Elden Ring ma next-genowy problem, ale i tak będzie moją grą roku
Elden Ring to gra przez wielu wyczekiwana jak GTA VI lub The Elder Scrolls VI. Nowe dzieło From Software, w odróżnieniu od obu wspomnianych produkcji-duchów, trafi na rynek już niebawem i choć jeszcze w nie nie grałem, nie widzę na horyzoncie innego potencjalnego kandydata na moją grę roku. Nie ma mocnego na Hidetakę Miyazakiego.
Zanim ktoś rzuci się na mnie z widłami, wspomnę tylko, że ten rok będzie przebogaty pod względem premier i na pewno znajdą się gry tak samo dobre lub nawet lepsze od tytułu From Software, jak chociażby The Legend of Zelda Breath of the Wild 2. Dla mnie jednak zwycięzca najpewniej będzie jeden i nie przewiduję remisów.
Elden Ring to jedyny pewniak na mojej liście premier
Do chwili premiery Cyberpunka 2077 zwykłem mówić, że są takie studia, którym nie da się nie ufać: CD Projekt RED, Naughty Dog, Rockstar Games i właśnie From Software. Jeśli miałbym zrobić porządek na tej liście, zostałoby na niej chyba tylko japońskie studio będące polem manewru słynnego reżysera Hidetaki Miyazakiego – From Software po prostu rzadko kiedy zawodzi.
Do samego Starszego Pierścienia podchodziłem na początku nieco sceptycznie. Po zapowiedzi pojawiła się wielka cisza zwiastująca możliwe kłopoty projektu i wtem… BUM – pokaz rozgrywki na Summer Game Fest. Drugie BUM – testy sieciowe chwilę później. Wrażenia testerów? Skrajnie pozytywne. W sieci dało się nawet wyczytać opinie graczy sugerujących, że testowa wersja Elden Ring to najlepsza “gra” 2021 roku. A poprzedni rok wcale nie był zły pod względem premier.
Pomijając opinie innych graczy, przyznam, że nowa produkcja From Software brzmi na papierze jak gra moich marzeń. To pozycja soulslike z otwartym światem, za którą odpowiadają matki i ojcowie gatunku. Dodatkowo tytuł ten czerpie ze wszystkich gier studia. Model walki przypomina tempem ten z Bloodborne, system poruszania się pozwala na mobilność jak z Sekiro, mroczny świat i historia wyglądają niemal jak z Dark Souls, a i nie zabrakło małej nutki urokliwej toporności jak z Demon’s Souls. Ta gra zapowiada się na prawdziwą ucztę dla fanów gatunku.
Soulslike ostateczny vs. sequel dość bezpieczny
Co ważne, Elden Ring w tym całym swoim czerpaniu z poprzednich gier From Software wciąż zdaje się być produkcją bardzo świeżą. Mamy tu otwarty świat, nowe uniwersum i niespotykane wcześniej w gatunku rozwiązania w rozgrywce, jak na przykład wierny rumak protagonistki/ty. Patrząc na ER nie widzę “kolejnych soulsów” tylko sporą i przy tym naturalną ewolucję gatunku. Widząc pierwszą zapowiedź gry właśnie tego od niej oczekiwałem – swoistego podsumowania poprzednich dzieł From Software w jednej superproduckji. Niestety, tytuł ten nie powala oprawą, a nawet rzekłbym, że wygląda dość przeciętnie – to sztandarowy problem wszystkich gier From Software. Może z wyjątkiem Bloodborne, które do dziś dobrze się trzyma.
Co innego kiedy patrzę na, dajmy na to, God of War Ragnarok. Nadchodzące dzieło Santa Monica Studio to moloch z wielkim budżetem i protagonistą będącym jedną z twarzy PlayStation od lat. Ale cóż z tego, skoro już zwiastun pokazuje, że to będzie “tylko” kontynuacja? Nowe bronie, lokacje, może świeża mechanika i oczywiście epickie zwieńczenie nordyckiej historii Kratosa. Na pewno będę bawił się przynajmniej bardzo dobrze, w końcu uwielbiałem poprzednie GoW. I choć mam pewność, że będzie to dla mnie świetna przygoda, nie potrafię się nią specjalnie ekscytować. Nie mam oczywiście niczego za złe twórcom Ragnarok. To nie ich wina, że ich nowe dzieło mnie nie grzeje – z pewnością wkładają w ten projekt masę serca i jestem prawie pewny, że wyjdzie z tego fantastyczna gra.
Tak naprawdę podobnie blado pod względem mojego “hajpu” w porównaniu do Elden Ring wypada każda premiera bieżącego roku. Na wiele gier czekam, ale żadna mnie autentycznie nie ekscytuje. Może to już po prostu znudzenie blockbusterowymi produkcjami. Cóż, mi to nie przeszkadza. Wolę spędzić dziesiątki godzin z wyglądającym jak gra z 2017 roku Elden Ring niż czekać miesiącami z wypiekami na twarzy na coś, co koniec końców prawdopodobnie niczym mnie nie zaskoczy.