć tekst ten piszę z okazji zbliżających się właśnie świąt – dzieło od 2K Czech to nie tylko klimat Bożego Narodzenia. Bo nadal, po tylu latach od wydania tej gry (i kompletnie nietrafionej trzeciej części, choć klimat również ma zacny), scenariusz może zaserwować chyba najlepszą kryminalną, mafijną intrygę, o jakiej można tylko wymarzyć.
Jeśli Ojciec Chrzestny miałby powstać oryginalnie w formie gry wideo, to zapewne wyglądałby właśnie tak. Zgaduję, że wielu z Was pamięta te całe zawirowania w fabule, a nawet jeśli nie, to nic straconego, bo po prostu warto ograć ją dzisiaj. Szczególnie że coraz bliżej wydania jest Mafia 4, bezpośrednio najpewniej związana z Mafią 1, która z kolei związaną jest z “dwójką” a “dwójka” z “trójką”… no cóż, nie są to bezpośrednie kontynuacje, ale czapki z głów dla twórców, że tak zręcznie łączą swoją serię.
Klasyka wiecznie żywa
Wracając do tematu tak absolutnej klasyki jak druga część serii Mafia, nie da się nie zrozumieć, co tak naprawdę pięknego jest w tej marce. Liniowa, niezwykle skrupulatnie utworzona intryga stanowi tu pierwsze skrzypce, tak w “dwójce”, jak i “jedynce”. Trzecia część za bardzo wpatrywała się choćby w cykl GTA i robiła to niestety nieudolnie. Przyznam, że byłem niemal pewien, że seria ta umrze na dłużej, choć i tak sporo czasu minęło od wydania ostatniej części. Niech to jednak będzie nauczka dla studia, które obecnie pracuje nad “czwórką”. Ale o tym pisałem już wcześniej.
Może to dziwne, ale w zimę lubię grać (czy analogicznie oglądać bądź czytać) w dzieła osadzone w jakikolwiek sposób właśnie w tej porze roku. Im bliżej jesieni, tym więcej ochoty mam nawet nie tylko na horrory, ile na cokolwiek, co dzieje się właśnie wtedy. Po prostu… jakoś to tak pasuje. Z zimą, gdyby nie Mafia 2, miałbym spory problem, bo niewiele jest tytułów tak magicznie korzystających właśnie z samego settingu. Wspomniałem o Miles Morales, ale było też choćby lodowate do szpiku kości The Division z przepięknym i realistycznym Nowym Jorkiem. Jeśli jednak ubraliście już choinkę, to nic lepszego niż Mafia 2 nie znajdziecie. Zróbcie sobie prezent i po prostu zagrajcie – nawet jeśli moglibyście cytować kwestie każdej postaci, bo tak dobrze ją znacie.