Dying Light: The Following. Sprawdzamy dodatek przed premierą
Mieliśmy okazję zapoznać się z rozszerzeniem do Dying Light. Czy dodanie pojazdu zmienia rozgrywkę na plus?
Techland udostępnił nam fragment Dying Light: The Following, dzięki czemu mogliśmy sprawdzić kilka pierwszych misji fabularnych oraz zapoznać się z nowym terenem i mechanikami rozgrywki. Dodatek zapowiada się interesująco, zwłaszcza, że producent zdecydował się na kilka istotnych zmian. Po spędzeniu poza Harran około 2 godzin, już wiem czy zaryzykuję zakup The Following.
Często pod naszymi wiadomościami o The Following pada pytanie, czy dodatek ten wymaga podstawowej wersji Dying Light do działania. Otóż na wstępnie zaznaczam – tak, pełna wersja Dying Light jest potrzebna do uruchomienia rozszerzenia. The Following będziecie mogli kupić od 9 lutego na PC, PS4 lub XOne za około 70 złotych lub jeśli wcześniej zaopatrzyliście się w przepustkę sezonową, będzie do pobrania w dniu debiutu na liście dostępnych dla was DLC. Tyle jeśli chodzi o formalności.
Nadzieja w fabule
W The Following ponownie wcielamy się w Kyle’a Krane’a. Dostaje on cynk o mieszkańcach terenów poza Harran, którzy podobno są odporni na działanie wirusa zamieniającego ludzi w zombie. Zaczyna się więc mocno tradycyjnie jak to w grach o zombie bywa, ale wraz z kolejnymi zadaniami, robi się jednak coraz ciekawiej. Otóż okazuje się, że antidotum na zarazę ma być… wiara. Pierwsze napotkane osoby nie są jednak chętne do wyjawienia tajemnicy. Krane dowiaduje się jedynie, że za odpornością na wirusa stoi Matka. Kim ona jest? Cóż, to właśnie tego będziemy musieli się dowiedzieć. Mieszkańcy, których poznaje Krane, mają ją za bóstwo, więc w całej okolicy nietrudno znaleźć różnego rodzaju ołtarze i małe miejsca kultu. Opowieść zaczyna wciągać.
Wygląda na to, że Krane tak łatwo nie dowie się, co tak naprawdę się dzieje, bo aby odkryć prawdę, musi zdobyć uznanie wśród wyznawców Matki – jak nietrudno się domyślić, wykonując dla nich różne zadania. Nasz protagonista jest jednak mocno sceptyczny i chce na własne oczy przekonać się, czy nie jest robiony w konia. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że i tak innej alternatywy nie ma w walce z wirusem, postanawia sprawdzić ten dość absurdalny trop. Po zapoznaniu się z testową wersją rozszerzenia, jestem pozytywnie nastawiony do fabularnej części The Following. Początek jest więc niezły i mam nadzieję, że dalej będzie jeszcze lepiej. Liczę też na to, że producent wyzbył się przewidywalnych schematów fabularnych i w pełnej wersji nie będzie przeciągać na siłę głównego wątku historii, tak jak to miało miejsce w podstawce.
Ogromna mapa
Świetne wrażenie zrobił na mnie teren, który możemy eksplorować w dodatku. Na samym początku Krane wydostaje się z Harran kanałami, a następnie przedzierając się przez góry dociera na szczyt. Stamtąd widać przepiękną okolicę nowych działań. Techland zapewnia, że obszar który udostępni w The Following jest większy od tego z podstawowej wersji. Jakby przeliczyć to na metry kwadratowe, to tak zapewne jest. Natomiast musicie mieć na uwadze, że jest to bardzo płaski teren, dużo tutaj pól, dróg, lasów i pojedynczych gospodarstw, bowiem całość dzieje się poza miastem. Oczywiście nie brakuje małych ludzkich enklaw, ale ściśniętych fawel czy opuszczonego centrum miasta tutaj nie zastaniecie. Ma to swoje dobre i złe strony.
Przede wszystkim czuć mocny powiew świeżości i widać, że twórcy chcieli zaoferować graczom coś nowego. To akurat należy pochwalić, bowiem stworzenie kolejnej części miasta Harran, nie byłoby już tak ekscytujące. Ponadto zmiana terenu została też spowodowana wprowadzeniem buggy, o czym za chwilę. Nieco mniej z nowego terenu mogą być zadowoleni ci, którzy lubią skakać po dachach i czerpać maksymalną frajdę z genialnego systemu parkour, który stworzył Techland. Tutaj skakania z jednego budynku na drugi jest zdecydowanie mniej.
Buggy zmienia rozgrywkę
Od dawna było wiadomo, że dodanie pojazdu do Dying Light będzie mocnym punktem rozszerzenia. Tak też się stało. Po testach śmiało mogę stwierdzić, że buggy zmienia rozgrywkę i ogólnie sposób, w jaki podchodzimy do gry. Pojazd dostajemy praktycznie po pierwszych kilkunastu minutach, co akurat jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nie wyobrażam sobie przemierzać nowej mapy na piechotę, po pierwsze ze względu na jej wielkość, a po drugie mało w niej miejsc, gdzie można się schować. Rozległe pola dla samotnego Krane’a stanowią spore zagrożenie. Natomiast jak już dosiądziemy czterech kółek, zombie stają się bezradne niczym Szpilka w walce z Wilderem. Rozjeżdżanie nieumarłych daje mnóstwo radochy. Buggy można modyfikować zwiększając jego przyczepność i prędkość, czy dodając kolce lub efektowne malowania. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z wydanym w zeszłym roku Mad Maxem, co akurat należy zaliczyć na plus.
Od strony graficznej i dźwiękowej niewiele się zmieniło, a ponadto aby ocenić grę pod tym względem, potrzebna będzie pełna wersja. Możecie być jednak pewni, że z naszej strony i na to przyjdzie czas w okolicach premiery dodatku.
Warto czekać na dodatek?
Dying Light: The Following zapowiada się na porządne rozszerzenie. Może do końca nie zaspokoić parkourowców, ale to w zasadzie jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić po pierwszym kontakcie z dodatkiem. Na plus należy zaliczyć przede wszystkim to, że Techland nie boi się eksperymentować, przez co wydatek 70 złotych na The Following ostatecznie powinien się opłacić.