Newsweek atakuje polskie This War of Mine. Co na to gracze?

Newsweek atakuje polskie This War of Mine. Co na to gracze?
Newsy PC
this war of mineArtykuł w popularnym tygodniu jasno sugeruje, że 11bit studios zarobiło na ludzkiej krzywdzie. Obraz branży gier po raz kolejny został zakrzywiony przez media.
W najnowszym numerze tygodnika Newsweek można znaleźć artykuł Jak zarobić na wojnie, autorstwa Marka Rabija. Redaktor przedstawia w nim produkcję polskiego studia w mocno negatywnym świetle. Sporo tam stereotypów na temat gier oraz stwierdzeń, że to tylko gra, która nie oddaje wcale realiów wojny. W tekście znalazła się nawet wypowiedź jednego z generałów, który przytakuje autorowi artykułu. Dalej autor twierdzi, że tak jak w tytule, This War of Mine po prostu jest produkcją która zarabia na wojnie. Pytanie tylko, która produkcja nie zarabia i dlaczego nikt nie czepia się filmów, czy książek które pokazują wojnę i niełatwe wybory? Jakoś trudno było znaleźć recenzję chociażby Szeregowca Ryana, w której dziennikarz zastanawiał się nad tym twierdząc, że to zły film, bo Steven Spielberg zarabia pokazując wojnę. W związku z artykułem powstał w serwisie Zgranarodzina.edu.pl list otwarty do redakcji Newsweeka. Możecie go przeczytać poniżej, a więcej informacji na ten temat znaleźć tutaj. Co sądzicie o tej sprawie?

List otwarty w sprawie artykułu „Jak zarobić na wojnie”

(Newsweek Polska 2014 49/14)

Pierwsza gra od czasów Wiedźmina, która okazała się światowym sukcesem i zarabia miliony. Kurs 11bit studios poszybował o 400%. Zarobili na wojnie. Czy tak można? Czy to moralne? Taki obraz gry „This War of Mine” w najnowszym Newsweeku zaprezentował Pan Marek Rabij. Tak, nikt nie produkuje gier w celach charytatywnych, jest to biznes jak każdy inny. Jestem jednak zdziwiona jawną agresją autora w stosunku do jego rozmówców, twórców gry. Pan Rabij kreuje się na obrońcę moralności, „prowokując” populistycznymi argumentami, aby obronić swoją tezę o tym, że „This War of Mine” propaguje znieczulicę i bestialskie zachowania. Dojrzałe media na całym świecie były w stanie zauważyć, że ze świecą szukać gry, która do tego stopnia byłaby w stanie oddać tragizm wojny ze strony prostych, pozbawionych środków do życia cywili. Oczywistym jest, że gra nie pozwoli odbiorcy w pełni poczuć się jak na wojnie. Tak, jak czytanie Hemingwaya i oglądanie „Szeregowca Ryana” nie zrobi z nas bohaterów wojennych. Dobrze jednak, że gry starają się przybliżyć ten nieznany wielu ludziom świat z niespotykaną dotąd dojrzałością. Niestety, zamiast wesprzeć tego typu starania i zauważyć bezprecedensowy ładunek emocjonalny i potencjał do pozytywnych dyskusji nad moralnością i ludzkim życiem, Pan Marek Rabij woli wyeksponować pod publikę fakt, że w grze wojennej nie brakuje przemocy. Oczywiście, że jej nie brakuje, w ekstremalnych warunkach ciężko o ugładzony i poetycki język, o kwieciste dialogi, kryształowe postacie i zapierającą dech w piersiach grafikę. Jednak nie tylko autor sprawia wrażenie osoby, która nie znając gry, wypowiada się na jej temat. Przykrym jest, że profesor Nęcki, którego wypowiedź cytuje autor, wypowiada się na temat gry, której najwyraźniej sam nie doświadczył. Jego tezie o „sprowadzaniu drugiego człowieka do źródła ewentualnych korzyści” przeczą dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy graczy, którzy oddawali w grze drogocenne zapasy potrzebującym, dzielili się z nimi jedzeniem, pomagali im bronić dzieci i naprawiać domy nie oczekując niczego w zamian. Graczy, którzy zamiast „pastwić się nad bezbronnym cywilem” gołymi rękoma bronili kobiet przed zakusami uzbrojonych żołnierzy. Tak, tego typu wybory w „This War of Mine” są codziennością. Czy opatrzyć niezbyt głęboką ranę koledze, z którym dzielimy schronienie, mimo że przed nami ostra zima i został nam jedynie jeden skrawek bandaża? Czy może udać się do pobliskiego szpitala i spróbować zamienić część naszych skromnych zapasów na leki? Mimo iż systemy ratingowe na całym świecie klasyfikują „This War of Mine” jako odpowiednią dla osób dojrzałych i pełnoletnich ze względu na tematykę i treści w niej zawarte, gra może stanowić doskonałą lekcję dla osób, którym „gra wojenna” kojarzy się z bezrefleksyjnym „tagowaniem” lub zabijaniem. To druga strona medalu, która niezwykle silnie działa na wyobraźnię odbiorcy. Gra zmusza do refleksji nad wojną każdego, kto podejmie wyzwanie jej przetrwania. Bez względu na wiek, płeć, czy kolor skóry. Bo wojna może dotknąć każdego w takim samym stopniu. Szanowny Panie Marku, szanowna Redakcjo, „This War of Mine” nie jest zwyczajną „grą o wojnie”. To nawet nie do końca strategia, chociaż jesteśmy w niej zmuszeni do przemyślanego dysponowania zasobami, tymi ludzkimi oraz materialnymi. To interaktywna opowieść o cywilach w czasie wojny i na każdego z nas będzie miała ona nieco inny wpływ, bo każdy opowie ją nieco inaczej. Nie uważam jednak, aby ktokolwiek z grających poczuł, że poradzi sobie w czasie wojny i że „teraz już wie, co oznacza wojna”, co sugeruje jeden z cytowanych przez autora rozmówców. Gra pozostaje grą. Pamiętajmy jednak, że granie nie jest synonimem bezrefleksyjnej rozrywki. Rozumiem potrzebę nośnych tytułów i leadów w gazecie. Jakoś trzeba przykuć uwagę czytelnika, który nie zagłębi się w artykuł, o ile nie będzie on wystarczająco kontrowersyjny. Jednak dlaczego ma to się odbywać kosztem rzetelności dziennikarskiej i wprowadzania czytającego w błąd? Czy aby na pewno tak chce kojarzyć się Newsweek Polska? Z poważaniem, Elżbieta Rydzewska
Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie