Recenzja Horizon Zero Dawn. Narodziny nowej wielkiej marki
Recenowana na: Polecamy!
Zamiast pójść dobrze znaną ścieżką, studio odpowiedzialne za serię Killzone tworzy nowe IP. Dzięki temu posiadacze PlayStation 4 dostali pod kilkoma względami tytuł wybitny. Nie zabrakło jednak wpadek.
Nie należę do tych osób, które dały się porwać przed premierą hype’owi na Horizon Zero Dawn. Owszem, przyglądałem się materiałom promocyjnym, głównie z dziennikarskiego obowiązku, ale sam klimat produkcji nie do końca mnie przekonywał. Tym bardziej, że wiedziałem, iż gra pochodzi od Guerrilla Games – twórców serii Killzone, której fanem nie jestem. W Horizon Zero Dawn widziałem pewne naleciałości z poprzednich gier studia, zwłaszcza jeśli chodzi o stylistykę. Niedawno przekonałem się jednak, że moje podejście było niesłuszne. Tegoroczna premiera Horizon Zero Dawn to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka spotkała posiadaczy PlayStation 4 w tym roku. Nie wróżę drugiego tak udanego i przede wszystkim poznawczo ciekawego debiutu. Oczywiście chciałbym się mylić, ale po co, skoro jest Horizon?
W Horizon Zero Dawn gracz wciela się w postać młodej rudowłosej wojowniczki Aloy. To nie jest typowa bohaterka gier akcji, nie emanuje seksapilem i wielkim biustem, do czego przyzwyczaiły protagonistki takich serii gier jak Tomb Raider, Bayonetta czy Mirror’s Edge. Dobrze jest w końcu pokierować w grze kimś, kto na pierwszy rzut oka nie kojarzy się z gwiazdą filmów dla dorosłych. Aloy nie brakuje pazura i ciętej riposty. Potrafi szczerze mówić o swoich uczuciach i nie boi się komentować zastanej rzeczywistości, nawet w towarzystwie samego Króla Słońce Avada, któremu potrafi zarzucić wykorzystywanie do niecnych celów wojowniczki o imieniu Ersa.
Aloy można jednak usprawiedliwić opryskliwe zachowanie. Dziewczynę poznajemy jako wyrzutka, którego nie chciało zaakceptować plemię Nora. Jej jedynym opiekunem jest tajemniczy Rost. To samotnik, którego przeszłość dla dziewczyny nie jest znana. Na szczęście Rost nauczył Aloy walki – umiejętności wojowniczki w połączeniu z determinacją dały świetny efekt. Aloy jak mało kto potrafi posługiwać się łukiem oraz włócznią.
Niestety nasza protagonistka nie zna odpowiedzi na kilka bardzo ważnych pytań. Kim byli jej rodzice? Dlaczego została wygnana z plemienia zaraz po narodzinach? W końcu, dlaczego świat, w którym żyje, został opanowany przez maszyny? Drogi Graczu, przed Tobą około 30 godzin świetnej zabawy, w trakcie których poznasz odpowiedzi na te pytania. Nudzić się nie będziesz, przynajmniej przez większość czasu.
Bardziej action czy RPG?
Akcja Horizon Zero Dawn rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Wiemy jedynie tyle, że światem rządzą maszyny, a ludzie zamieszkują małe osady, tocząc plemienny żywot. Na swojej drodze spotykamy mniej i bardziej interesujące postacie. Oczywiście te związane z główną osią fabularną potrafią zaciekawić. Wspomniany wcześniej Rost, czy poszukujący siostry Erend, bez wątpienia należą właśnie do tej grupy. W pamięci zapadła mi również postać Sylensa, ale nie będę zdradzał zbyt wiele na jego temat. Po co psuć wam zabawę? Niemniej jednak, nie spodziewajcie się, że w Horizon Zero Dawn spotkacie tak wyraziste osobowości jak w Wiedźminie 3: Dziki Gon (hulaka Jaskier, gburowaty Zoltan czy jedna z najciekawszych postaci w grze – Pan Lusterko). Trochę szkoda. To samo tyczy się fabuły – owszem główny wątek jest interesujący, ale tak naprawdę zaczyna rozkręcać się dopiero po 10 godzinach, a prawdziwego tempa nabiera pod koniec zabawy. Aż chciałoby się więcej! Misje poboczne to typowe zapchajdziury. Może kilka okaże się ciekawszych, ale tak naprawdę są tylko po to, abyście zdobyli więcej doświadczenia w grze, pozwalającego skuteczniej walczyć z maszynami. Przykłady? Proszę bardzo. W misji “Nieprzygotowani” musimy wyruszyć na pomoc ludziom z karawany, którzy nie mogą odeprzeć ataku maszyn. W kolejnej o nazwie “W ślady swojej matki” musimy odszukać córkę Thoka Arianę. A w “Nagrodzie za zdrajcę” należy pomóc Uthidowi w odbieraniu fali najemników. Takich misji pobocznych znajdziemy w grze około 20. Te główne są rzecz jasna bardziej rozbudowane, ale jest ich prawie tyle samo co pobocznych. W Horizon Zero Dawn są również mniejsze Zadania – podobnie jak te poboczne, skupiają się na odnalezieniu przedmiotu, osoby lub zabicia kogoś/czegoś.
To jednak nie wszystko. Jak na RPG przystało, w Horizon Zero Dawn znajdziemy też pomniejsze zadania związane z udziałem w łowach czy odkrywaniem terenu lub Kotłów. Zwłaszcza dwa ostatnie powinny przypaść wam do gustu, ale nie ze względu na wciągającą historię. Otóż mapę terenu w Horizon Zero Dawn odkrywamy poprzez dominację maszyn o nazwie Żyrafy, które górują nawet nad średniej wielkości górami. Każdy Żyraf ma wytyczoną ścieżkę, którą podążą. Zadaniem gracza jest znalezienie miejsca na tej ścieżce, z którego może skoczyć na jego szyję, a potem wdrapać na głowę i go zdominować. Z Żyrafa rozpościera się imponujący widok na okolicę, warto więc na niego wskoczyć nie tylko po to, aby zobaczyć dalszą część mapy. Dominacja Żyrafów przypomina wspinanie się na wieże w Assassin’s Creed, ale ze względu na to, że maszyny te się poruszają, ich opanowanie nie należy do prostych – tak samo jak znalezienie dogodnego miejsca, z którego możemy na nie wskoczyć.
Wspominałem o Kotłach? To z kolei podziemia, które znacznie różnią się od naturalnego klimatu panującego na powierzchni. Kotły to tak naprawdę fabryki maszyn, często opuszczone lub tylko częściowo bronione przez maszyny. Dopóki jednak nie wejdziecie do jednego z nich, nie przekonacie się jak bardzo różnorodne pod względem zaprojektowania świata jest Horizon Zero Dawn. A nie tylko to powinno was zachęcić. Po dokładnym spenetrowaniu Kotła, Aloy może dominować nowe rodzaje maszyn.
Świat w Horizon Zero Dawno naprawdę imponuje. To jeden z najlepiej zaprojektowanych uniwersów, jakie dane mi było zobaczyć w grach. Niestety tylko pod względem wizualnym, bowiem fabuła nie należy do wybitnych. Zadania są dość sztampowe i brakuje im tego “czegoś”, co ma Wiedźmin 3: Dziki Gon. Co dokładnie? Pewnego pazura, nutki szaleństwa czy po prostu innowacyjności. Jeśli chodzi o produkcję polskiego studia, jednym tchem jestem w stanie wymienić przynajmniej kilka misji, nawet tych pobocznych, które zapadły mi w pamięci i pewnie długo z niej nie wylecą. Wątek Krwawego Barona, misje z Keirą czy zadanie o nazwie Kabaret. Długo by wymieniać. W Horizon Zero Dawn nie będziecie mieli moralnych dylematów, bo o ile twórcy dają możliwość poprowadzenia dialogów na kilka sposobów (zwykle trzy), to wasze wybory nie mają praktycznie żadnego wpływu na kształt misji oraz świata gry. W dodatku tych wyborów jest jak na lekarstwo. Z drugiej strony Horizon Zero Dawn nadrabia czymś innym, w czym Geralt Aloy nie podskoczy. Mowa o systemie walki.
Esencją walka
Najważniejszym elementem Horizon Zero Dawn jest walka z maszynami. To najlepiej zaprojektowany element produkcji od Guerrilla Games. Dawno w żadnej grze tak dobrze mi się nie walczyło z przeciwnikami jak w Horizon. Już śpieszę z wyjaśnieniami, dlaczego.
Aloy to urodzona łowczyni, która w grze bardzo szybko uczy się pokonywać największe maszyny. Chociaż do zmierzenia się z tymi najgroźniejszymi przyjdzie poczekać wam niemal do samego końca gry, to nawet walka z pomniejszymi daje wiele przyjemności. Zacznijmy od tego, że nasza rudowłosa wojownicza na początku rozgrywki zdobywa artefakt zwany Fokusem. To dysponujący technologią Przedwiecznych sprzęt zakładany na ucho, przypominający słuchawkę Bluetooth (tak, to ten gadżet, który był popularny kilka lat temu, a dzisiaj szczycą się nim w centrach handlowych i na bazarach “Janusze biznesu”). Fokus umożliwia wykrywanie skrzyń z przedmiotami, podświetla ślady postaci czy ścieżki patrolowe maszyn. Potrafi też skanować maszyny, dzięki czemu gracz otrzymuje pełne informacje o mocnych i słabych punktach przeciwnika. To ostatnie jest o tyle istotne, że bez wcześniejszego zeskanowania wroga i chwili zastanowienia nad taktyką, trudno nam będzie powalić większych przeciwników. Zwłaszcza na początku rozgrywki, kiedy Aloy nie ma dużego doświadczenia. Pierwsze kilka misji w grze to tak naprawdę uciekanie i omijanie nawet najsłabszych przeciwników. Dopiero w połowie rozgrywki nabieramy takich umiejętności, które pozwalają na bardziej otwartą walkę, bez konieczności stosowania taktyki za każdym razem. Aloy w grze powoli staje się legendarną i sławną łowczynią, nie dziwi więc to, że z maszynami zaczyna sobie radzić coraz lepiej i bez większego wysiłku. Jednak w Horizon Zero Dawn, przeciwnicy cały czas będą was zaskakiwać, bo nie jest tak, że od razu odkryjecie wszystkich.
Aloy do dyspozycji ma przede wszystkim trzy rodzaje broni: łuk, procę oraz wyrzutnię lin. Ta pierwsza występuje w grze w różnych postaciach – jeden łuk sprawdzi się lepiej na maszynach, drugi na ludziach. Podobnie z procą. Wyrzutnia lin pozwala z kolei na chwilę unieruchomić większego wroga.
Z reguły walka z przeciwnikami przebiega podobnym schematem. Powoli zbliżamy się do celu, skanujemy maszyny w celu poznania ich ścieżki, wybieramy broń, która zada im największe obrażenia (łuk może mieć na przykład płonące strzały – szczególnie przydatne w rozprawianiu się z latającymi Burzoptakami), a następnie chwilę zastanawiamy nad odpowiednim podejściem do przeciwnika. W Horizon Zero Dawn nie ma sensu rzucać się w środek gromady. Jeśli nie macie opanowanej szybkiej i sprawnej ucieczki, niemal od razu zginiecie, bo pasek zdrowia w grze lubi się szybko kurczyć. W sumie, w Horizon znajdziecie około 20 różnych maszyn, na które trzeba przygotować odmienną taktykę. Gromoszczęki mają ogromne działa i wyrzutnie dysków, Kłapaki przypominają aligatory, a swoimi wielkimi szczękami potrafią po ugryzieniu od razu wysłać Aloy na drugi świat, Czujki z kolei odpowiedzialne są głównie za alarmowanie stad i wykrywanie przeciwników. Jest też kilka rodzajów maszyn, które Aloy może dosiąść, dzięki czemu szybciej przetransportuje się z jednego końca świata na drugi. Chociaż warto wspomnieć, że w późniejszym etapie gry dostaniecie możliwość automatycznego transportu w punkty zapisu gry, pełniące funkcję ognisk.
Walka w grze daje naprawdę sporo frajdy. Na początku nie sądziłem, że takie podejście do rozgrywki będzie mi się podobać. Miałem obawy, że w grze element taktyczny zdominuję szybką walkę. Balans został jednak idealnie zrównoważony. Element planowania ataku tylko na początku gry zajmuje dłuższą chwilę, ale później, kiedy po raz kolejny widzicie znajomą grupkę wrogów, od razu wiecie jakiego ekwipunku użyć i niemal z automatu lawirujecie pomiędzy różnymi rodzajami strzał.
Jak to na RPG przystało, Aloy może zdobywać doświadczenie i rozwijać się na różne sposoby. W Horizon Zero Dawn twórcy postawili na drzewko umiejętności podzielone na trzy główne składowe: tropicielka, wojowniczka i karmicielka. To pierwsze pozwoli wam na sprawniejszą walkę z maszynami po cichu, rozwijając cechy wojowniczki będziecie lepsi w bezpośrednim starciu, a poświęcając punkty doświadczenia karmicielce, będziecie zdobywać więcej przedmiotów pozwalających na przykład na leczenie. Dla mnie trzy główne drzewka z jasno opisanymi umiejętnościami to idealna porcja, którą da się przyswoić niemal od razu. Ani nie czułem po tym nadmiernego obżarstwa, ani też nie głodu.
Najładniejsza gra na PlayStation 4
Horizon Zero Dawn pod względem oprawy wizualnej prezentuje się wyśmienicie. Oczywiście jedni powiedzą, że Uncharted 4: Kres Złodzieja wygląda nieco lepiej i dobrze. Mogą mieć takie zdanie, ale pamiętajcie, że przygody Nathana Drake’a to nie jest produkcja z otwartym światem. Horizon jest niezwykle bogate w detale, ma imponujący system zmiennej pogody, przez co w jednej chwili świeci słońce, w drugiej pada na was gęsty śnieg. Wszelkiego rodzaju rozbłyski, cienie, detale roślinności po prostu wgniatają w kanapę.
W grze zobaczycie ośnieżone górskie szczyty, wielkie dżungle i pustynie. Na tych ostatnich jak spotka was burza piaskowa, to aż sami z wrażenia zaczniecie przecierać oczy, jakby setki ziarenek właśnie wpadły wam do oka. Plemienne osady też mają swój klimat, ale najbardziej w pamięci zapada największe miasto w grze, czyli Południk. Nie jest tak rozbudowane jak duże miasta w Wiedźminie 3: Dziki Gon, ale ma wieże, z których rozpościera się zapierający dech widok na okolicę. Ponadto animacja jest bardzo płynna i trzyma stałe 30 klatek na sekundę w wersji na zwykłym PlayStation 4. Dobra, zdarzają się lekkie chrupnięcia, ale nie ma ich tyle, aby móc narzekać.
Muzyka też odpowiednio buduje napięcie, chociaż z drugiej strony w grze kuleje warstwa związana z polskim dubbingiem. Po raz kolejny miałem wrażenie, że aktorzy wcielający się w role, bardziej nadają się do użyczania głosu w bajkach dla dzieci niż w grze, w której PEGI jest powyżej 16 roku życia.
Niewiele brakowało
Horizon Zero Dawn to cholernie dobra gra, ale niestety nie idealna. Mocno żałuję, że Guerilla Games nie poświęciło więcej czasu na przygotowanie większej liczby ciekawszych postaci i bardziej wciągających misji. Wiem wiem, twórcy skupili się na walce, dzięki czemu gra pod względem mechaniki rozgrywki nie ma sobie równych. Mam jednak nadzieję, że w drugiej części – a głęboko wierzę, że ta jest już powoli tworzona – studio poważniej podejdzie do tematu historii.
Jeśli zatem szukacie produkcji, która zassie was jak tornado, nie ma w tej chwili lepszego wyboru na PlayStation 4 niż Horizon Zero Dawn. Wsiąkniecie totalnie. Przygotujcie się też przy okazji na to, że po zakończeniu gry, od kolejnych produkcji będziecie wymagać o wiele więcej pod względem oprawy wizualnej. Horizon Zero Dawn daje wielki popis możliwości sprzętu od Sony. Liczę na to, że nie ostatni w tej generacji.
PLUSY:
+ Ogromny i różnorodny świat do eksploracji
+ Dająca dużo frajdy walka z maszynami
+ Oszołamiająca grafika
+ Fabuła ma swoje mocne momenty
MINUSY:
– Misje poboczne mogłyby być ciekawsze
– Mało charyzmatyczne postacie (z wyjątkiem głównej bohaterki)
– Brakuje momentów w grze, które pod względem fabuły naprawdę się zapamięta
OCENA: 4/5
Recenzja Horizon Zero Dawno powstała w oparciu o wersję tytułu na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.