TOP 5 gier na pierwsze PlayStation. To one zrobiły ze mnie gracza
Kiedy sięgam pamięcią do czasów PSX-a, na myśl przychodzi mi przede wszystkim 5 tytułów. Nie sądziłem, że tak mocno zdefiniują mnie jako gracza i tym bardziej nie sądziłem, że po 25 latach będę w nie jeszcze grać. W nowej lepszej formie.
Każdy z Was zapewne ma w głowie własne “złote czasy gamingu“. Dla jednych będzie to Amiga lub Commodore 64, dla innych SNES, pozostali wymienią na przykład gry bardziej nowożytne. Mimo tego że początek mojego styku z gamingiem przypada na okres Pegasusa, to właśnie pierwsza konsola Sony wywarła na mnie największy wpływ. A wśród nich te pięć gier, które znajdziecie poniżej.
5. Tekken 3
Na początku trochę przewrotnie – tak naprawdę z Tekkenem zapoznaliśmy się przy okazji drugiej części za sprawą krążka Demo One, ale dopiero zakup pełnej trójki, pozwolił mi rozwinąć skrzydła w ulubionej bijatyce. Jak na tamte czasy grafika powalała na kolana, postacie poruszały się niezwykle płynnie i przy tym dosłownie każda z nich miała inny styl walki. Ja do tej pory wybieram Marshalla Lawa, wzorowanego rzecz jasna na Brucie Lee i dziękuję Namco, że nawet teraz w Tekkenie 7, feeling mojej ulubionej postaci nie został zmieniony.
4. Tony Hawk’s Pro Skater
THPS nie ma sobie równych pod wieloma względami – ta gra została tak świetnie zaprojektowana, i to w 1999 roku, że nawet dziś za sprawą remake’u nie widać, że ma 23 lata na karku. Czesanie trików to czysta przyjemność. Zadania? Niby proste. Zbierasz kasety VHS, zdobywasz określoną liczbę punktów, szukasz ukrytych taśm, czy grindujesz po szkolnych stołach. Oczywiście, THPS by się nie wybił w końcówce lat 90., gdyby nie rozkwit i moda na deskę i szerokie spodnie, ale… Ta gra po prostu miała niepowtarzalny klimat z kilku powodów. Po pierwsze genialna muzyka takich kapel jak The Suicide Machines czy Goldfinger (“Superman” właśnie leci w moich głośnikach, kiedy tworzę ten tekst). Świetne miejscówki ze Szkołą, Centrum Handlowym oraz tradycyjnym Skate Parkiem na czele. Plus do tego obecność ówczesnych skejterów, bo dość wymienić tutaj oprócz samego Tony’ego, Boba Burnquista, Bucky’ego Laseka oraz Chada Muska.
3. Gran Turismo
Wielu graczy zapewne zdaje sobie sprawę, że pierwsze Gran Turismo było grą przełomową. W latach 90., jeszcze żadna inna firma nie pokusiła się o wrzucenie do swojej produkcji 150 idealnie odwzorowanych modeli aut i do tego spędziła setki godzin na torach i w salonach, aby nagrać ich dźwięki silnika. GT było więc nie tylko grą wyścigową, ale też wirtualną encyklopedią motoryzacji. Cieszę się, że dzisiaj mogę zagrać w Gran Turismo 7, natomiast już mniej z tego względu, że seria nie wyznacza trendów tak jak kiedyś. Po cichu liczę, że to się zmieni i tak jak lata temu zdobywanie licencji z idealnego hamowania i pokonywania zakrętów, będę cieszyć japę z nowatorskich rozwiązań, o których nawet nie śniłem. Znając jednak ślimacze tempo Polyphony Digital, nie wiem czy dożyję.
2. Crash Bandicoot
Oj namęczyłem się grając w Crasha, próbując zdobyć wszystkie gemy. To była zresztą moja pierwsza produkcja, którą dzisiaj bym określił jako “scalakowaną”. Ale to nie dlatego Crash tak skutecznie wrył się w moją pamięć. Pierwsza część z jamrajem po prostu była świetnie zrobioną platformówką. Każdy poziom był maksymalnie dopracowany, bossowie trochę śmieszni, trochę przerażający. Ta gra na PSX-a po prostu nie miała konkurencji, tak samo zresztą jak wyżej wymienione produkcje. Owszem, posiadacze Nintendo mieli Mario, a Saturna Sonica. A ja miałem Crasha i bardzo dobrze mi z tym. Może poza faktem użerania się z “planszą na moście”, która powróciła niczym najgorszy sen w jeszcze straszniejszej wersji za sprawą remake’u pierwszej części… Niektórzy twórcy gier mają dziwne poczucie humoru.
1. Final Fantasy VII
Gra legenda, gra wybitna, gra niemal doskonała. Zresztą co mi tam, powiem to po raz kolejny w tym tekście – jak na swoje czasy wyznaczająca nowe trendy i pozostawiająca konkurencję daleko w tyle. Genialna fabuła, miejscami ściskająca za serducho, charakterystyczni bohaterowie, świetny system walki i powalająca jakością grafika. Czego chcieć więcej? W moim przypadku karty pamięci… Tak, jako młody szczyl chciałem mieć jak najwięcej gier, nie zdając sobie sprawy, że niektórych nie przejdę nie mając na czym zapisać stanu gry. Do dziś więc pamiętam, jak grałem w Final Fantasy VII bez wyłączania konsoli przez 3 dni z przerwami na obiad u dziadków (na szczęście mieszkali kilka bloków dalej). I tak moja przygoda musiała się zakończyć po wyjściu z Midgaru i ubiciu przez jednego z bossów. Potem do gry wróciłem po kilku miesiącach, jak udało mi się uciułać na kartę pamięci. Wtedy 64 MB robiło wrażenie. Cieszę się, że mogłem ostatnio do gry powrócić za sprawą FFVII Remake, w nieco odmienionej formie i już bez konieczności pozostawienia konsoli włączonej przez kilka dni.
Tak zatem wygląda moja lista gier, które odcisnęły na mnie największe piętno. Takie pozytywne rzecz jasna, z kilkoma małymi wyjątkowami. Tym bardziej micha się raduje, kiedy mogę w wyżej wymienione produkcje grać dzisiaj w odświeżonej wersji i widzę też, że są one w dobrej formie. Nie idealnej, ale po prostu dobrej.
Życzę przy okazji sobie i Wam, aby takich gier, które wyznaczały trendy, powstało jeszcze więcej i twórcy nie bali się przekraczać granic wizjonerstwa. Czy taki czas nadejdzie? Tego nie wiem, bo dzisiaj gry robi się inaczej niż kiedyś, zapominając że działamy w branży kreatywnej, a nie bankowej.