Mam dość. Rzucam hity i wyjeżdżam na fermę indyków

Gry indie ratują mi czas wolny. Hity AAA zaczynają mnie męczyć
Felieton PG Exclusive

Od zawsze uważałem gry indie raczej za odskocznię od dużych premier, a nie moje główne poletko zainteresowań na rynku gier wideo. Ostatnio jednak coś się zmieniło i nie jestem pewien, czy wypaliłem się jako gracz AAA, czy może to z grami, które wybierałem, jest coś nie tak.

To pytanie pojawiło się w mojej głowie kilka dni temu, kiedy ogrywałem Marvel’s Spider-Man: Miles Morales, na które czaiłem się od czasu ujawnienia oferty nowego PS Plus. Odhaczyłem kilka zadań, obiłem paru złoli, pohuśtałem się po mieście i… nie odczuwałem przy tym większych emocji. Fajnie się buja ten Miles Morales, ray tracing robi robotę, a i walka nie pozostawia wiele do życzenia, ale jakieś to wszystko bez duszy – puste.

Pięknie i dużo =/= dobrze i ciekawie

Podobnie miałem zresztą z paroma innymi hiciorami, które odpaliłem w ostatnim czasie. Dodatek do Ghost of Tsushima wygląda przepięknie, ale nie potrafię się w niego wkręcić. W Crusader Kings III spędzałem cztery godziny dziennie, a teraz trudno mi wytrzymać kwadrans. Nawet Diablo Immortal, które pomimo hejtu fanów sprawiało mi sporo frajdy, obecnie nie potrafi mnie to siebie przyciągnąć na dłużej. I mógłbym tak wymienić jeszcze kilka innych wielkich produkcji, które próbowałem ostatnio ograć, ale nie ma to większego sensu – widać, że pojawił się problem.

Absolutnie nie chcę tutaj ujmować kunsztowi twórców którejkolwiek z wymienionych gier – wszystkie mają wiele świetnych, w niektórych przypadkach nawet wybitnych elementów i żadna z tych produkcji nie jest przeze mnie uznawana za kiepską czy nawet przeciętną grę. Rzecz w tym, że w każdej z tych wielkich produkcji czegoś mi nagle brakuje. Jakiegoś “Pierwiastka X”, który dodawałby rozgrywce lub historii rumieńców. Fajnie, że te ładne i rozbudowane gry na dziesiątki godzin się ukazują, ale jakoś po prostu przestały mi ostatnio leżeć. I nie jest to wina twórców, a trendów.

Urlop od dużych gier

Zanim zacząłem dramatyzować i rozmyślać nad porzuceniem żywota gracza sprawdzającego większość nowych produkcji, postanowiłem zobaczyć, co tam na letniej wyprzedaży Steam piszczy. No i tak się przyglądałem, że kupiłem pięć różnych indyków, z czego w trzy wgryzłem się już dość mocno, a wciąż mi mało. Przez te kilka godzin grania nie odczułem ani chwili znużenia, a nieraz pojawiła się nawet ekscytacja tym, co może czyhać na mnie tuż za rogiem.

Świetnym przykładem odświeżającej i faktycznie wciągającej gry z moich ostatnich zakupów jest Cruelty Squad. To paskudny, toporny i zaskakująco różnorodny immersive sim, od którego nie mogłem się oderwać przez pół niedzieli. Nie jest to gra ani ładna, ani specjalnie duża, ale jednak jest “jakaś”. Kiedy w nią gram, czuję się, jakbym faktycznie obcował z czymś ciekawym, świeżym i – tak po prostu – dobrym.

Na moim dysku wylądowały też między innymi dwie visual novelki, które są dla mnie czymś wyjątkowo odświeżającym, bo nie miałem wcześniej styczności z tym gatunkiem: “Milk inside a bag of milk inside a bag of milk” oraz “Milk outside a bag of milk outside a bag of milk”. I – ponownie – to proste i niezbyt duże gry, których przejście zajmuje dość niewiele czasu, a jednak nie czuje się, aby był to czas zmarnowany.

Mam wrażenie, że moja “stagnacja AAA” może wynikać z tego, jakie głośne gry ukazały się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Horizon Forbidden West, Elden Ring, Pokemon Legends: Arceus, Elex 2, Lego Star Wars: The Skywalker Saga… To wszystko duże produkcje z masą rzeczy do roboty, które w gruncie rzeczy bazują na bardziej lub nieco mniej, ale jednak podobnych do siebie schematach. Może i wszystkie są dobre, ale na rynku po prostu czuć już nudę.

Pora więc na przerwę od dużych nowości. Złote góry hitów idą w odstawkę, a ja wybieram się na swoją fermę z indykami, aby trochę odpocząć od wielkich światów, długich historii, setek aktywności pobocznych i tego całego wysokobudżetowego zamieszania. Może po prostu przygrzało mnie słońce i zaczynam za bardzo marudzić, a może faktycznie ostatnie premiery AAA to monotonia. Wrócę, kiedy nieco się ochłodzi. Na przykład na Ragnarok.

Jakub Stremler
O autorze

Jakub Stremler

Redaktor
Popkulturowy kombajn lubujący się w literaturze weird fiction, filmowych horrorach, dobrej muzyce i grach wszelkiego rodzaju. Po godzinach studiuje game design i pielęgnuje pasję do sportu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie