G2A chciało przekupić dziennikarzy? Niewygodny mail wyszedł na jaw
Ostatnie dni nie przynoszą platformie G2A dobrego marketingu, a zdarzenia z ostatnich kilkunastu godzin zamiast poprawić sytuację, ciągną wszystko w dół, jak ogromna kotwica uczepiona u szyi.
Platforma G2A chciała zapłacić dziesięciu dziennikarzom za publikację artykułu poprawiającego wizerunek sklepu. Tekst miał być napisany przez firmę, lecz nie posiadać oznaczeń, że jest to materiał sponsorowany lub w jakikolwiek sposób powiązany z G2A. Wszystko ujawnił na Twitterze Thomas Faust, dziennikarz serwisu Indie Games Plus, który opublikował zdjęcia otrzymanej od G2A wiadomości email.
G2A tłumaczy się, lecz nie wszyscy to kupują
Wiadomość od przedstawiciela G2A do wspomnianego dziennikarza zawierała prośbę o wycenę artykułu, który poprawiałby wizerunek firmy w oczach małych deweloperów. Materiał miałby dotyczyć tego, że sprzedaż kradzionych kluczy jest niemożliwa na platformach sprzedażowych takich jak G2A. Choć tekst byłby dostarczony przez sklep, miałby nie zawierać żadnych dopisków, że jest to materiał sponsorowany. Platformie zależało, by publikacja była odbierana jako niezależna.
Po ujawnieniu sprawy na Twitterze, polska platforma odpowiedziała, że wspomniane maile wysyłane do mediów nie były oficjalne.
Te e-maile zostały wysłane przez naszego pracownika bez autoryzacji, za co przepraszamy SomeIndieGames i 9 (!) innych mediów, do których wysłał tę propozycję. Pracownik stanie w obliczu surowych konsekwencji, ponieważ jest to absolutnie nie do przyjęcia – tak brzmi odpowiedź G2A.
These e-mails were sent by our employee without authorization, for which we apologize to @SomeIndieGames and the 9 (!) other media outlets he sent this proposal to. He will face strict consequences, as this is absolutely unacceptable.
— G2A.COM (@G2A_com) 8 lipca 2019
Maciej Kuc, szefa działu komunikacji w firmie G2A, dodaje na łamach serwisu PCGamesN, który poprosił o komentarz w tej sprawie:
To jest coś, co nie miało prawa się zdarzyć, musiało być zrobione bez autoryzacji i w żaden sposób nie mieściło się w zakresie naszych działań. Jestem jedyną osobą upoważnioną do rozmowy z mediami w imieniu firmy. Wspomniana sugestia jest absolutnie niedopuszczalna i jeśli okaże się, że jest prawdziwa, zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje.
Tweet z odpowiedzią G2A doczekał się lawiny komentarzy i jak możemy zobaczyć, wielu internautów nie kupuje takiego tłumaczenia firmy. Dlaczego? Niektórym osobom wydaje się po prostu niemożliwe, by zwykły pracownik ryzykował utratę stanowiska i poważne konsekwencje prawne, by bronić wizerunku swojego pracodawcy. – To nie może być poważna odpowiedź. Nawet jeśli to prawda, lepiej byłoby, gdybyście zachowali ją dla siebie i po prostu przeprosili – pisze jeden z komentatorów.
Ciężko jednak uwierzyć, że tak duża firma, która ma naprawdę sporo do stracenia, mogłaby świadomie i oficjalnie wysyłać do mediów wspomniane maile. Ryzyko, że ktoś udostępni nietypową prośbę w sieci, było przecież ogromne i prawdopodobne.
Firma G2A w jednym z kolejnych wpisów przyznała, odnośnie płatnych sugestii za tekst: Po raz pierwszy możemy się zgodzić – to było całkowicie głupie i złe na wielu poziomach.
For once, we can agree – this was utterly stupid and wrong on many levels: https://t.co/aZa4vNLf40
— G2A.COM (@G2A_com) 8 lipca 2019
Sądzicie, że to było świadome działanie firmy, czy niezależna inicjatywa jednego z pracowników?