Gracze wściekli na szefa Sony, ale dla mnie to skurczybyk, który wie co robi

gracze chcą usunąć Jima Ryana z Sony
Publicystyka

Szef SIE, Jim Ryan to wróg nr 1 wśród fanów PlayStation. Niestety jest potworem, którego dzisiaj potrzebujemy.

Dopóki na fotelu CEO w firmie Sony Entertainment zasiadał Ken Kutaragi, a później Kaz Hirai, gracze przeważnie życzliwie wyrażali się o swoim “władcy”. Wtenczas traktowaliśmy platformę PlayStation jako źródło boskich gier, szczycąc się posiadaniem tejże konsoli. I nagle przyszedł 2019. Dawny ład został zakłócony przez zmianę głównej postaci na tronie, czyli Jima Ryana.

Chciałoby się powiedzieć “Umarł król, niech żyje król”. Lada chwila miała nadejść nowa generacja sprzętu, więc z optymizmem patrzyliśmy w przyszłość. Wiele osób wspominając owe słowa, pluje dziś sobie w brodę. Polityka Sony zmieniła się nie do poznania, że pojawia się coraz więcej hejtu niż miłości. A że to król podejmuje ostateczne decyzje, nań spada cała odpowiedzialność za narodziny wściekłego tłumu graczy. Nie pasuje im zablokowanie dostępu do sklepu PSN dla PS3 i PS Vita. Nie w smak zamknięcie Japan Studio, któremu winni pomniki stawiać za Bloodborne i The Last Guardian, a nie skazywać na potępienie. Zniewagą okazało się również anulowanie kontynuacji głośnego hitu z PS4 – Days Gone 2. Koncepcja rozwoju wedle nowego szefa Sony już nawet nie jest modyfikacją, a odwróceniem się od japońskiego credo. Aktualny kierunek to amerykański sen o wielkich pieniądzach, które mogą zapewnić blockbustery i pewne inwestycje.

Sony przestało traktować graczy jak dzieci, którym trzeba robić przysługi

W przeciwieństwie do popularnych opinii, pod którymi łatwo zostawić łapkę w górę, uważam, że gros graczy chyba zapomniało ściągnąć opaski z oczu. Bo zdaje się, że kompletnie nie widzą ofensywy Microsoftu i różnic, jakie dzielą giganta z Redmond od Sony. Przede wszystkim ten drugi ma o wiele mniejsze zaplecze finansowe, co jest istotne dla finansowania ryzykownych projektów. Każda nieudana inwestycja w tytuł ekskluzywny to dziura, którą trzeba zatkać innymi dochodami. Tak jak nie podoba mi się ograniczanie wydatków na tworzenie mniejszych gier i niepewnych kontynuacji, tak doskonale rozumiem ten zabieg. W rozwoju firmy sprawianie przyjemności grupie fanów Days Gone jest mniej istotne od utrzymania budżetu w ryzach. W tym przypadku mam wrażenie, że niektórzy chyba zapomnieli o swojej pozycji w hierarchii.

Days Gone 2 anulowane

Zauważcie, że Days Gone zaskarbił sobie atencję tylko w konkretnych kręgach miłośników horrorów, zombie i settingu apokalipsy. Nie jest grą uniwersalną. A dodatkowo niedoszlifowanie warstwy technicznej odbiło się na mieszanych opiniach. Na to Sony po prostu nie może sobie pozwolić, gdy po drugiej stronie czai się Game Pass z miksem różnej jakości gier. To właśnie poziom dopracowania produkcji na PlayStation sprawia, że konsola Sony szybciej znika ze sklepów.

I nawiązując do tematu, myślicie, że gracze wybierają ofertę Sony przez wzgląd na setki małych gier czy pojedyncze, grube AAA? Małe może cieszyć na chwilę, ale to przy dużych grach bawimy się najlepiej. Tym samym w pełni zgadzam się z decyzją o narzucenie niewdzięcznej, ale rokującej idei o blockbusterach. Nawet jeśli mówimy o grach, które nie potrzebują jeszcze remaka. The Last of Us, Uncharted wciąż wyglądają dobrze i są grywalne, ale dam sobie uciąć Waszą rękę, że w chwili udostępnienia trailerów zmienicie zdanie. Znajdą się pewnie oponenci, jak w każdej innej dziedzinie. W demokracji rzecz jednak polega na tym, by zadowolić największe masy. Słaby argument? Macie rację, bo grafik wydawniczy Microsoft jest prawdopodobnie lepszą motywacją do zmiany polityki Sony. Konkurencja postanowiła uderzyć w temat gier ekskluzywnych (np. Hellblade 2, S.T.A.L.K.E.R. 2, Fable). Tej wojny nie da się wygrać indykami, więc przestańcie zawodzić na Jima.

Koniec PSN dla PSP, PS3 i PS Vita to cios w plecy graczy, ale zło konieczne

Grożą palcami, wyzywają i żądają zwolnienia Jima Ryana – to są współcześni fani PlayStation. A ja się zastanawiam, ilu tak naprawdę osobom nie pasują decyzje antagonisty z Sony. Ilu graczy jest skłonnych skreślić swoją ulubioną platformę tylko dlatego, że nie będzie Days Gone 2 i na starej generacji konsol zablokowany zostanie dostęp do PSN? Wchodzę sobie na petycję z żądaniem usunięcia ze stołka Jima Ryana, a tam w przeszło 2 tygodnie zebrano niecałe 2,5 tysiąca podpisów. Hmm, z tych 50 mln. użytkowników to chyba niezbyt dużo. Można więc założyć, że pozostałym ponad 49 mln. graczy zupełnie to nie przeszkadza. Krzyczą tylko dla zasady. Tak, jakby rozumieli, że utrzymywanie przy życiu zaśniedziałej technologii jest bezsensowne.

Sony zablokuje dostęp do PSN

Chyba mają rację. To wielka szkoda, że wraz z zakończeniem wsparcia dla PSP, PS3 i PS Vita upadnie dziedzictwo Sony, lecz ma to swoje dobre strony. Twórcy spożytkują lepiej czas na rozwój nowego systemu PlayStation 5. Zaoszczędzą także na finansowaniu pracy nad serwerem PSN. Zamiast przygotowywania old-genowej aktualizacji część załogi będzie mogła nawet pomagać przy produkcji gier. To oznacza, że wymagane poprawki dla sklepu, systemu i kolejne gry wyjdą znacznie szybciej. Czy nie o to chodzi graczom?

Wiem, że właściciele zabytków nie przyklepią mi piątki, lecz na pewno rozumieją, na czym polega rozwój. Progres wymaga ofiar. Aby Sony mogło stawiać opór monopolowi Microsoftu muszą patrzeć do przodu. Muszą podejmować trudne decyzje, nawet takie, które z naszej perspektywy są idiotyczne. Sony musi działać inaczej od głównego konkurenta. Microsoft stać na wielotorowe rozwiązania – przejmowanie studiów i licencji gier, wspieranie kompatybilności wstecznej, stawianie odważniejszych kroków w dziale exclusive games. Aż takiej swobody Sony nie ma. Żeby nie skończyć tak, jak np. Sega, która oddycha jeszcze dzięki serii Total War i Yakuza, chcą umocnić swoją pozycję poprzez sprzedaż PS5 i dużych gier. Graczom powinno zależeć na płynności finansowej Sony, której na bank nie zapewnią wpływy ze sprzedaży gier na archaicznym sprzęcie. Na ogień odpowiada się wodą, a na dywersyfikację pracy konkurencji ogniskowaniem na jeden cel.

Jim Ryan to skurczybyk, który prawie zawsze wie, co robi

Jim Ryan szef PlayStation

Nie odnoście mylnego zdania nt. Jima Ryana. Żaden z niego wybawca i wizjoner. Nigdy nie dostanie rozgrzeszenia za uśmiercenie Japan Studio. Na szczęście, co jest martwe, nie może umrzeć, lecz odradza się twardsze i silniejsze. Talentu pracowników będziemy wypatrywać w nowych grach PS5 pod szyldem Sony oraz w nowo powstałym studio Bokeh.

Natomiast wracając do Jima, jest on potworem. Będzie powodem, dla którego wiele tytułów dla PlayStation zostanie anulowanych, szczególnie te mniejsze bez szans odniesienia ogromnego sukcesu komercyjnego. Spodziewam się, że zrobi wszystko, aby zcentralizować działy deweloperskie Sony, w następstwie tego zmniejszając liczbę studiów. Ale czy to takie złe? Selekcja naturalna pozwoli skupiać im się na najlepszych pomysłach i zadbać o jeszcze lepszą jakość w ramach liczniejszych zespołów. Jeśli w ten sposób mają zagwarantować nam nowe hity pokroju The Last of Us, God of War, Marvel’s Spider-Man, Bloodborne, to ja zabiorę nawet z tacy pieniądze i dorzucę się do budżetu Sony.

Grzegorz Rosa
O autorze

Grzegorz Rosa

Redaktor
Ekspert w dziedzinie "kombinatoryki" w grach i zarazem człowiek, który wybrał drogę antagonisty. Nie boi się pisać treści niewygodnych dla innych. Specjalizuje się w publicystyce wszelakiej, krytykowaniu słabych gier, filmów, a nawet ludzi. Jako jedyny na świecie grał już w Wiedźmina 4...
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie