Kubuś Puchatek morduje Pszczółkę Maję. Nie chcecie na to patrzyć
Domena publiczna wzbogaciła się niedawno o jedną z książek Alana Alexandra Milne’a. Chodzi o Kubusia Puchatka, który tym samym trafił w ręce wszystkich, mających choćby cień pomysłu na “alternatywne” przygody bohatera.
Pierwsze efekty już są. Internet obiegły bowiem zdjęcia z nadchodzącego slashera Winnie the Pooh: Blood and Honey. Nie podano jeszcze szczegółów fabuły, lecz grafiki sugerują, że Kubuś wraz z Prosiaczkiem wybiorą się na mordercze łowy. I o ile rozumiem – a wręcz pochwalam samą ideę związaną z istnieniem domeny publicznej – to mam pewne wątpliwości, co do jej działania.
Domena publiczna rzeczywiście ma swoje zasługi, jeśli chodzi o rozwój kultury. To swoisty kompromis pomiędzy prawami autorskimi a interesem społeczeństwa, które powinno mieć swobodny dostęp do dzieł literackich czy filmowych. Przykład Kubusia Puchatka pokazuje jednak, że być może warto byłoby ograniczyć w jakimś stopniu możliwość działania nad niektórymi pracami. Nie jestem zwolenniczką cenzury, absolutnie – próbuję tylko ocenić, jak daleko mogą posunąć się twórcy korzystający z zasobów domeny publicznej.
Tak oto mamy slasher, w którym przyjazne do tej pory zwierzątka, towarzysze dzieciństwa niejednego dziecka w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, zmieniają się w krwiożercze bestie mordujące wszystkich dookoła. Nie wyglądają już zresztą tak sympatycznie – Prosiaczek nieco zdziczał, Puchatek nabrał lekko lubieżnego wyrazu pyszczka, a gdy razem czają się na roznegliżowaną bohaterkę wylegującą się w basenie, stanowią dość surrealistyczny widok. Ktoś mógłby uznać, że to koniec, dzieciństwo zniszczone, a jego dymiące zgliszcza rzucą się cieniem na resztę życia. Aż tak daleko nie zabrnę – choć nie ukrywam, że slasher z Puchatkiem budzi we mnie pewien niepokój.
Morderstwa na Zielonym Wzgórzu
Oczywiście widzieliśmy już “przeróbki” dzieł z uwielbianymi bohaterami. Alicja również swego czasu opuściła książkową Krainę Czarów, aby walczyć z czyhającym na nią złem w American McGee’s Alice. W tym przypadku jednak otrzymaliśmy grę mocno osadzoną w oryginalnym świecie, choć rzeczywiście przedstawiającą alternatywną wersję wydarzeń. Śmiem jednak stwierdzić, że kaliber jest tu nieco inny; historię Alicji urozmaicono, lecz nie zmieniono jej głównych założeń. Postaci z Kubusia Puchatka natomiast wycięto z ich oryginalnego środowiska i wtłoczono tam, gdzie kompletnie nie pasują – do filmu przeznaczonego wyłącznie dla widzów dorosłych.
Wzorem politycznych czarnowidzów zapytam: co będzie następne? Czy Ania z Zielonego Wzgórza brutalnie zamorduje Mateusza i Marylę, by następnie żyć wraz z Dianą w pokoiku na facjatce? Czy trzech panów w łódce urządzi sobie orgię, a pies będzie to uwieczniał na zdjęciach? Gdzie Gucio-morderca zakopie zwłoki Pszczółki Mai? Czy Anne Frank spotka Elzę – Wilczycę z SS i spróbuje wkupić się w jej łaski? Gdzie tak właściwie leży granica, której przekroczyć nie możemy?
Teoretycznie granicy nie ma, a zarazem jest ona wszędzie. Wszystko zależy od indywidualnego poczucia dobrego smaku i własnej wrażliwości. Tej widocznie mam dość dużo, gdyż rzeczywiście razi mnie pomysł Rhysa Frake-Waterfielda na “nowe przygody” Kubusia i Prosiaczka. Nie, twórca nie zniszczył mi dzieciństwa – po prostu moja prywatnie ustalona granica znajduje się nieco przed Puchatkiem-mordercą. Nie jestem w tym zresztą osamotniona; informacja o filmie obiegła internet błyskawicznie, zaś komentujący niezmiennie zastanawiają się, skąd twórca wziął właściwie taki pomysł. Jedno trzeba mu przyznać – działania marketingowe ma już właściwie załatwione.
Nie tędy droga
Obawiam się niestety, że w samej idei domeny publicznej trudno byłoby o zmianę. Każde ewentualne ograniczenie zasad mogłoby się wiązać z zarzutem cenzury, a ta jak wiadomo jest sprzeczna z całą koncepcją. I choć zdaję sobie sprawę, że wiele osób z zaciekawieniem obejrzy nadchodzący film, osobiście będę trzymać kciuki za to, by kolejni twórcy nie poszli w ślady Rhysa Frake-Waterfielda. W tym widzę bowiem bardziej próbę zszokowania, podniesienia tematu – a nie chęć stworzenia czegoś nowego. Żyjemy wprawdzie w kulturze remiksu, lecz i to moim zdaniem powinno mieć swoje granice. W przeciwnym razie domena publiczna może zabić Kubusia Puchatka – a tego postaciom ze Stumilowego Lasu zrobić nie możemy.