God of War na PC o połowę taniej! I to wersja bez zabezpieczeń

Recenzja God of War na PC. Kratos jeszcze nigdy nie miał tak bujnej brody

Gra: God of War na PC

Recenowana na: Recenzje

Gdy na ekranie monitora ujrzałem logo Santa Monica Studio, a chwilę później moim oczom ukazało się menu God of War, zrozumiałem, że to dziwny, ale cholernie ważny moment.

Doprawdy nie chcę brzmieć jak egzaltowany nastolatek, ale ostatni kontakt z bogiem wojny miałem lata temu, jeszcze w erze PS3. Wszystkie poprzednie odsłony serii wydają się dziś odległe i obce niemal tak, jak pojęcie “gry ekskluzywne”. Wiele się od tamtej pory zmieniło, także i u samego Kratosa. Założył nowe gatki, naostrzył siekierę, spłodził syna i pierwszy raz krzyknął “CHŁOPCZE!”. Teraz zrobił to ponownie, ale tym razem na PC.

Chłopcze, przywitaj się z PeCetowcami

Od pierwszego wciśnięcia “Nowa Gra” tytuł przykuwa nas do ekranu i nie daje nawet chwili na oddech. Genialny pomysł na pokazanie historii za pomocą jednego ujęcia wydaje się imponować jeszcze bardziej, gdy grę włączymy na panoramicznym monitorze. Oczywiście sprzęt, na jakim przyjdzie nam rozgrywać tę przygodę, to jedna sprawa – drugą są udostępnione ustawienia.

Twórcy zadbali o absolutne minimum, ale każdy powinien dać radę dostosować produkcję do możliwości własnego sprzętu. Można się przyczepić, że deweloperzy powinni dać troszkę więcej opcji, choć ani razu nie odczułem, że zabrakło jakiegoś “suwaka”. Mamy cztery różne ustawienia presetów graficznych – niskie, oryginalne (czyli średnie), wysokie i ultra. Te drugie są oczywiście dokładnie tym samym, z czym konsolowcy mieli do czynienia w 2018 roku. Nawet w tej wersji gra nie wygląda źle; przepiękne połacie skutego lodem terenu, bujne lasy czy sięgający do najgłębszych zakamarków high fantasy ogród wiedźmy imponują tak samo, jak cztery lata wcześniej.

Ustawienia “oryginalne”
Ustawienia “ultra”

Dysponując kartą RTX 2060 i dewizą “na przypale albo wcale” wybrałem najbogatszą opcję, choć z czasem wróciłem do detali “średnich”. Różnica graficzna jest wyraźniejsza, niż mogłem przypuszczać. Wiele takich portów lub delikatnych remasterów w małym stopniu, o ile w ogóle, różni się od oryginalnych wersji. GoW jest świetnym przykładem, że niewielkimi zmianami można osiągnąć widoczne rezultaty. Na “ultra” gra zyskuje głębię, jakiej najwyraźniej potrzebowała. Największą różnicą są z pewnością cienie, które sprawiają wrażenie naturalnych i ostrych (proszę bez żartów z “ostrego cienia mgły”!). Poprawy doczekały się też tekstury, co zresztą świetnie widać w pierwszym segmencie otwierającym naszą długą wędrówkę. Już w pierwszej sekundzie zauważamy, że drzewo w końcu przypomina drzewo, a nie karton.

Chłopcze, zostaw tego DLSS w spokoju

Jeżeli posiadacie kartę graficzną z rodziny RTX – DLSS stoi przed Wami otworem. I, szczerze mówiąc, nie widzę absolutnie żadnego powodu, aby wyłączać tę opcję. Genialne rozwiązanie NVIDIA w zależności od ustawień jest w stanie dać nam zastrzyk dodatkowych nawet 10-15 FPS-ów. Nie tracimy przy tym ani trochę błysku oprawy wizualnej. Ba, grafika miejscami wygląda nawet jeszcze lepiej! Zauważalna jest różnica pomiędzy detalami “średnimi” a “ultra”. W “klatkarzu”, w najbardziej “zasobożernych” lokacjach, dochodzi do nawet 30 klatek, czyli całkiem sporo, jak na dość delikatne zmiany w samej oprawie.

Widać, że konwersji poświęcono sporo uwagi. God of War śmiga niczym karuzela bez certyfikatów bezpieczeństwa, bez problemu osiągając około 100 FPS na detalach “średnich” na RTX 2060 z 16 GB RAM i procesorem i5 7600, co jest świetnym wynikiem, bijącym na głowę choćby szczenięcą wersję Horizon Zero Dawn. Zaznaczę tylko, że wyjątkowo wiele zależy od miejsca, w jakim się znajdziemy. O ile mroczne wnętrze wysokiej góry bez problemu daje radę we wspomnianych 100 klatkach, o tyle zapełniony detalami las obniża tę liczbę o jakieś 15-20 FPS-ów.

Chciałbym wyłącznie się zachwycać, ale nie wszystko jest aż takie różowe. Posiadacze słabszych konfiguracji muszą przygotować się na potężną utratę płynności w większych lokacjach. Najgorzej zdecydowanie wypadło “Wybrzeże Dziewięciu”, które swoją nazwę najwidoczniej zawdzięcza liczbie klatek, jakie da się tam osiągnąć. No dobra, aż tak źle nie było, choć spadek do 35 FPS-ów okazał się bolesnym spotkaniem z rzeczywistością. Miejscami miewałem też problem z przechodzeniem do nowych miejsc. Doczytujące się tekstury odbijały się upierdliwą czkawką na moim sprzęcie. Nie było to zbyt częste, ale grze zdarzało się pikować aż do 30 FPS-ów. Na szczęście trwało to ułamek sekundy.

Chłopcze, podaj tego mysza

Od zawsze miałem problem z tego typu slasherami ogrywanymi na myszce i klawiaturze. Personalnie pozostanę raczej przy padzie od Xboxa One, ale sterowanie za pomocą klasycznego zestawu PeCetowców okazało się niezwykle przyjemne i wygodne. Muszę przyznać, że ciosanie wiernym toporem w łepetyny wrogów daje sporą satysfakcję, a przecież nic nie pozwoli na tak dokładne celowanie, jak gryzoń. Być może duża w tym zasługa technologii Reflex od NVIDIA, dzięki której responsywność postaci znacznie się zwiększa. Trochę dziwnym pomysłem wydaje się jej implementacja w tytule niepolegającym na zabawie sieciowej, ale hej – nikt tego nie sprawdza, a twórcy ją dodali, więc czemu by nie skorzystać?

Czemu by również nie skorzystać z chwili docenienia, jak cudownie przemyślana została rozgrywka? W samej warstwie gameplay’owej nie zmieniło się zbyt wiele, ale to wciąż ta sama brutalnie epicka walka, wciągająca fabuła i zapadające w pamięć postaci, co na PS4. Dla wielu graczy będzie to pierwszy kontakt z serią. Nie musicie martwić się o to, że kompletnie niczego nie zrozumiecie. Jest to zupełnie nowy rozdział w życiu głównego bohatera, a więc i najlepszy moment na dowiedzenie się, o co tu w ogóle chodzi.

Kratos wyrżnął bogów na Olimpie, więc przeniósł się do mroźnej Skandynawii, aby wychować tam swojego potomka. Od samego początku przygniatają nas różnice między ojcem a synem, które są motorem napędowym całej historii i zarazem źródłem wielu uniwersalnych prawd przemycanych gdzieniegdzie przez scenarzystów. Oczywiście, jeżeli bardzo chcielibyście poznać lore tego świata, na YouTubie znajdziecie mnóstwo filmów pokrótce opisujących najbardziej druzgocące chwile z poprzednich części serii.

Chłopcze… synu

Wzorem Horizon, Death Stranding czy gier od Quantic Dream, Sony coraz mocniej zaznacza swoją pozycję na poletku komputerów osobistych. Jest to jak najbardziej świetna wiadomość. Szczególnie gdy dostajemy udane porty wyjątkowych produkcji – a taki właśnie jest God of War. “Nie przepraszaj, bądź lepszy” – to słowa, które w pewnym momencie wypowiada Kratos do swojego syna. Absolutnie nie ma potrzeby stosować ich do Sony, gdyż firma poradziła sobie wyjątkowo dobrze.

God of War na PC

Świetny port jeszcze lepszej gry

Sony udało się sprawić, że gra z 2018 roku wygląda i działa jeszcze lepiej! Choć nie wszyscy zagrają na "ultra", świetna optymalizacja pozwoli na komfortowe zapoznanie się z jedną z najlepszych gier w historii PlayStation (a teraz i PC!).

4

Plusy:

  • Optymalizacja daje radę
  • "Drobne" graficzne ulepszenia, które faktycznie widać
  • Sterowanie na myszce i klawiaturze ma sens!
  • To wciąż ta sama, genialna gra
  • (Dla posiadaczy RTX) DLSS!

Minusy:

  • "Wybrzeże Dziewięciu FPS-ów"
  • Sporadyczne, pojedyncze spadki płynności
  • "Ultra" tylko dla naprawdę mocnych komputerów
Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie