Polski wydawca broni swojej gry. To najdziwniejsze tłumaczenie, jakie widziałem
Premiera gry Hairdresser Simulator na Steam nie była epokowym wydarzeniem i nie powieliła sukcesów innych symulatorów, które cieszą się dużą popularnością. Polski wydawca postanowił wytłumaczyć, dlaczego gra okazała się porażką i dlaczego… zdecydowano się na zwiększenie wymagań sprzętowych krótko przed wydaniem. Zasadność jego wypowiedzi ocenicie oczywiście sami.
Hairdresser Simulator — anatomia porażki słowami wydawcy
Choć wszelkiej maści symulatory cieszą się dużą popularnością, to nie każdy tytuł jest skazany na sukces. Dowodzi temu choćby niedawna premiera gry Hairdresser Simulator. Pomysł u podstaw jest nawet ciekawy, wszak mowa o kolejnym zawodzie, który możemy wykonywać w przestrzeni wirtualnej. Statystyki są jednak nieubłagane — po premierze gra nie cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród graczy. W szczytowym momencie licznik osób spędzających czas z grą na Steam wynosił około 500, co jest miernym wynikiem. Na dodatek przez decyzję twórców wartość ta raczej nie zostanie przebita.
Wyobraźcie sobie, że krótko przed premierą zdecydowano się na… zwiększenie wymagań gry. Tak, wymagana specyfikacja techniczna komputera urosła po tym, jak wiele osób testowało demo i było zadowolonych. Brzmi dziwnie? Tak, choć w tym wypadku powinniśmy oddać głos wydawcy gry. Ten postanowił wypowiedzieć się na temat premiery i wytłumaczyć, co poszło nie tak.
Mateusz Jeleń tłumaczy, że zmiana wymagań była konieczna. Wersja demonstracyjna (przyjęta raczej dobrze) nie posiadała tak zaawansowanej symulacji i fizyki włosów, dlatego działała inaczej, niż pełnoprawny tytuł. To jeden z powodów, dlaczego część graczy była z gry niezadowolona. Ta działała po prostu źle, biorąc pod uwagę ich komputery, które niekoniecznie spełniały wymagania zalecane do uruchomienia.
No właśnie, fizyka włosów. Jak napisał Jeleń, to z jednej strony największa zaleta i wada gry. Zaleta, bo wygląda świetnie i realistycznie. Wadą jest jednak to, że stanowi ogromne obciążenie dla podzespołów komputera. Mężczyzna przyznał, że projekt ten nieco przerósł jego twórców.
Ostatecznie da się odnieść wrażenie, że tłumaczenie opiera się na niemal całkowitym zrzuceniu odpowiedzialności za zły stan gry na graczy i ich komputery. Czy faktycznie da się w ten sposób to wytłumaczyć? No nie – skoro powszechnym problemem jest w tym wypadku źle działający produkt, to wina leży po stronie twórców, nie zaś ogółu graczy. Ich negatywne opinie na Steamie nie są zatem nieuzasadnione.
Całość przypomina dość klasyczną zagrywkę i gaszenie pożaru, który chyba jest już nie do opanowania. Cóż, przyjdą kolejne gry i kto wie, może podobne akcje będą niczym nowym…