Recenzja gry Assassin's Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Recenzja gry Assassin’s Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Gra: Assassin's Creed: Shadows

Producent: Ubisoft

Recenowana na: PS5

Assassin’s Creed: Shadows nie jest złą grą, ale nie jest też grą świetną. Ubisoft gdzieś się pogubił i zapomniał, że gracze naprawdę nie chcą bezwartościowych zapychaczy na wielkiej mapie. Pewne rzeczy, które denerwowały absolutnie wszystkich, pojawiły się po raz kolejny. Niektóre faktycznie zostały ulepszone. Nowego to tu niewiele, ale jednak coś tam jest. Krótko mówiąc: bez szału.

Seria gier Assassin’s Creed od Ubisoftu pojawiła się w moim życiu stosunkowo dawno. Przygodę zaczynałem od drugiej odsłony, aczkolwiek kilka lat po jej premierze, grając wówczas jeszcze na Xboksie 360. Zakochałem się w klimacie, w historii i oczywiście w samym głównym bohaterze, czyli słynnym już Ezio Auditore da Firenze. Jak większość fanów tego cyklu, w 2018 roku gdzieś z tyłu mojej głowy zaczęły pojawiać się obawy.

O ile Assassin’s Creed: Origins to tak naprawdę moja ulubiona część ze wszystkich (Bayek zajmuje specjalne miejsce w moim sercu), o tyle doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że był to poniekąd zwiastun kierunku, w który zaczął wówczas zmierzać Ubisoft. W 2018 roku pojawiło się Assassin’s Creed: Odyssey, które można już chyba nazwać pełnoprawnym przynieś, wynieś, pozamiataj. Przynajmniej w kwestii otwartego świata. Uważam, że Valhalla nie była szczególnie zła, ale zdecydowanie utwierdziła wszystkich w przekonaniu, gdzie stoi teraz seria. Czyli właściwie nie wiadomo gdzie. Mirage miało być wielkim powrotem do korzeni, a ostatecznie nie zapamiętałem z niego zbyt wiele, bo po prostu mnie nie porwał.

No i wreszcie – na scenę wkracza to, na co gracze (przynajmniej według Ubisoftu) czekali od zawsze. Wreszcie mamy Assassin’s Creed w feudalnej Japonii. Dwójka bohaterów, zupełnie inne style walki, angażująca historia, otwarty świat i bóg wie, co jeszcze. To miał być hit, który zmieni przyszłość serii na lepsze. Ba, Shadows miało być wieloma rzeczami. A ostatecznie nie jest żadną z nich. Przynajmniej nie w pełni.

Czy Assassin’s Creed: Shadows to odgrzewany kotlet?

Zanim przejdę do szczegółów, zaznaczam, że grałem na normalnym poziomie trudności z domyślnymi pozostałymi ustawieniami, a także w tzw. trybie realistycznym. Jest to opcja, która automatycznie ustawia dźwięk na japoński, więc w grze pojawiają się japońskie oraz portugalskie dialogi, które mają zapewnić realistyczne doświadczenia dźwiękowe. Grałem też zarówno trochę z włączoną opcją gwarantowanego skrytobójstwa, jak i trochę bez niej. To samo zrobiłem z trybem eksploracji kierowanej.

Recenzja gry Assassin's Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Zacznijmy jednak od samego początku, czyli prologu. Zaskoczyło mnie to, że Yasuke nie widziałem przez dość długi czas i mogłem grać jedynie Naoe. Yasuke w prologu gramy znacznie krócej niż Naoe. Nie zmienia to jednak faktu, że było to naprawdę solidne wprowadzenie do gry. O ile w przypadku Odyssey prolog mnie nieco odepchnął (w sumie podobnie miałem w Valhalli) i sprawił, że moje podekscytowanie znacząco się zmniejszyło, o tyle tutaj już było zupełnie inaczej. Ten prolog miał po prostu sens.

W ogóle fabuła w Shadows nie jest zła. Nie jest też jakaś niesamowita, to w dzisiejszych czasach bardziej rzadkość aniżeli codzienność. Ale na pewno jest na plus. Zaznaczam jednak, że nie ma żadnej rewolucji ani ewolucji. Raczej nie wbije Was w fotel z siłą godną Yasuke, ale nie będzie też nudzić. Największym minusem jest tutaj to, że… gra jest bardzo przegadana. Jestem oczywiście w stanie zrozumieć sporadyczne przerywniki filmowe, które są dłuższe od innych na potrzeby fabuły, ale gdy właściwie każdy taki jest to trochę zaczyna się zamieniać w bardzo pasywne doświadczenie. Dużo rzeczy na pewno dałoby się spokojnie skrócić.

No, ale przynajmniej Japonia jest ładna. A właściwie to nawet przepiękna. Oprawa graficzna zachwyca, przynajmniej w wersji na PlayStation 5. Zacznie gorzej jest już z animacjami twarzy, które wyglądają, jakby były z poprzedniej dekady, i nie do końca wiem, dlaczego tak się stało. Bo o brak pieniędzy raczej nie chodzi.

Assassin’s Creed: Shadows – eksploracja i otwarty świat

Przynieś, wynieś, pozabijaj

Jeśli chodzi o tego odgrzewanego kotleta, to tak, Shadows jak najbardziej nim jest. Może nie w absolutnie każdym aspekcie, ale na pewno w przypadku tego, że Ubisoft dalej uparcie wsadza do gry rzeczy, których gracze nie chcą. Otwarty świat ponownie wydaje mi się za duży, a ilość zapychaczy momentami wręcz przeraża. I tak, naprawdę są zadania typu: zabij 10/25/100 bandytów w regionie X. Po co? Nie mam pojęcia. Tak naprawdę wszystko, co związane z fabułą, koncentruje się właściwie na samych skrytobójstwach. Trzeba dokonać skrytobójstwa jednego, drugiego, trzeciego i czwartego, a w międzyczasie zatęsknić za zadaniami, które miały głębię i od czasu do czasu wprowadzały powiew świeżości.

Posiedź, pomódl się, pomachaj kataną

Tak samo nie do końca rozumiem sens chramów. Czy raczej tego, że aby zdobyć punkt wiedzy (potrzebny do rozwijania umiejętności), musimy po prostu pobiegać po obszarze, stanąć pod każdym chramem, nacisnąć guzik i poczekać, aż Naoe się pomodli. Punkty wiedzy zdobywamy też w świątyniach, gdzie musimy znaleźć zagubione strony. Tyle że nie wiąże się to z żadnym lore’em. Strony są po prostu przedmiotami, które podnosimy. Nie ma nic do przeczytania, jest po prostu bieganie, szukanie i podnoszenie.

Aktywności pobocznych nie brakuje. Jest kuji-kiri. Wiecie, te takie wygibasy dłońmi. Ta aktywność dotyczy wyłącznie Naoe, która używa jej do medytacji oraz wspominania przeszłości, aby wzmocnić swoje skupienie na życiowych celach. W praktyce jest to minigra polegająca na wciskaniu przycisków w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim czasie. Towarzyszą temu bardzo ładne widoczki oraz konkretna estetyka i muzyka. Oprócz tego Naoe może w trakcie eksploracji od czasu do czasu coś namalować.

Yasuke zajmuje się natomiast łucznictwem konnym oraz kata. To drugie też polega na wciskaniu przycisków w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim czasie, ale znacznie bardziej mnie denerwowało.

Na sam koniec na temat eksploracji dodam, że pojawił się tutaj GPS. Naprawdę. Możemy włączyć sobie poszukiwanie drogi i polega to na tym, że rozwija się przed nami jakiś dziwny biały wąż i prowadzi nas dosłownie, idealnie do celu. Wiem, że brzmi to nieszczególnie dobrze, ale zapewniam Was, że raczej (niestety) podziękujecie. W Shadows jest cała masa terenów zalesionych, i to w dodatku tak bardzo, że ciężko się tam poruszać. Nie wspominając już o robieniu tego w nocy.

Assassin’s Creed: Shadows – walka i główni bohaterowie

Jeśli chodzi o walkę, nie mam jej nic wielkiego do zarzucenia. Walczy się przyjemnie, a moim głównym problemem był tak naprawdę fakt, że czasem gra zdawała się nie rozpoznawać wciskania przycisków. Przez to między innymi poświęciłem ponad godzinę na zabicie przeciwnika, który był ode mnie chyba ze 12 poziomów doświadczenia wyżej. Oczywiście, mogłem po prostu uciec, ale jestem trochę masochistą i moja duma mi na to nie pozwalała. Wszelkiego rodzaju pojedynki toczyłem jednak z chęcią, a finishery zarówno Naoe, jak i Yasuke wyglądają świetnie. Bardzo doceniam też to, że Ubisoft nie bał się pokazać brutalności. Mój samuraj wielokrotnie pozostawiał wrogów bez kończyn (czy też głów).

Mistrzostwo to menu (swoją drogą, tragiczne, ale o tym po reklamach), gdzie możemy rozwijać poszczególne drzewka talentów dotyczących broni czy też konkretnych stylów walki. Pomysł niczego sobie, ale z realizacją już trochę gorzej. Tu ponownie muszę bowiem ponarzekać na skrytobójstwa, które niektórych zabijają, a innych już nie. Jeśli gracie z wyłączoną opcją gwarantowanego skrytobójstwa, prawdopodobnie będziecie musieli sporo punktów wydać na to, żeby to skrytobójstwo takie właśnie było. Dodam też, że dla niektórych pewne umiejętności najprawdopodobniej okażą się zbyt wymyślne i nierealistyczne. I część z nich faktycznie tak właśnie wygląda. Są jednak takie, które bardzo mi się spodobały i używałem ich często.

Ninja z narzędziami

Jeśli chodzi o bohaterów, w Assassin’s Creed: Shadows mamy dość nietypowe duo. Dobra wiadomość jest jednak taka, że to duo tym razem nie zostało pozbawione charakteru czy oryginalności. Polubiłem zarówno Naoe, jak i Yasuke, chociaż kobieta-ninja na samym początku trochę mnie denerwowała. Z czasem jednak okazała się złożoną postacią z interesującą przeszłością, a także ciekawymi przemyśleniami.

Do opcji Naoe podczas walki należy katana, kusarigama oraz tantō. Oprócz tego może korzystać z narzędzi, jak chociażby kunai czy shurikeny. Naoe może również korzystać ze Wzroku Orła, który wycisza hałas i na ograniczony czas podświetla przeciwników na czerwono (oraz służących na pomarańczowo), a także przydatne elementy rozgrywki (na biało). Ta umiejętność zmniejsza jednak szybkość bohaterki.

Jednak najważniejszą kwestią w przypadku Naoe dla wielu będzie pewnie ukryte ostrze. Zła wiadomość jest taka, że wróciliśmy do punktu wyjścia. Skrytobójstwa wcale nimi nie są, przynajmniej na początku (i jeżeli gracie z domyślnymi ustawieniami). Aby skutecznie zabijać każdego przeciwnika ukrytym ostrzem, możemy ulepszać sprzęt oraz rozwijać talenty w menu Mistrzostwa.

Recenzja gry Assassin's Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Hulk w Japonii

Wiem, że z Yasuke wiąże się sporo kontrowersji. Dla mnie nie ma to za bardzo znaczenia. Historykiem nie jestem, wiem, że raczej czarnoskóry niewolnik nie zostałby samurajem w feudalnej Japonii, ale koniec końców mamy tutaj do czynienia z grą wideo. Wychodzę z założenia, że jeśli jest to dla kogoś element decydujący o tym, czy w daną grę zagra, czy też nie, jest to decyzja zależna od jego poglądów oraz upodobań. Komuś może się to nie podobać, innego może oburzyć, a jeszcze innego ucieszyć. Dla wielu nie jest to w ogóle ważne. Zamiast tego ważne jest dla mnie to, że Yasuke to, jakby tak to potocznie ująć, swój chłop, który czasem potrafił mnie nawet rozbawić i najzwyczajniej w świecie zyskał moją sympatię.

Podczas walki Yasuke posługuje się natomiast długą kataną, naginatą, kanabo, teppo i łukiem. W zamian za większą ilość broni, Yasuke nie może korzystać z żadnych narzędzi. Zaznaczę również, że walcząc jako Yasuke, bawiłem się świetnie. Nie było w tym oczywiście nic asasyńskiego, ale samuraj zdecydowanie przydawał się w niektórych sytuacjach. Może bowiem zadawać obrażenia obszarowe, uderzając kilku przeciwników jednocześnie, a także swoimi imponującymi barkami niszczyć różne przeszkody. Najciekawszą nowością jest chyba teppo. I bardzo potężną. Ja jednak postanowiłem być ostatecznie nudny i po wypróbowaniu wszystkich broni i tak głównie posługiwałem się kataną (w przypadku obu bohaterów).

Recenzja gry Assassin’s Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Asasyńska symbioza

Zgodnie z zapowiedziami, Yasuke kompletnie nie nadaje się do tego, co robi Naoe, zaś Naoe kompletnie nie nadaje się do tego, co robi Yasuke. No i cóż, ma to jak najbardziej sens. Gość rozmiarów Hulka nie potrafi wspiąć się na coś wyższego aniżeli płot czy próg skalny, a niektóre krzaki chowają się w samuraju zamiast samuraj w krzakach. Liny też pękają pod jego ciężarem, a podczas biegania zdarzyło mi się niezliczoną ilość razy przypadkiem rozwalić drzwi. Naoe natomiast to kwintesencja asasyńskości. Nawet wielkie zamki chronione przez multum strażników chylą przed nią czoła. Bohaterka jest w stanie zrobić naprawdę wiele (i naprawdę w ukryciu!). Jest szybka, zwinna, a jej kotwiczka na linie to istne zbawienie.

Recenzja gry Assassin's Creed: Shadows. Ubisoft znów gdzieś zabłądził

Interfejs? Animacje twarzy? Przepraszam, pomyłka

Matko kochana. Nie wiem, co tam się zadziało. Coś jednak na pewno poszło nie tak. Są elementy interfejsu, które zostały wykonane jak najbardziej poprawnie i nie da się im raczej niczego zarzucić. Tragicznie natomiast prezentują się menu zarządzania ekwipunkiem oraz postacią (czyli wspomniana wcześniej zakłada Mistrzostwa). Milion ikon, okienek i sześć różnych drzewek rozwoju dla każdej postaci. W środku podział na specjalizacje dotyczące umiejętności oraz bardziej ogólnych statystyk… Jak otworzyłem oba te menu po raz pierwszy, to musiałem trochę pomugrać oczami i upewnić się, że nie widzę podwójnie.

Po jakimś czasie przeglądanie tego wszystkiego zaczęło mnie po prostu męczyć. Dodatkowo w pewnym momencie gry zakładka ekwipunku zaczęła pokazywać mi, że czegoś tam jeszcze nie widziałem. Ikonka uparcie nie chce zniknąć (mimo że przejrzałem absolutnie wszystko).

No i te animacje twarzy. Nie wiem, czy Ubisoft po prostu lubi, jak postacie nie potrafią wyrażać emocji po ludzku. Czasem miałem wręcz wrażenie, że niektórzy NPC byli bardziej ekspresywni od głównych bohaterów. W niemalże każdym przypadku wyglądało to jednak słabo. Po prostu.

Assassin’s Creed: Shadows kryjówka i budowanie

Na plus. Zdecydowanie na plus. Choć nie jestem typem gracza, który przejmuje się powieszeniem obrazów na ścianach, samo zajmowanie się kryjówką, czyli taką naszą bazą wypadową, było bardzo przyjemne.

Ulepszanie konstrukcji zapewnia oczywiście dodatkowe funkcje, jak chociażby możliwość grawerowania broni w kuźni. Budowanie dzieje się na siatce, co znacznie wszystko ułatwia, a miłośnicy dekorowania na pewno będą się dobrze bawić. Dobra wiadomość jest też taka, że ci, którym absolutnie na tym nie zależy, nie muszą niczego takiego robić. Gra praktycznie w ogóle nie zmusza nas do spędzania czasu w kryjówce. No, chyba że mamy tam jakieś zadanie, ale zdarza się to naprawdę rzadko.

Assassin’s Creed: Shadows to Ghost bez Tsushimy

Gdybym miał na koniec jeszcze dodać pojedyncze rzeczy, które nigdzie za bardzo nie pasowały. Jest kwestia muzyki. O ile ogólnie oprawa audio jest dobra, oddaje klimat i przyjemnie się po prostu jej słucha… o tyle były momenty, że nie do końca wiedziałem, co się dzieje. Gdy pierwszy raz usłyszałem coś w rodzaju japońskiego rapu podczas epickiego starcia z ciężkim przeciwnikiem, pomyślałem sobie, że to jednorazowa sytuacja. Ale to jednak był po prostu wybór twórców. Zdarza się więc, że muzyka kompletnie nie pasuje do danej sceny.

Pojawiło się parę błędów w polskim tłumaczeniu napisów. Miałem też sytuację, kiedy gra podpowiadała mi, że mój cel znajduje się w północno-zachodniej części lokacji, a tak naprawdę znajdował się w południowo-zachodnim obszarze. Przez to wykorzystałem masę zwiadowców, aby go odnaleźć, a ostatecznie musiałem włączyć tryb eksploracji kierowanej. Zwiadowców rekrutujemy, aby ujawniali właśnie dokładne lokacje danych celów. Dodam, że dialogi bywały drewniane. Lub też nienaturalne.

Prawdopodobnie mógłbym kilka akapitów poświęcić też temu słynnemu hubowi Animusa, gdzie znajdziemy jakieś dziwaczne projekty, darmowe przepustki (serio, nie kłamię) i generalnie jakieś niestworzone rzeczy. Kompletnie się tym nie zainteresowałem, ale oczywiście to posprawdzałem. W dużym skrócie: mamy parę zadań, które regularnie się odświeżają i dotyczą rzeczy związanych z Animusem. Za ich wykonanie dostajemy fragmenty danych. Fragmenty danych odblokowują kolejne poziomy darmowych przepustek. A my dostajemy bonusy oraz elementy ekwipunku. Można to jednak całkowicie zignorować.

Podsumowując: Shadows to gra, która najprawdopodobniej zadowoli wielu fanów cyklu. Ja bawiłem się dobrze, ale jestem w stanie wypunktować minusy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy jest to po prostu średniak. Tych, którzy dotychczas byli niezdecydowani, czy też chcieli rozpocząć od tej odsłony swoją przygodę z Assassin’s Creed, najnowsza część raczej nie zachęci. A przynajmniej nie na tyle, żeby chcieć więcej. Ci, którzy grali w Ghost of Tsushima, zapewne zapamiętają Shadows jako wersję basic, aniżeli premium. Gra się przyjemnie, jest na co patrzeć, ale niewiele się tutaj zmieniło.

Assassin's Creed: Shadows

Nie jest to Ghost of Tsushima, ale nie jest to też jedna wielka tragedia

Shadows raczej spodoba się wielu fanom serii. Nie wszystkim. Ale tych z zewnątrz prawdopodobnie niczym za bardzo nie zadowoli.

3

Plusy:

  • feudalna Japonia zachwyca pięknymi widokami i świetnym klimatem
  • dobry prolog, który wreszcie nie odstrasza
  • całkiem niezła historia, niekiedy zaskakująca czy nawet wzruszająca
  • dwójka głównych bohaterów, którzy mają charakter, a nie są jedynie ruszającymi się twarzami
  • walka jest dobra i wciągająca (zarówno jako Naoe, jak i Yasuke), a przeciwnicy nie są już aż tak głupi
  • kotwiczka na linie była naprawdę świetnym pomysłem
  • zarządzanie kryjówką

Minusy:

  • muzyka czasem kompletnie nie pasowała do sytuacji
  • momentami drewniane dialogi i generalnie bardzo (za) dużo gadania
  • sporadyczne błędy w polskim tłumaczeniu
  • animacje twarzy jak sprzed dekady
  • zdecydowanie za dużo powtarzalnych zadań typu "zabij 100 bandytów"
  • zdecydowanie za mało angażujących zadań pobocznych
Wincenty Wawrzyniak
O autorze

Wincenty Wawrzyniak

Redaktor
Specjalista od Groznawstwa, który nie stroni od swoich ulubionych tytułów. Rzadko się do tego przyznaje, ale ma prawie 2000 godzin na liczniku w Path of Exile. Pozostałe dwa tytuły w jego świętej trójcy to Assassin’s Creed: Origins oraz Final Fantasy XV. Miłośnik RPG i hack’n’slash, dla którego najważniejsza jest dobra historia, a ściany tekstu są plusem. Po godzinach pisze do szuflady, pije niepokojąco duże ilości kawy i często wraca do swoich ulubionych seriali (o Hannibalu prawdopodobnie gadałby nawet w trumnie).
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie