GTA the trilogy recenzja

Recenzja GTA The Trilogy – The Definitive Edition. Zglitchowany hit

Gra: GTA The Trilogy - The Definitive Edition

Recenowana na: PS5

Bugi, glitche i optymalizacja będą od teraz mocniej kojarzone z GTA. Dlaczego więc tak trudno oderwać się od odświeżonej trylogii? Oto recenzja GTA The Trilogy – The Definitive Edition.

Zdaje się, że zewsząd płyną negatywne opinie o “nowym” GTA. Obrywa się wydawcy i właścicielowi marki za to, że postawił kultową trylogię w złym świetle. Nie godzi się to twórcom takiego formatu, prawda? To nie jest jakiś wyjątek od reguły. Nie tak dawno śmialiśmy się z Cyberpunk 2077, wskazując palcem latające samochody, przechodniów bez twarzy czy komiczne zachowanie AI. Teraz chichrać będziemy po uruchomieniu odświeżonej trylogii GTA. Sam tego doświadczyłem w każdej z unowocześnionych części gry. Ilekroć jednak zderzałem się z problemami technicznymi, całkiem świadomie coraz mocniej przymykałem na to oko (nie dwa, bo wciąż jakość była transparentna). Dlaczego? Zanim Wam na to odpowiem, powrócę myślami do wszystkich rzeczy, które w sposób wytłumaczalny psują zabawę.

Optymalizacja wrogiem nr 1

Wiele gier już w życiu ograłem i na różnych sprzętach. Wzmocniło to moją tolerancję na spadające klatki i mikroprzycięcia obrazu. Ale takich ekscesów jak w GTA The Trilogy – The Definitive Edition dawno już nie widziałem. Jakby nie było, PS5 to maszyna ze średniej półki, z bebechami, które teoretycznie powinny odtwarzać zremasterowane gierki z lat 2002-2005 (wersje PC) w 60 kl/s. Bo jakież to wyzwanie względem The Last of Us II czy Horizon Zero Dawn, chyba żadne?

Tym większe było moje zdziwienie, gdy podrasowane GTA III, Vice City i San Andreas zaczęły dusić konsolę jak niegdyś Crysis. W tych grach płynność jest względna – raz jest, raz jej nie ma. Niezależnie od części jest wręcz tragicznie. Spadki fps-ów są nagłe i burzliwe – od 60 do poniżej 30. A żeby dodać pikanterii, nie mówię o graniu w rozdzielczości 4K i w trybie jakości. Oj nie, dramat w moim przypadku odbywał się w 1080p i przy aktywnym trybie wydajności.

recenzja GTA The TRilogy – The Definitive Edition

Kłopoty z optymalizacją dają się poznać najczęściej w nocy, przy dużej liczbie źródeł światła. Kilka przejeżdżających samochodów ze sprawnymi reflektorami, neonowe szyldy sklepów i lampy oświetlające ulice to recepta na chaos. Podczas wykonywania misji, mając na ogonie konwój wnerwionych gliniarzy, czasem ciężko opanować samochodów czy trafić kulą we właściwą osobę. Można do tego przywyknąć lub zmienić ustawienia graficzne na maksymalne i grać w stałych 25-30 kl/s. Jednakże cierpliwość mogą nadwyrężyć także inne problemy natury technicznej.

Glitch Theft Auto

Nawet nie wiem od czego zacząć… Może chronologicznie od GTA III. Przez kilkanaście godzin testów kilkukrotnie musiałem uruchamiać grę w wyniku crashów. Bywało, że w tych samych momentach rozgrywki wywalało niebieskie okno z błędem systemowym. Na niektóre misje musiałem znaleźć patent, aby móc je ukończyć. Sprawa niemal identyczna jak w Vice City i San Andreas, bo choć crashów tam mniej, tak błędów utrudniających postęp w rozgrywce było imponująco dużo.

Do takich typowych glitchy zaliczyłbym zaklinowywanie się postaci lub samochodu w obiektach otoczenia. Dosłownie przechadzając się chodnikiem można ugrzęznąć w nim na amen i pomaga tylko restart gry. Do bezpiecznych czynności nie należy nawet przejazd pustą ulicą, bowiem ta potrafi z niewyjaśnionych przyczyn doprowadzić do kolizji auta. Kłopotliwe są też czołówki z innymi kierowcami. Zaledwie po jednym uderzeniu przy niedużej prędkości samochód z bohaterem wyrzucało mi w górę niczym wystrzeloną rakietę. Ten sam efekt “lotniczy” zarezerwowano dla przechodniów i motocyklistów. Nie trudno zauważyć, że silnik fizyki i system kolizji gryzą się z nowym silnikiem graficznym.

recenzja GTA The Trilogy – The Definitive Edition

Na osobny akapit zasługuje zachowanie AI. Towarzysze blokujący drogę, respawnujący się w kółko z tego samego miejsca przeciwnicy, nad wyraz agresywna policja, dziwnie zaprogramowane waypointy dla NPC-ów (blokują się na budynku czy ogrodzeniu)… Niektóre sytuacje śmieszą, inne bardziej irytują. Szczególnie, gdy wykonujemy zadania, w trakcie których musimy pilnować nie tylko swojego paska życia – wtedy to bugi potrafią zamienić przyjemność w cierpienie. Ale właśnie, to nie są chrystusowe męki; nie upadniemy 3 razy z padem w dłoni w imię powrotu do uwielbianych klasyków z dzieciństwa. Z niejednej rany poleje się krew, acz wprowadzone zmiany w trylogii wywołają na twarzy więcej uśmiechu niż grymasu bólu.

GTA The Trilogy zyskało nowy image

Gdy pojawiły się pierwsze przecieki o GTA The Trilogy – The Definitive Edition, większość zaczęła marzyć o przerzuceniu gier na silnik z GTA V. A ja wręcz przeciwnie, chciałem, aby zachowały swój specyficzny styl. Trochę karykatury, parodii stojącej naprzeciw realizmu. Mimo graficznej modernizacji, jakaś część tego została. Tylko trzeba pogodzić się z tym, że między 3 odsłonami gry nie ma już takiej przepaści w oprawie graficznej. Możemy doszukiwać się różnic w teksturach, szczegółowości obiektów 3D i 2D, co jest dostrzegalne gołym okiem. Niemniej “Trójkę”, Vice City i San Andreas zrobiono na jedno kopyto. Tożsame są dla nich cieplejsze kolory czy wygładzone krawędzie. Mapa gier zyskała lepszą widoczność, dzięki zredukowaniu mgły do minimum. Ogół świata wydaje się przez to mniejszy, pozbawiony głębi, i jednocześnie sprawia problemy przy dalekim rysowaniu.

recenzja Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition

Za kontrowersyjne możemy uznać przerobione modele postaci. Wygładzenie twarzy, pozbycie się w nich drobnych szczegółów i zastosowanie przejaskrawionych kolorów nadało im taki dziecięcy, bajkowy charakter, który odseparowuje ich od otoczenia. Aczkolwiek ich stylizacja całkiem dobrze współgra z naturą gry – w końcu historia i ten świat to parodia rzeczywistości. Wyszły z tego kukiełki bez doczepionych linek, ale efekt najgorszy nie jest. Z tymże kompletnie spartolono robotę z oświetleniem twarzy NPC-ów. W mniej słoneczne dni u niektórych nie widać rysów facjaty, a gdy pada na nich światło, punktowo rozświetla ich niczym flara (biała plama), zamiast naturalnie rozjaśniać fragmenty ciała.

Czy będzie dla Was pocieszeniem, jeśli powiem, że więcej czasu spędzicie za kółkiem niż w butach? Czemu nie. Projekty aut niezbyt się zmieniły, bujają się niemal tak samo jak wcześniej (z drobnymi różnicami w konkretnych modelach – większy bounce body) i nawet ładniej się prezentują. Mają bardziej żywe kolory i nareszcie uzyskano efekt metalowej karoserii, na co bezwzględnie wpływa poprawiony system oświetlenia.

GTA The Trilogy – The Definitive Edition ubyło kilka głębokich zmarszczek

I tu również trzeba ogółem podkreślić efekt światła w grze – uwidacznia szczegóły w każdej teksturze (ziarno asfaltu, źdźbła zieleni, mokre nawierzchnie). Uwypukla i wyciąga na wierzch wiele detali, których, w normalnych warunkach nie dostrzeżemy. Środowisko gry wydaje się przez to bardziej plastyczne. Dużą w tym rolę odgrywa też dynamiczne cieniowanie – nie było go w starszych edycjach gier. Mamy miękkie i twarde cienie, ale też dobrze opracowane efekty odbicia, które wespół zespół naśladują technologię ray tracing.

recenzja GTA The Trilogy - The Definitive Edition

Różnicę między starą a nową generacją trylogii GTA stanowią przede wszystkim wyższej rozdzielczości tekstury, praktycznie każdej nawierzchni, elementu architektury, samochodów, dostępnej fauny. Mimo że to pokraczny, z poprzedniej epoki świat gier, tak odmłodniał o kilka lat. Nie rażą już rozpikselowane liście drzew, animacje płomieni, wody wydobywającej się z hydrantu i falującego morza (w Vice City jest krystalicznie czyste).

Nie każdemu przypadnie do gustu nowy styl graficzny, lecz należy uciąć łeb spekulacjom, jakoby twórcy (Grove Street Games) nie poczynili zbyt wielu zmian w oprawie i coś ponad to. Jest przecież wygodniejszy system wyboru broni zaklęty w kole, celowanie bardziej precyzyjne (z opcją wspomagania może aż za łatwo), mniej kłopotliwa minimapa. GTA The Trilogy może nie wykorzystuje w pełni mocy PS5, ale wie do czego służy szybki dysk – loadingi trwają krócej.

Cieszy, że struktura misji w grach została zachowana, nie ingerowano w dialogi czy cutscenki. Można było jednak zajrzeć do kodu gry, bowiem The Definitive Edition otrzymał w spadku stare rozwiązania, za którymi nie tęsknilibyśmy. Mam na myśli Tommy’iego, który nie nauczył się pływać ani chodzić podczas kucania, sporadyczne problemy z działaniem kamery, brak opcji ręcznego zapisu gry w dowolnym momencie. Mógłbym jeszcze nawiasem dodać usunięcie z listy piosenek ikonicznych utworów (np. ze Scarface), ale to kwestia odnawiania licencji przez wydawcę a nie producenta gry, więc nie jestem przekonany czy powinniśmy się tego czepiać.

recenzja GTA The Trilogy - The Definitive Edition

To będzie “retro” hit, ale nie tak od razu…

Pewnie nie mielibyście mi za złe, gdybym od dołu do góry przetyrał GTA The Trilogy – Definitive Edition. Tak trochę zasługuje na to odświeżona trylogia, chociażby przez wzgląd na optymalizację, o której twórcy chyba kompletnie zapomnieli. Ale ja pokładam jeszcze w tej grze ogromne nadzieje, że wyjdzie na prostą. Skoro Cyberpunk 2077 z mniejszą ekipą mógł (na PC), to dlaczego Rockstar Games miałby sobie odpuścić. Po takiej wtopie myślę, że główny odział studia dołączy do prac naprawczych i kwestią niespełna roku będzie dopełnienie obietnicy o w pełni dopracowanej serii GTA.

Niemniej moja ocena nie jest wystawiona na wyrost. To dla mnie swoisty wehikuł czasu, sposób na odświeżenie fajnych wspomnień z lat młodości. W trakcie przenoszenia się do tamtych chwil, telepie w maszynie, niemal z niej wypadnę, z trudem łapiąc balans na niewygodnym krzesełku. A jednak wiem, że tylko tak wrócę do trylogii GTA, bo te stare wersje… oj. Nie każdą zmarszczkę da się zakryć tapetą, nie każdy piksel miłością do gry.

GTA The Trilogy - The Definitive Edition

Na ten hit trzeba jeszcze poczekać

Glitche i kiepska optymalizacja psują ogólny obraz wielkiej trylogii. Koniec końców jest ona o wiele ładniejsza, choć czeka ją jeszcze kilka aktualizacji, aby była w pełni grywalna.

3

Plusy:

  • coś więcej niż tradycyjne remastery
  • widoczne zmiany na plus w oprawie graficznej
  • szybkie loadingi
  • zachowanie oryginalnej fabuły i zadań
  • za kilka miesięcy będzie hitem...

Minusy:

  • ...ale trzeba poczekać na poprawki
  • optymalizacja, której żadna z gier nie posiada
  • problematyczne AI
Grzegorz Rosa
O autorze

Grzegorz Rosa

Redaktor
Ekspert w dziedzinie "kombinatoryki" w grach i zarazem człowiek, który wybrał drogę antagonisty. Nie boi się pisać treści niewygodnych dla innych. Specjalizuje się w publicystyce wszelakiej, krytykowaniu słabych gier, filmów, a nawet ludzi. Jako jedyny na świecie grał już w Wiedźmina 4...
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie