Cztery najbardziej znienawidzone serie gier. Dlaczego padł na nie hejt?

Cztery najbardziej znienawidzone serie gier. Dlaczego padł na nie hejt?
Publicystyka

Twórcy popularnych serii gier są przekonani, że ich dzieło mimo nietrafionych rozwiązań, rozejdzie się po świecie jak Covid. Cóż, mają rację, ale w niektórych przypadkach mocno przesadzili.

Niektóre gry sprzedawane są po trupach w dość oczywisty sposób – wykorzystuje się naiwność i miłość graczy do danej serii. Często bowiem, wydajemy pieniądze na grę w dziwnym przeświadczeniu, że tym razem będzie lepiej. I tak w kółko, aż do usr… aż przejrzymy na oczy!

W branży gier są jednak specjaliści, którzy od lat mamią swoimi obietnicami. Pewnie wiecie o kim mowa: EA, Activision i Ubisoft. Firmy te zaliczyły wiele wzlotów i chyba więcej upadków, a mimo to zarabiały i wciąż zarabiają grube miliony dolarów na seriach gier zhejtowanych do granic ludzkiej wyobraźni. Oto one…

Seria Star Wars: Battlefront

Reboot Star Wars Battlefront zaczął się z wysokiego C. Potyczki w kosmosie i na lądzie, znajome miejscówki i bohaterowie – fani mogli poczuć się jak w gwiezdnym niebie. Niestety zauroczenie grą nie trwało wiecznie. Multiplayer z czasem stawał się nużący, jakby rozpisany na jedno kopyto. Brakowało również klasycznej kampanii, która mogłaby wybronić wysoką cenę gry.

EA obiecało graczom poprawę w kolejnej odsłonie. Po części słowa dotrzymali. Przygotowali tryb dla jednego gracza, rozbudowali pomysły w trybie multi, ale nie w taki sposób, jaki mogłyby się spodobać graczom. Fabularna kampania była krótka i mało interesująca (choć potencjał był wielki, by przedstawić historię z perspektywy Imperium). Czarę goryczy przelała chciwość producenta – w trybie sieciowym wprowadzili agresywne mikrotransakcje, które ułatwiały rozgrywkę. Mało komu przypadł do gustu system pay-to-win, toteż skończyło się falą hejtu.

Seria Call of Duty

Call of Duty to jedna z najdłużej żyjących marek w branży; do dziś powstało ponad 20 części. Ale to nie jedyna jej cecha. Karierę wojennego FPS-a można zobrazować hiperbolą z jedną wartością, a mianowicie hejtu. Do czasu premiery Modern Warfare 2 wszystko układało się świetnie. Piekielnie wciągające historie, przełomowe tryby sieciowe. Gry na swój sposób idealne w swoim gatunku, ale w pewnym momencie zostały pozbawione duszy.

Activision zaczął kombinować z futuryzmem, cyberpunkiem. A gracze woleli strzelać do ludzi niż robotów. Kolejnym grzechem było kopiowanie mechanik gry z poprzednich części i od konkurencji – bieganie po ścianach, używanie jetpacka (zerżnięte z Titanfall). Powtarzalność była widoczna choćby w oprawie graficznej, która bardzo długo utrzymywała się na tym samym poziomie.

Większość nowych Call of Duty była w niezbyt dobrym położeniu, bo mierzyła się z wielkim sukcesem Modern Warfare, ale zauważalny był spadek jakości w każdej płaszczyźnie, a szczególnie pod kątem trybu fabularnego. Marne scenariusze maskowano hollywoodzkimi aktorami. Tryb multi także oberwał szrapnelem. Przykładowo COD: Ghost, który miał “dziadowskie” mapy, czy też kiepską optymalizację. A nade wszystko nienawiść do serii spowodowały wszędobylskie DLC i kosmetyczne dodatki grubo przewyższające cenę gry. Możliwe, że Activision specjalnie powycinał je z podstawki, by móc dodatkowo zarobić na graczach.

Seria COD dźwignęła się z kolan dzięki rebootowi Modern Warfare i Warzone. Aczkolwiek przed producentem kolejna odsłona i kolejny sprawdzian. Już niedługo przekonamy się, czym jest Cold War.

Seria Assassin’s Creed

Do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiły na mnie dwie pierwsze części Assassin’s Creed. Te światy, bohaterowie, i historie… kompletnie coś nowego. Aż nie chce się wierzyć, co Ubisoft zrobił z tak oryginalnym i niepowtarzalnym uniwersum. Zamiast trzymać się ścieżki tajemniczego asasyna wstąpili na drogę transgenicznego bohatera bez własnej tożsamości. Ale nie to jest najgorsze…

Od czasu Origin i Odyssey zaczęli eksperymentować z gatunkiem RPG, który na tę chwilę stał się hipergeneryczny w obrębie własnego uniwersum. Powtarzalność, mikrotransakcje i grind w najgorszym wydaniu. Dodajmy do tego nudne misje, bezpłciowych NPC-ów, mało satysfakcjonujący system walki, dialogi pisane na kolanie. Powiedziałbym, że dzisiejszy AC istnieje na rynku tylko dzięki świetnie przedstawionej wizji świata i eksploracji pięknych krajobrazów. Wygląda to tak, jakby deweloperzy za wszelką cenę chcieli zrobić swojego “Wiedźmina”, ale robią to trochę nieudolnie.

Czy to samo spotka najnowszą Valhallę? Prawdopodobnie będzie to kolejny zryw na kasę fanów. Aczkolwiek wierzę, że obiecywane zmiany w rozgrywce i przede wszystkim intrygujący czas i miejsce akcji podciągną jakość gry. Powinno to zadowolić fanów poprzednich dwóch części, ale nie wiem czy wystarczy, by spełnić marzenia fanów wychowanych na pierwszych grach. Niektórym może zabraknąć podstaw zabawy w asasyna, czyli skakania po dachach, zabijania ukrytym sztyletem, czy wtapiania się w tłum tuż po udanym zabójstwie.

Seria FIFA

FIFA w zestawieniu najbardziej znienawidzonych serii gier? Oj, EA to mogłoby udzielać korepetycji z tego, jak zniechęcać do siebie fanów i jednocześnie zarabiać na ich nienawiści. Myślę, że Elektronicy nawet specjalnie robią sobie złą reklamę, żeby zrobić wokół swojej gry szum.

Wystarczy spojrzeć na FIFA 21 – reklamy dla dzieci namawiające do zakupu punktów, “innowacyjna” okładka gry, sklejona niczym na Instagram Stories. Jednak już od wcześniejszych części zaczął się hejt z powodu niesłusznego banowania graczy i afer z loot-boxami. A to zaledwie fragment telenoweli, w której główną rolę przejmuje FIFA i jej zawartość.

Co roku na świat wychodzi nowa odsłona serii, i jak co roku EA musi mierzyć się z krytyką graczy. I nie jest ona podawana na wyrost, bowiem zarzuty są jak najbardziej słuszne. Ostatni raz zauważalny skok w oprawie graficznej zanotowano w 2017 po wprowadzeniu silnika Frostbite.

Inna sprawa to mechanika gry, która we wcześniejszych edycjach była mocno kontrowersyjna. Do najpoważniejszych zarzutów można zaliczyć: skopaną sztuczną inteligencję, mnóstwo bugów, zbyt dużą liczbę wartościowych kart w trybie FUT, błędy w podstawach gry w obszarze tricków, podań, strzałów… Jest tego bardzo dużo, co ma swoje odzwierciedlenie w recenzjach użytkowników np. na portalu Metacritics (np. FIFA 20 – 1.2/10, FIFA 19 – 2.3/10).

Ale hej, i tak miliony graczy za każdym razem kupuje grę FIFA na premierę. No właśnie, w czym tkwi sekret EA? To chyba zbyt oczywiste, ale i tak napiszę. Największy problem to praktycznie zerowa konkurencja. Jedyne ataki, które twórcy muszą odpierać, to nieśmiałe podjazdy Pro Evolution Soccer. Choć w niektórych aspektach jest nawet lepsza od serii FIFA, to niestety nie oferuje tyle samo. Ponadto ma charakter symulacyjny, więc nieco trudniejszy w opanowaniu niż zręcznościowa FIFA. Fani wirtualnej piłki nożnej nie mają więc wyboru. Kupują grę, której w jakimś stopniu nie lubią, bo po prostu muszą w coś grać.

Wspomniana wyżej zasada tyczy się tak naprawdę każdej wymienionej gry z listy, gdyż są w swoim gatunku unikalne, ale również nie idealne. Kupujemy więc gry znienawidzone w imię mniejszego zła, prawda? Osobiście zastosowałbym w takich przypadkach system moralny Geralta, który jasno określa, że zło z definicji jest złem i w momencie wyboru nie powinniśmy w ogóle wybierać. Choć nawet on czasem popełniał błędy, tak jak i gracze.

Grzegorz Rosa
O autorze

Grzegorz Rosa

Redaktor
Ekspert w dziedzinie "kombinatoryki" w grach i zarazem człowiek, który wybrał drogę antagonisty. Nie boi się pisać treści niewygodnych dla innych. Specjalizuje się w publicystyce wszelakiej, krytykowaniu słabych gier, filmów, a nawet ludzi. Jako jedyny na świecie grał już w Wiedźmina 4...
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie